Eryk Łażewski, Fronda.pl: Trwa strajk nauczycieli, główne organizowany przez Związek Nauczycielstwa Polskiego (ZNP). Nauczyciele mają oczywiście prawo do strajku, ale czy powinni przeprowadzać go właśnie teraz: podczas egzaminów? Czy termin tego strajku nie został tak wybrany, aby z jednej strony utrudnić odbywanie się kolejnych egzaminów, a z drugiej strony, aby było blisko do wyborów europejskich, i w ten sposób na nie wpłynąć?

 Marcin Wolski, dziennikarz, satyryk: Zadał Pan pytanie, na które jest krótka odpowiedź „tak” i właściwie nie ma co tu komentować. Poza jednym: uważam, że nauczyciele nie powinni mieć prawa do strajku, po prostu.

Nauczyciele nie powinni mieć prawa do strajku jako grupa zawodowa?

Tak - jak w skądinąd w dobrze zorganizowanych Niemczech. W dawnych czasach „Solidarności” bywały strajki zastępcze, na przykład: jeżeli postulaty danej grupy zawodowej (na przykład lekarzy) były słuszne, strajkowali hutnicy, czy górnicy. I tak się te sprawy załatwiało.

No, to jest ciekawy pogląd. I nawiązując do poprzedniego pytania: czy w tym strajku naprawdę chodzi o postulaty płacowe, czy jednak o coś innego, czyli o przygotowanie zwycięstwa Koalicji Europejskiej?

Na pewno masom, które biorą udział, chodzi o postulaty strajkowe, natomiast to, że politycy wykorzystują to instrumentalnie jako element walki z rządem, to też jest oczywiste.

A czy sam Sławomir Broniarz nie kieruje tak strajkiem, aby doprowadzić do zwycięstwa Koalicji Europejskiej?

Sądzę, że prawdopodobnie „tak”, ale głównie „gra na siebie”. Bardzo się tym strajkiem wylansował. Stał się postacią rozpoznawalną i podejrzewam, że nie chodzi w tej chwili o wybory europejskie. Wcale się nie zdziwię, jeżeli pan Broniarz wystartuje w wyborach do Sejmu lub Senatu na jesieni.

No i jest jeszcze taka sprawa, że nauczyciele grożą, że uniemożliwią promocje do kolejnych klas, a nawet matury, gdyż z powodu strajku mogą się nie zebrać rady klasyfikacyjne, dopuszczające do promocji i do matur.

To już w pierwszym pytaniu było. Ci, którzy zdecydowali się na strajk, robią oczywiście wszystko, żeby ten strajk był jak najbardziej dotkliwy. Przecież, gdyby chodziło tylko o pokazanie siły lub zwartości, to wystarczyłaby seria demonstracji ulicznych. I to poza godzinami pracy! Można byłoby też zrobić strajk okupacyjny w wakacje, który nie przeszkadzałby młodzieży. Nie! To jest tak, jak w przypadku szpitali, gdzie też było niegodziwe odchodzenie od łóżek pacjentów. Po prostu cynicznie jest to robione w ten sposób, żeby postawić się w maksymalnie dobrej pozycji negocjacyjnej. I nie mówię tu o rządzie: jak do tej pory rząd postępuje elastycznie i zdecydowanie.

A jeżeli do tego dojdzie, jeżeli nie będzie matur, to czy nie skończy się to skierowaniem opinii publicznej przeciwko strajkującym nauczycielom?

Ja uważam, że już ten proces się zaczął. I być może również do strajkujących to powoli dociera. Poza tym widać, że jednak determinacja i siła władzy jest duża. Łatwość, z jaką przeprowadzono pierwsze egzaminy (i podejrzewam, że teraz uda się z następnymi) powoduje, że sądzę, iż władza znajdzie sposób na rozwiązanie problemu matur. Skończy się na (prognozuję) ogromnej porażce pana Broniarza.

Właściwie odpowiedział Pan na moje kolejne pytanie. Chciałem bowiem zapytać się o to, czy Pana zdaniem ten strajk skończy się porozumieniem, czy też po prostu całkowitą wygraną jednej ze stron: rządu lub nauczycieli?

Bardzo prawdopodobnie skończy się porozumieniem. Ale widać wyraźnie, że władza zakreśliła granice tego porozumienia. Ta granica leży w tym miejscu, w którym zawarto porozumienie z „Solidarnością”. I nie sądzę, żeby władza (choćby ze względu na odpowiedzialność budżetową) posunęła się dalej w postulatach pozapłacowych. W tej chwili, jeśli będzie trwał strajk (ja się oczywiście mogę mylić, mówię to na moje odczucie), będzie przesuwanie się nastrojów, które były niesłychanie korzystne dla nauczycieli. W tej chwili, jeżeli to będzie dotykało szerokiej rzeszy młodzieży i pośrednio ich rodziców, tak się stanie.

Teraz mam pytanie do Pana jako do satyryka. Wydaje się, że nauczyciele teraz po prostu się ośmieszają: te różne występy, granie na gitarach, ktoś się też przebrał za krowę. Jak to będzie po strajku? Jak ta grupa zawodowa będzie wyglądała w oczach opinii publicznej po strajku?

No tak. Z jednej strony, to jest taki folklor strajkowy. I tak jest to lepsze, niż wybijanie okien. Mnie to akurat najmniej żenuje. O wiele bardziej akcje takiej jawnej nienawiści, na przykład skierowane przeciwko tym, którzy chcą pracować. Te takie swoiste „ścieżki zdrowia” dla nauczycieli, którzy nie podporządkowują się strajkowi. Taka właśnie przemoc werbalna. To wydaje mi się o wiele gorsze! A to, że sobie pośpiewają… No mój Boże, z mojej perspektywy – kiedy oglądam tych nauczycieli, którzy są w wieku, w którym mogą być moje wnuki – wygląda to tyle niegroźnie, co niepoważnie.

No właśnie, niepoważnie!

Oczywiście, że bardzo trudno będzie im podnieść swój autorytet, który i tak w szkołach (jeżeli chodzi o rodziców) „leży”. W związku z tym, pod bardzo wielu względami nauczyciele „strzelają sobie w stopę”, ponieważ dokładnie pokazują to, czego powinni oduczać uczniów. Uczniowie powinni być uczeni kompetencji, skłonności do poświęceń, kierowania się interesem drugiego człowieka, i tak dalej, i tak dalej, i tak dalej. Nauczyciele pokazują cechy, które powinni tępić u swoich wychowanków. Przez to są największymi przegranymi całej tej sprawy.

Rozumiem. I dziękuję bardzo za wywiad.