Swego czasu wiele szumu zrobiło hasło „czysta krew, trzeźwy umysł” zniesiony przez ekstremistyczne centrum na Marszu Niepodległości (choć to hasło z punkowej subkultury „straight edge”, niemającej niestety nic wspólnego znienawidzonymi przez lewicowców skinheadami). Hasło to nawoływało do odrzucenia narkotyków, nikotyny, alkoholu, śmieciowego jedzenia, i systematycznej aktywności fizycznej, by być zdrowym fizycznie, trzeźwym intelektualnie, a nie otumanionym.

Nie można się dziwić, że lewica jest przeciwko takim hasłom. Ludzi z „czystą krwią, trzeźwym umysłem” jest o wiele trudniej zniewolić, podporządkować biurokracji, poddać kontroli we wszystkich dziedzinach życia. Tacy czyści, wolni od uzależnień, trzeźwi realiści, są wyjątkowo niebezpieczni dla lewicy.

Lewica dąży do otumanienia i zniewolenia ludzi, promując patologie życie seksualnego, by ludzie byli obsesyjnie zainteresowani swoimi genitaliami, i nie dostrzegali kajdan. Lewica promuje narkotyki, by zmienić obywateli w zaćpane zombi. Ogłupia ludzi tandetną pop kulturą by przestali myśleć, by byli pozbawieni wrażliwości i kreatywności, bierni i podporządkowani.

Na łamach lewicowego portalu „Krytyka Polityczna” ukazał się wywiad z Maciejem Lorencem (współpracownikiem Polskiej Sieci Polityki Narkotykowej i Społecznej Inicjatywy Narkopolityki) „Czy psychodeliki uratują świat? Na razie pomagają leczyć depresję [rozmowa]” przeprowadzony przez Jasia Kapele.

Z wywiadu na lewicowym portalu czytelnicy dowiedzą się, „że w wielu krajach, takich jak Stany Zjednoczone, Kanada, Szwajcaria, czy Wielka Brytania, od lat są prowadzone legalne i niezwykle obiecujące badania dotyczące stosowania psychodelików w celach terapeutycznych. [...]. Badacze podkreślają, że psychodelików powinni wystrzegać się przede wszystkim ludzie, którzy mają w swojej osobistej historii albo w najbliższej rodzinie przypadki poważnych zaburzeń psychicznych takich jak schizofrenia czy choroba dwubiegunowa”.

Czyli przesłanie lewicy jest jasne — jak nie miałeś zaburzeń psychicznych lub twoi bliscy ich nie mieli, to nie ma przeciwwskazań do eksperymentów z psychodelikami.

Według wywiadu o psychodelikach zamieszczonego na lewicowym portali „nielegalność tych substancji w niewielkim stopniu wynika z zagrożeń dla zdrowia, ponieważ pod względem czysto fizjologicznym są one raczej bezpieczne – oczywiście w porównaniu z innymi substancjami psychoaktywnymi. Nie uszkadzają organów. Nie znamy dawki śmiertelnej, ponieważ nikt jeszcze nie zmarł z powodu ich przedawkowania. Nie uzależniają, a wręcz mogą pomagać w leczeniu uzależnień. W badaniach przedklinicznych wykazano, że zwierzęta, które mają dostęp do psychodelików, zazwyczaj przyjmują je tylko raz, a później nie mają na nie ochoty”.

W lewicowej narracji psychodeliki są bezpieczne, bo nie można od nich się uzależnić „na poziomie czysto fizjologicznym. Wynika to między innymi z bardzo szybkiego wzrostu tolerancji na te substancje. Gdy są przyjmowane codziennie, ich działanie szybko słabnie i już po jednym albo dwóch dniach staje się kompletnie niewyczuwalne”.

Według lewicy „warto jednak zaznaczyć, że nawet w przypadku regularnego przyjmowania psychodelików nie pojawia się fizjologiczna potrzeba ciągłego zażywania ani nie występuje ''zespół odstawienia''. Ich wpływ na organizm jest zazwyczaj bardzo znikomy, a najbardziej widoczne efekty cielesne polegają na rozszerzeniu źrenic albo nieznacznym wzroście tętna”.

Rozmówca lewicowego portalu twierdzi, że „klasyczne psychodeliki takie jak psylocybina czy LSD są jednak stosunkowo bezpieczne, gdy korzysta się z nich w warunkach klinicznych”. Pewne niebezpieczeństwo niesie z sobą „MDMA, które nie jest klasycznym psychodelikiem, ale również bywa bardzo pomocne w terapii. Ta substancja może wywierać silniejszy wpływ na ciało, zwłaszcza na układ krążenia. Bywa również nadużywana w formie tabletek ecstasy, przez co w rekreacyjnym kontekście może pociągać za sobą ryzyko odwodnienia albo przegrzania organizmu”.

W opinii rozmówcy lewicowego portalu psychodeliki zdelegalizowano z przyczyn politycznych, ze strachu przed łamaniem norm obyczajowych przez kontrkulturę (bitników, hipisów, pacyfistów, przeciwników konsumpcjonizmy, obrońców praw kolorowych, ekologów), choć psychiatra wiązała z nimi ogromne nadzieje. „Osobą najbardziej odpowiedzialną za demonizację psychodelików był prawdopodobnie Richard Nixon, który rozpoczął oficjalną wojnę z narkotykami”. Przyczyną nienawiści prawicy do psychodelików miało być to według lewicy, że „psychodeliki są w stanie rozbijać utarte struktury myślenia, przez co mogą zagrażać władzy”. Dziś jednak psychodelikami są zainteresowane korporacje i „wielu osobom pomagają sprawniej funkcjonować w ramach systemu, a nie go niszczyć”.

