Portal Fronda.pl: Sondaż CBOS przeprowadzony tuż przed wyborami wskazuje na 80 proc. poparcie dla prezydenta Komorowskiego – największe spośród polskich polityków i największe od początku jego prezydentury. Czym aż tak przysłużył się Polakom Bronisław Komorowski? 

Łukasz Warzecha: W moim przekonaniu Bronisław Komorowski w ciągu czterech lat swojej prezydentury doprowadził na wyższy poziom technikę, którą stosował Aleksander Kwaśniewski, czyli technikę „podobania się prawie każdemu”. Jak się przyjrzeć tej prezydenturze, to jest tam „coś miłego dla każdego”. Bo są gesty patriotyczne wykonywane przy okazji świąt narodowych, kokardy narodowe noszone 11 listopada, a zarazem jest grożenie palcem, kiedy strona konserwatywna już „za bardzo” lansuje pewne wartości. Komorowski występuje w roli właśnie takiego czynnika „stabilizującego”. Dla większości Polaków to jest bardzo czytelne przesłanie: „jeżeli ktoś chce zburzyć nam spokój, to Komorowski nawołuje, żeby nie warcholić”. Polacy chcą widzieć w prezydencie ostoję. W tej roli Komorowski sprawdza się bardzo dobrze.

Prezydentura Bronisława Komorowskiego to głównie dobry PR?

Według mnie tak. Pojawia się tu w ogóle pytanie o to, jaką rolę w państwie powinien odgrywać prezydent. W Polsce zostaliśmy przyzwyczajeni do dwóch głównych modelów prezydentury. Jeden to właśnie model PR-owski, który reprezentuje obecny prezydent. Można powiedzieć, że ma on uzasadnienie w naszej konstytucji, wedle której prezydent ma pełnić rolę takiego ponadpartyjnego czynnika stabilizującego, w zasadzie bez własnej roli albo z rolą sprowadzającą się do milczącej akceptacji tego, co robi rząd. Zapisy konstytucji dają prezydentowi kontrolę tylko nad pewnymi dziedzinami, np. nad obronnością czy polityką zagraniczną. Drugi model, który także znajduje uzasadnienie w konstytucji, reprezentowany przez Lecha Kaczyńskiego (choć w jakimś stopniu również przez Aleksandra Kwaśniewskiego) to model prezydenta aktywnego, który próbuje rozszerzać te swoje konstytucyjne kompetencje. Bronisław Komorowski zdecydowanie wpisuje się w ten pierwszy model, jedynie sporadycznie podejmuje większą inicjatywę. Wynika to w pewnym sensie także z tego, że on nie rządzi w warunkach koabitacji. A siłą rzeczy bodźcem dla prezydenta, aby zaczął bardziej wykorzystywać swoje kompetencje, są warunki koabitacji, bo realizuje on wtedy politykę będącą w kontrze do polityki rządu. Sądzę, że gdyby sytuacja się zmieniła, czyli gdyby u władzy stanęła dzisiejsza opozycja, to Bronisław Komorowski zacząłby dużo aktywniej korzystać ze swoich konstytucyjnych prerogatyw.

Jak pan wytłumaczy ponad 60-procentowe poparcie dla premier Ewy Kopacz, która miała dotąd niewiele czasu, aby się wykazać na swoim stanowisku?  

Muszę przyznać, że ten wynik jest dla mnie zupełnie niewiarygodny, gdyż prawie  dwukrotnie przekracza on poparcie dla Platformy Obywatelskiej. To, że poparcie dla Donalda Tuska było znacznie większe, niż dla Platformy było zrozumiałe, ponieważ Donald Tusk pokazał się jako polityk o dość dużej charyzmie. Ewa Kopacz nie ma charyzmy, jest to osoba o sztywnym sposobie bycia. Oczywiście, można tak duże poparcie przypisać zwykłemu czynnikowi nowości, który niekiedy rzutuje na wyniki sondaży. Wątpię jednak, by w tym przypadku był on na tyle istotny, by dawał Ewie Kopacz aż dwukrotnie wyższy wynik, niż uzyskała sama Platforma. Być może te drugie 30 proc. głosów oddali ludzie, którzy nie są zaangażowani w politykę, którzy w sondażach nie utożsamiają się z żadną partią, ale szukają w polskiej polityce jakiegoś punktu oparcia i znaleźli go właśnie w Ewie Kopacz? Naprawdę, trudno mi znaleźć w tym przypadku inne uzasadnienie.

Czy zapowiadane przez PiS i SLD protesty przeciwko nieprawidłowościom wyborczym, mogą przynieść jakiś wymierny rezultat?

Uważam, że najskuteczniejszym rozwiązaniem jest składanie do sądów skarg zawierających udokumentowane nieprawidłowości wyborcze - na co nie pozostało już wiele czasu. Moja propozycja jest taka, aby obie te siły połączyły starania, o to aby stworzyć internetowy system, który pokazywałby mapę takich miejsc wraz z konkretnym opisem tego co się stało, kto był świadkiem, na jakim etapie jest protest, etc. Wydaje mi się, że  jest to w tej chwili jedyna metoda, która może być skuteczna. Dlatego, że nawet jeśli PiS przygotuje projekt ustawy o skrócenie kadencji samorządów (który już podobno jest prawie gotowy), to wiadomo, że on nie przejdzie w Sejmie. Zresztą nawet gdyby przeszedł przez Sejm, to bardzo możliwe, że Trybunał Konstytucyjny go odrzuci. Choćby dlatego, że prezes Trybunału Konstytucyjnego nie próbował nawet zbadać bezstronności w sprawie wyborów, przez co bardzo wyraźnie opowiedział się po stronie Platformy.

Czy wydarzenia z ostatnich odsuną od PO część elektoratu?  

Jestem sobie w stanie wyobrazić rozwój wypadków w obu kierunkach. Zarówno, że nastąpi jakiś widoczny spadek zaufania do Platformy - bo ta sprawa dotknęła przecież wszystkich głosujących, jak i to, że ci, którzy głosowali na PO utwierdzą się w poczuciu, że są tymi „wygranymi”. Spadek poparcia dla PO wydaje mi się jednak mało prawdopodobny, bo postawa Platformy w sprawie protestów wyborczych nie jest dla tych „wygranych” argumentem, aby  przerzucić poparcie na kogoś innego. Według ich retoryki, protestują ci, którzy nie wygrali wyborów.

Jakie działania powinien w tej sytuacji podjąć PiS, aby pozyskać zaufanie kolejnych wyborców?

Od postawy PiS-u zależy w tym momencie bardzo dużo. Walka nie odbywa się o elektorat Platformy, tylko o niezdecydowanych i o elektorat PSL-u. Jeżeli to pójdzie w stronę typowych dla Jarosława Kaczyńskiego, niepopartych konkretem, ale za to bardzo daleko idących tez, czyli jeżeli będzie mowa nie o fałszerstwach wyborczych, tylko o sfałszowaniu wyborów, to PiS nie zgromadzi wokół siebie tego bardziej umiarkowanego elektoratu. Te nieprawidłowości należy natomiast pokazywać, przedstawić udokumentowane dowody fałszerstw wyborczych.

Rozm. Emilia Drożdż