Benedykt XVI napisał modlitwę dla diecezji Eisenstadt w Austrii. Tekst dotyczy zasadniczo historii tej diecezji, ale odwołuje się też do współczesnego kryzusu w Kościele katolickim. "Także dzisiaj naszej wierze zagraża umniejszenie, poddające ją kryteriom tego świata i przez to odbierające jej wielkość. Panie, pomóż nam w tej godzinie być i pozostać prawdziwie katolickimi" - pisze papież-"emeryt".

Kluczowy z perspektywy trwającego w Kościele zamieszania doktrynalnego passus brzmi:


"Także dzisiaj naszej wierze zagraża umniejszenie, poddające ją kryteriom tego świata i przez to odbierające jej wielkość. Panie, pomóż nam w tej godzinie być i pozostać prawdziwie katolickimi – w wielkości Twojej prawdy, żyć i umierać w Twoim byciu Bogiem [niem. Gott-Sein-red.]. Podaruj nam znowu odważnych biskupów, którzy poprowadzą nas ku jedności z wiarą i ze świętymi wszystkich czasów i pokażą nam, że w ten właśnie sposób czynimy zadość służbie pojednania, zleconej w szczególny sposób naszej diecezji. Panie Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami!"

Wcześniej papież-"emeryt" prosi Pana Jezusa, aby pomógł katolikom "przetrwać ciemność", która "wciąż i wciąż okrutnie działa w świecie".


***


Paweł Chmielewski, portal Fronda.pl: Papież z Niemiec odzywa się rzadko. Czy tę najnowszą modlitwę można w ocenie Księdza Profesora uznać za głos w obecnej debacie o kryzysie w Kościele katolickim - oraz w debacie o pontyfikacie samego Franciszka?

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr: Papież emeryt istotnie odzywa się rzadko. Niemniej jego głos jest bardzo słyszalny. Można też chyba powiedzieć, że – wbrew pozorom – Benedykt XVI wykazuje dużą aktywność. W ostatnich tygodniach czy miesiącach spotykał się m.in., z biskupami z Ukrainy czy Czech, ale przede wszystkim opublikował list o przyczynach kryzysu w Kościele. Teraz przekazuje tekst modlitwy. Ten tekst jest tekstem duchowym, ale zarazem bardzo konkretnym. To teologia w pigułce. To zarazem teologia żywa, bo pulsująca rytmem modlitwy, a nie tylko intelektualnych spekulacji. Niewątpliwie można ja odczytać jako głos serca papieskiego – głos cierpienia i nadziei, miłości i wiary w stosunku do stanu obecnego Kościoła. Papież Benedykt niewątpliwie nigdzie nie daje najmniejszych oznak krytyki obecnego Biskupa Rzymu. W liście o kryzysie Kościoła wręcz dziękuje Franciszkowi za jego posługę w służbie Kościoła. Niemniej, można – jak śmiem twierdzić – wydobyć z tego tekstu powody niepokoju Benedykta, A ich źródłem jest obecny pontyfikat.

Autor modlitwy pisze wprost o tym, że dzisiaj wierze katolickiej grozi poddanie „kryteriom świata” i utrata jej prawdziwej wielkości. Prosi Chrystusa między innymi o to, by pomógł katolikom pozostać prawdziwie katolickimi. Czy także Ksiądz Profesor dostrzega dziś ryzyko takiego rozmywania wiary?

Trudno nie dostrzec takiego ryzyka. W czasach przełomu posoborowego i konstruowania projektu tzw. „nowej teologii moralnej” (o którym to projekcie, nie nazywając go wprost pisze Benedykt XVI w swoim Liście o kryzysie) jeden z „reformatorów”, Alfons Auer, postulował na przykład rozróżnienie dwóch etosów – świeckiego, obejmującego np. wymiar moralności małżeńskiej czy społecznej i etosu świętego, stanowiącego o prywatnej, wręcz intymnej relacji do Boga. Można to odczytać jako wręcz uprawomocnienie trywialnego „wierzący, ale nie praktykujący”. Bo przecież etos świecki miał się rządzić normami tego świata, a etos święty był praktycznie tak sprywatyzowany, że bez znaczenia. Dziś mamy sytuację bardzo podobną. Można niekiedy odczytać ten potok słów płynących z Watykanu jako pewną zachętę do tego, by kierować się religią zrównoważonego rozwoju, ale nie Ewangelią. Ta niech pozostanie światełkiem iskrzącym się w prywatnej izdebce mojego sumienia. Takie stan rzeczy jest samobójstwem Kościoła i katolicyzmu. Na taki stan rzeczy uczeń Chrystusa nie noże wyrazić zgody.