Dla systemu ważne jest to, „że ogromna część populacji zmaga się z problemami psychicznymi, a konwencjonalna psychiatria nie dysponuje narzędziami, które byłyby w stanie skutecznie poradzić sobie z tą sytuacją” - rozwiązaniem mogą być produkty oparte na psychodelikach i dające olbrzymie zyski korporacjom. „Zanim MDMA stało się popularną używką sprzedawaną w formie tabletek ecstasy, było skutecznie wykorzystywane przez amerykańskich terapeutów”. Pacjent (np. w szoku po urazowym) pod wpływem tej substancji przestawał „czuć się przytłoczony swoimi trudnymi emocjami i patrzy na nie z większego dystansu”.

Rozmówca lewicowego portalu docenia też rolę terapeutyczną psychodelików, które wywołują odczucia podobne do stanów mistycznych. Komentując tę informację, muszę stwierdzić, że dzięki psychodelikom lewica będzie mogła zapewnić ludziom przeżycia ''mistyczne'' bardziej intensywne od religii, może to być bardzo atrakcyjne dla tych osób z ruchów charyzmatycznych, które, odrzuciwszy kryterium rozumu w religii, poszukują coraz to silniejszych przeżyć emocjonalnych. Może się tak stać, bo w „osiemdziesięciu procentach przypadków uczestnicy sesji z psylocybiną osiągają głębokie stany duchowe, które uważają za jedno z pięciu najważniejszych przeżyć w swoim życiu i porównują je ze śmiercią rodzica albo narodzinami pierwszego dziecka. Trzydzieści procent z nich wręcz twierdzi, że było to najważniejsze doświadczenie w całym ich życiu. Z tego wynika, że mamy do czynienia z substancjami, które z dużą przewidywalnością są w stanie wywołać stany o ogromnym potencjale transformacyjnym”.

Według rozmówcy lewicowego portalu „w latach 60. w pewnym sensie nastąpiła demokratyzacja doświadczeń religijnych wywoływanych przez psychodeliki, co pod pewnymi względami przyczyniło się do ich negatywnego wizerunku. Bardziej konserwatywna część społeczeństwa wydaje się bowiem zakładać, że stany mistyczne powinny być darem łaski i że bóg zsyła je na wybrańców. Badania z użyciem psychodelików wskazują natomiast na to, że na poziomie czysto biologicznym jesteśmy skonstruowani w taki sposób, aby móc przeżywać tego rodzaju stany. Każdy z nas nosi w sobie fizjologiczną strukturę pozwalającą na ich osiągnięcie i większość ludzi jest w stanie doświadczyć ich po przyjęciu psylocybiny w sprzyjających warunkach”.

Jak informuje rozmówca lewicowego portalu „badacze z Johns Hopkins University podawali psylocybinę między innymi osobom, które regularnie medytują. W wielu przypadkach te osoby ceniły sobie przeżycia psychodeliczne, ale podkreślały, że nie da się zastąpić nimi codziennej praktyki duchowej. Twierdziły, że tego rodzaju doświadczenia mogą pomóc w zrozumieniu własnej psychiki i pod pewnymi względami pokazać kierunek dalszego rozwoju duchowego, ale nie zastąpią regularności i sumienności w zgłębianiu własnego wnętrza”.

Z wywiadu zamieszczonego na lewicowym portalu można się dowiedzieć, że psychodeliki uwrażliwiają ekologicznie - „badacze z Imperial College Londyn w kilku badaniach przyjrzeli się tej kwestii i zauważyli, że psychodeliki mogą rozbudzać w ludziach skłonności proekologiczne i uwrażliwiać ich na naturę. Albert Hoffman (odkrywca LSD – przyp. red.) już kilka dekad temu sugerował, że najlepiej jest przyjmować te substancje na łonie przyrody, i bardzo doceniał jej piękno. Co ciekawe, o doświadczeniach proekologicznych szczególnie często wydają się opowiadać użytkownicy ayahuaski, którzy po wypiciu tego wywaru czują głęboką troskę o losy naszej planety”.

Według rozmówcy lewicowego portalu „tego rodzaju przemiany nie są regułą, ale zdarzają się szczególnie często u osób, które doznały stanów mistycznych pod wpływem psychodelików. W pewnej mierze może to wynikać z faktu, że jedną z podstawowych cech doświadczenia mistycznego jest poczucie jedności ze wszystkimi ludźmi i wszystkimi zjawiskami istniejącymi we wszechświecie. Tego rodzaju przeżyciom towarzyszy również poczucie świętości i poczucie wykroczenia poza czas i przestrzeń, a także przeświadczenie, że nie da się o nich opowiedzieć za pomocą słów. Według badaczy ten stan tymczasowego rozpuszczenia tożsamości i utraty własnego „ja” może mieć pozytywny wpływ na zachowania prospołeczne i altruistyczne”.

Komentując opinie z lewicowego portalu, warto podkreślić, że zdaniem lewicy bardzo pozytywnym zjawiskiem jest „stan [...] rozpuszczenia tożsamości i utraty własnego ''ja''”. Taka postawa lewicy jest całkowicie zbieżna z kolektywizmem. Niewątpliwie pod wpływem psychodelików ludzie byli, by bardziej skłonni, zaakceptować komunizm wymuszają „stan [...] rozpuszczenia tożsamości i utraty własnego ''ja''”.


Jan Bodakowski