Rozmawiałem przed chwilą ze starszym człowiekiem, którego bezpodstawnie oskarżono o kradzież chleba i puszki piwa w markecie, a następnie skłoniono do zapłacenia mandatu w wysokości stu złotych. Mimo odwołania do sądu, ów człowiek nigdy nie odzyskał utraconych pieniędzy i artykułów. 


Sąd odrzucił jego wniosek o rewizję postępowania mandatowego policji, stwierdzając w uzasadnieniu, że jest ono jednoinstancyjne, więc po osiągnięciu prawomocności m.in. przez wydanie zgody przez obywatela na przyjęcie mandatu, nie podlega rewizji sądowej.


Nie jestem prawnikiem, nie umiem ocenić legalności działań sądu i policji, wiem jednak, że niezaznajomiony z prawem obywatel został w tym wypadku skrzywodzony przez państwo bardziej niż przez innych obywateli.


Szefowa „Biedronki”, w której doszło do incydentu, wypłaciła temu człowiekowi 50 złotych z własnej kieszeni w ramach „odszkodowania”, sugerując przy tym złośliwie, że udziela mu zapomogi. Sąd wykazał się podobną „wielkodusznością”, odstąpił bowiem od obciążania obywatela kosztami wszczętego przez niego postępowania, przerzucając je na skarb państwa, sugerując jednocześnie, że okazuje obywatelowi łaskę, której wcale nie musiał okazywać. Ogólny wynik tej konfrontacji jest dość przygnębiający. 


Państwo pomogło obywatelowi w dochodzeniu sprawiedliwości ten sposób, że najpierw ukarało go za coś, czego nie zrobił, nie kiwnąwszy nawet palcem w obronie jego niewinności, a następnie okazało mu kolejną łaskę, nie domagając się od niego nowych płatności za to, że on w swojej sprawie działa, zaś ono nadal nic nie robi, natomiast szary obywatel, w tym wypadku superpodejrzliwa szefowa sieciowego marketu, w odruchu sumienia zwróciła mu łaskawie część utraconych dóbr i to ona jest górą. 


Wszyscy winni w tej sprawie wciąż uchodzą za niewinnych. Jedynym winnym pozostaje niewinny obywatel. 


Winnym tego, że nie wiedział, że nigdy i pod żadnym pozorem nie należy płacić mandatów (gdy jest się niewinnym!). Co z tego, że w pobliskim sklepie wydano mu poświadczenie, że parę minut wcześniej kupił tam chleb i puszkę piwa? Co z tego, że ci ekspedienci w każdej chwili są gotowi stanąć przed sądem, żeby to jeszcze raz poświadczyć? Co z tego, że poseł Czerwiński i kilku proboszczów wydało mu świadectwa moralności, a miejscowy ośrodek leczenia uzaleźnień (alkoholowych) wydał mu kwit, z którego wynika, że go nie zna i nigdy nie leczył, skoro on wtedy w markecie popełnił błąd, błędnie mniemał, że jak zapłaci, to uniknie gorszej kary, kajdanek, aresztu, przesłuchań, a może nawet komornika? 


W młodości służył w oddziałach ochrony pogranicza i tam widział jak się rekwiruje podejrzany towar, jak się go sprawdza i zabezpiecza jako dowód w sprawie. Myślał, że jak zapłaci policjantowi, to ten się skupi na towarze, nie na nim, i sprawdzi czy rzeczywiście nabyto go tam, gdzie go naprawdę nabyto. Mylił się. Policjant niczego nie sprawdzał. Zgodę na mandat uznał to za przyznanie się do winy, czyli finał sprawy. Inne dowody nie były mu do niczego potrzebne, ale o tej aporii nie poinformował obywatela.


Obywatelu, nie bądź głupi. Nie płać mandatu, gdy jesteś niewiny, bo go nigdy nie odzyskasz, a próbując odzyskać narazisz się na dodatkowe koszty. Nie bądź ignorantem. Nawet jak nie znasz treści prawa, postępują tak, jakbyś je znał, a za ewentualne błędy nie próbuj nikogo obciążać. Musiałbyś wtedy pozwać policję i wynająć tęgiego adwokata, który umiałby wykazać przed sądem, że policant źle zrozumiał obywatela, a obywatel policjanta, za co policjant ponosi większą winę niż obywatel. Sądu nie obchodzą twoje intencje, ani nawet szczera cheć współpracy z władzą w drodze do sprawiedliwości. Liczy się wyłącznie to, kto kogo przechytrzy w głupiej licytacji na większego ignoranta w prawie.


eMBe/Salon24.pl