Benedykt XVI prosi Pana Jezusa o to, by dał Kościołowi znowu odważnych biskupów; w ten sposób zdaje się sugerować, że dzisiaj takich biskupów nie ma. To niezwykle mocne słowa, bo oznacza, że według Benedykta episkopat dzisiaj nie realizuje do końca swojego zadania. W czym może się to przejawiać?

Takie stwierdzenie może wydać się ostre i zbyt jednoznaczne, ale… W moich rozmowach z ludźmi znajduje ono potwierdzenie. Misją Piotra miało być, zgodnie ze słowami Chrystusa, umacnianie braci w wierze. Tymczasem dziś panuje w tym względzie chaos. On płynie niestety z góry. Słynny pozostaje wywiad Franciszka z dziennikarzami na temat „Amoris Laetitia”. Pytany o interpretację odesłał do kard. Schönborna. Biskupi w tej sytuacji też nie czują się odpowiedzialni za to, by przemówić słowem umocnienia. Tworzy się chaos. A potrzeba słowa prostego i prawdziwego, które będzie wsparciem dla sumienia. Język nauczania pasterzy ma być tak – tak, nie – nie, bo to, co pozostałe od złego pochodzi. Tymczasem mamy potęgowanie niejednoznaczności, ubieranie w szatę słów czegoś, czego nie godzi się odziewać… „Mowa wasza niech będzie tak -tak, nie – nie”. Tak mówił Pan Jezus. A my – jako ludzie Kościoła, niestety, często mówimy „tak, owszem, tak, ale musimy mieć na uwadze potrzebę tolerowania tych, którzy może owo ‘tak’ chcieliby rozumieć bardziej pluralistycznie, i chciałoby się powiedzieć egzystencjalno- kontekstualnie. Ostatecznie, musimy uznać ich racje za raczej ‘nie’ niż ‘tak” i przyznać, że  owo ‘tak’ jest raczej ‘nie’”. To są słowa na kabaret, ale nie na nauczanie, które ma być umacnianiem w wierze.  

Benedykt XVI sam ustąpił w ten sposób, zdaniem krytyków tej decyzji, dając wyraz braku odwagi. Czy można zgodzić się z takimi zarzutami?

Nie mogę zrozumieć i nie rozumiem (w sensie przekonania) decyzji papieża Benedykta XVI. Wiem jednak, że nie była ona efektem słabości. Może nie była w stanie przewidzieć konsekwencji zaistniałej sytuacji. Myślę, najszczerzej ujmując, że Benedykt XVI jest na swoim własnym krzyżu i zamiast komentować, wolę pamięcią modlitewną stanąć przy nim.

Benedykt XVI w swojej modlitwie pisze w pierwszych akapitach bardzo pięknie o relacji Jezusa Chrystusa do Jego Kościoła. Czy coś w tych zdaniach zwraca Księdza Profesora szczególną uwagę?

Moją uwagę zwróciły dwie sprawy. Najpierw bardzo wyraźne wyznanie wiary w prawdziwe bóstwo i prawdziwe człowieczeństwo Chrystusa, w to, że Jezus jest Synem Bożym i Synem człowieczym, że jego ciało i człowieczeństwo nie opuściły Go nawet przez moment. To element podstawowego wyznania wiary Kościoła, ale dzisiaj niezbędnie ważny do przypominania. Zwłaszcza w sytuacji, gdy Biuro Prasowe Stolicy Apostolskiej musi dementować (w sposób, ośmielę się powiedzieć, mało przekonujący) wypowiedzi papieża Franciszka, rzekomo udzielone w kolejnym wywiadzie niewierzącemu redaktorowi włoskiemu. Druga sprawa to owo ukazanie siły i piękna Kościoła. Benedykt XVI pisze w modlitwie: „Zanim odszedłeś z tego świata do Ojca, by w ten właśnie sposób być z nami nowy, powierzyłeś uczniom misję pójścia na cały świat i chrzczenia ludzi w imię Ojca, Syna i Ducha Świętego. Przyjmowanie chrztu czyni z nas nową społeczność, Twój Kościół. Tak jak nam przepowiedziałeś, to Twoje nowe Ciało, obejmujące cały świat, wyróżnia się Twoją bliskością, która udziela temu Ciału ducha”. Te słowa są w kontrze do Abu Dhabi i Synodu Amazońskiego, one przypominają, że – mówiąc słowami św. Jana Pawła II –„misja Kościoła trwa, a nawet się rozpoczyna”. Tolerancja nie może zniszczyć ewangelizacji, bo jej źródłem jest nakaz misyjny Chrystusa. Papież emeryt pięknie modli się do Chrystusa bliskiego w Jego Kościele. Tą bliskością jest Eucharystia. Ona nie jest znakiem, czy symbolem kulturowym. Ona jest Najświętszym Sakramentem. Z niej jest Kościół, a więc i my wszyscy.