Pierwsze dwa dni naszego pobytu na La Salette to bycie w chmurach. Pierwszego dnia nie było widać nic. I nawet do bazyliki szliśmy na ślepo. Wszyscy zapewniali nas jednak, gdy chmury odejdą zobaczycie, jak tu pięknie. Trudno mi było z tym polemizować, więc tego nie robiłem, choć musiała mi w tej kwestii wystarczyć wiara. Drugiego dnia było odrobinę lepiej, bo… choć chmury nadal przesłaniały rzeczywistość, to były jednak nieco mniej gęste, a do tego, co jakiś czas przesuwały się i odsłaniały czasem kamienną bazylikę, a czasem nawet dom pielgrzyma czy część gór. Nie powiem robiło to wrażenie, ale nadal słyszałem od tych, co przyjechali tu wcześniej: to i tak nic, jak będzie pełna widoczność to dopiero zobaczysz.

I tak jak poprzednio, nie byłem w stanie polemizować, więc (tak wiem, że trudno w to uwierzyć, ale rzeczywiście tak było) tego nie robiłem. I czekałem, starając sobie wyobrazić, co jeszcze pięknego może mnie czekać. I dopiero, gdy wstałem rano dnia trzeciego, zrozumiałem o czym mowa. Poranne słońce oświetlało majestatyczne góry, których wcześniej nie było widać. Zieleń stała się tak intensywna, jak tylko mogła być, a kamienie i skały nabrały mocy. A między tymi cudami przyrody bazylika, dom pielgrzyma, ścieżki. Jednym  słowem widok jak z bajki (a może lepiej powiedzieć, jak z Narni). I to takiej – by posłużyć się terminami Lewisa – prawdziwej, jaka nas czeka po drugiej stronie. Tu czas się zatrzymuje, modlitwa sama płynie, a dziękczynienie w obliczu majestatu Alp ciśnie się na usta. I jeszcze świadomość, że Płacząca Matka czeka na nasze łzy, na nasze nawrócenie, na to, że pojednamy się z Bogiem, ze swoimi bliźnimi, ze swoją własną życiową historią. Jednym słowem jest jak w Niebie. Gdzie indziej bowiem tak mocno doświadczyć możemy jednocześnie majestatu i mocy Stwórcy, Ojcowskiego przebaczenia i miłości objawianej nam przez Syna, ciepła Ducha Świętego i macierzyńskiej czułości Maryi?

A naszą rodzinę, w pielgrzymowaniu do La Salette, spotkała jeszcze jedna łaska. Łaska pogody, która uświadomiła czym jest wiara, i co nas czeka. Wiara jest nadzieją na rzeczy niewidzialne, i my przez dwa pierwsze dni na to czekaliśmy. Prawda o pięknie tego miejsca docierała do nas stopniowo. Chmury do przesłaniały, to odsłaniały jej fragmenty. Wierzyliśmy, że może być jeszcze piękniej, ale to była nadzieja. Aż wreszcie nadszedł ten czas, gdy mogliśmy doświadczyć ich w pełni. I z naszą wiarą jest podobnie. Doświadczamy jakichś fragmentów prawdy o Stwórcy, o Odkupicielu, o Jego miłości do nas. Chmury naszego grzechu, a czasem po prostu naszej ludzkiej ograniczonej natury, przesłaniają Go nam. Pogoń za codziennością nie pozwala się nimi rozkoszować i przesłania mgłą rzeczy nieistotnych. I tylko, co jakiś czas przebłyskuje ku nam piękno nieba. Ale kiedyś staniemy w prawdzie o Bogu, o tym, co dla nas przygotował, i będziemy zaskoczeni. Blask, majestat, Prawda oślepią nas, ale i wprowadzą w piękno. Tak jak to robi La Salette. Miejsce, w którym nawet pogoda, nie mówiąc już o przyrodzie i oczywiście darach Kościoła przygotowuje nas do życia z Bogiem w Niebie.

Tomasz P. Terlikowski