Żadnej opozycji na Białorusi, wywodzącej się z uciekinierów być nie może” – powiedział podczas posiedzenia rządu 6 grudnia białoruski dyktator Aleksander Łukaszenka. - Gdyby oni doszli do władzy na jeden dzień, blok NATO stałby pod Smoleńskiem – dodał.

Jak dowiadujemy się z komunikatu korespondenta BiełTA, białoruski dyktator Aleksander Łukaszenka miał przestrzegać przed możliwością powstania opozycji na Białorusi. Miał on się oburzyć tym, że jego przeciwnicy dążą do przeciągnięcia swoich ludzi do władzy.

Ważne jest, aby nie rozpoczynać polowania na czarownice i nie postrzegać wszystkich jako wrogów” – powiedział przezornie.

Łukaszenki stwierdził, że przebywająca na emigracji białoruska opozycja chce wybrać kogoś, kto byłby akceptowalny dla Kremla, ale celem byłoby obalenie jego rządów.

Szukają kogoś, na kogo mogliby postawić i kogo mogliby wspierać. Szukają kogoś, na kim mogliby się oprzeć – kto byłby znośny dla Rosji, jak to mówią – wszystko jest pisane na Zachodzie, ale byłby bezwzględnie posłuszny Zachodowi” – powiedział Łukaszenka.

Uznał też, że wielkim błędem byłoby, gdyby przed rokiem dopuszczono do przejęcia władzy na Białorusi przez opozycję, ponieważ – w jego opinii – „kraj po prostu by nie istniał”.

- Gdyby oni doszli do władzy na jeden dzień, blok NATO stałby pod Smoleńskiem. Wystarczy przejąć władzę na jeden dzień i wezwać tu obce wojska. Konstytucja zezwala na to prezydentowi. Gdyby prezydent był ich człowiekiem, skorzystałby z tego. Dlatego staramy się podważyć Konstytucję” – powiedział białoruski satrapa odnosząc się do konieczności zmian w białoruskiej konstytucji.

Przezornie stwierdził jednak, że „władzy nie można skoncentrować w rękach jednej osoby”.

 

mp/belta.by/kresy24.pl