Kiedy Jezus przychodzi po swoim zmartwychwstaniu do Apostołów ukrywających się w Wieczerniku, Ewangelia podkreśla, że „drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami”. Uczniowie – Kościół – byli odcięci od reszty świata, od otaczających ich ludzi, od tych, których postrzegali jako swoje zagrożenie. Kościół w okopach nie mógłby jednak ogłosić nikomu Dobrej Nowiny.

Przełom dokonuje się wówczas, kiedy pośród zalęknionych Apostołów staje Jezus Zmartwychwstały, który przekazuje im pokój, a następnie mówi: „Posyłam was”. Wtedy zaryglowane drzwi zostały otwarte. Wtedy objawił się Kościół otwarty, który wyszedł do otaczającego go świata.

Myślę, że ta scena ewangeliczna jest kluczowa i rzuca właściwe światło. Kościół otwarty, to Kościół, który nie boi się współczesnego świata, wyjścia do niego. Nie boi się otworzyć na ludzi, na współczesną kulturę, aby dać im szansę wyrazić siebie, wsłuchać się i wejść z nimi w dialog. Kiedy pojawia się strach przed tym, co inne, obce, może nawet w jakiś sposób wrogie, wówczas trzeba zadać sobie poważne pytanie, czy jesteśmy wspólnotą, która wierzy, że faktycznie jest pośród niej Zmartwychwstały Chrystus.

To jak z Ewangelią, w której uczniowie wypłynęli na jezioro i zerwała się burza. Byli przerażeni. Powodem tego przerażenia było to, że zapomnieli, że jest pośród nich Jezus, z którym nie mają się czego bać. Jezus wyrzucał im wtedy brak wiary.

To wydaje się być podstawowy problem. Kościół nie jest strażnikiem i głosicielem ideologii, ale świadkiem Chrystusa Zmartwychwstałego. Głoszenie Ewangelii nie może zamieniać się w walkę o przeforsowanie lub obronienie swojej ideologii. Chrześcijaństwo jest inne w swojej metodzie. Jest oparte na osobistym spotkaniu z Chrystusem i byciu Jego świadkiem. Boga nie trzeba bronić przed światem, przed Jego przeciwnikami. Z Bogiem trzeba iść do świata, do ludzi, także do tych, którzy są anty.

To wyjście nie zawsze oznacza, że zostaniemy przyjęci, że ktoś zaraz otworzy się na Boga, że stanie po naszej stronie. Jezus wyszedł do świata, mimo, że większość Go nie przyjęła. Jednak często już sam gest otwarcia, wysłuchania, przyjęcia drugiego człowieka staje się początkiem dobrych rzeczy. Doświadczam tego, że ludzie bywają zaskoczeni otwartością. Spodziewają się ataku na nich, potępienia, wykluczenia, moralizatorstwa. Kiedy jednak spotykają się z życzliwością, otwartością, normalnością sami zmieniają swoje podejście i stają się otwarci. Prosta ewangeliczna zasada: „Co chcesz, aby inni ci uczynili, i ty im czyń”.

Kościół będzie na tyle otwarty, na ile będzie wpatrzony w Jezusa i na ile będzie głosił Dobrą Nowinę o Nim, a nie co innego. Jezus jest wzorem otwartości. Bóg, który uniża samego siebie, aby stać się jednym z nas. Przychodzi na świat, który wcale nie jest Mu przychylny. W swojej działalności często idzie do tych, do których nikt nie myślał iść. Słyszał zarzuty: „Do grzeszników chodzi w gościnę… ten jada i pije z celnikami…”. Spotykał się z tymi, których naznaczono mianem „nieczyści”. Dla Jezusa nie było więc takich ludzi, na których nie należałoby być otwartym, do których nie wolno było iść lub pozwolić im przyjść. W tej postawie Jezusa objawiała się już Dobra Nowina o Bogu, który jest Miłością bez granic. To dotykało ludzkich serc i przemieniało je.

Misją Kościoła jest kontynuowanie misji Jezusa. Kościół nie może więc przestać być Kościołem otwartym, nie może wrócić już nigdy do zamkniętych drzwi, do lęku przed tym, co się znajduje za własnym progiem.

Ks. Łukasz Kachnowicz