Marta Brzezińska-Waleszczyk: Papież Franciszek potwierdza istnienie homo-lobby w Kościele. To chyba duży sukces po tym, jak z wielu stron padały zarzuty, że w ogóle nie ma czegoś takiego, ale z drugiej strony rodzi się pytanie – dlaczego dopiero teraz?

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski: Działa dokładnie ten sam mechanizm, w przypadku lustracji. Dużo osób wie o pewnych sprawach, ale panuje przekonanie, że tego typu problemy należy prać w czterech ścianach. O ile w ogóle się pierze, bo moim zdaniem, często jest to tylko zamiatanie pod dywan a nie rozwiązywanie. Taka praktyka w Kościele trwała już od jakiegoś czasu. Nie ujawniano pewnych spraw, by nie gorszyć wiernych, nie podważać autorytetu Kościoła... Kiedy pierwszy raz napisałem o problemie lobby homoseksualnego w Kościele, w książce „Moje życie nielegalne” (2008 rok), to przeszło to w ogóle bez echa. Nikt nie podjął tego tematu. Po kolejnej publikacji, wywiadzie „Chodzi mi tylko o prawdę”, zrobiła się wielka burza. Spotkałem się z ogromną agresją, nawet ze strony publicystów katolickich. Zarzucali mi, że nie ma czegoś takiego jak lobby homoseksualne. A ci, którzy wprawdzie przyznawali mi rację co do istnienia takiego lobby, twierdzili, że nie należy o tym głośno mówić, wywlekać.

Ksiądz jednak mówi dużo o tym problemie.

W książce napisałem, że takie lobby istnieje. Użyłem sformułowania, może trochę bardziej publicystycznego, „im wyżej, tym gorzej”. Opisałem też pewne sprawy, z którymi spotkałem się, studiując w Rzymie. O ile dopuszczano do świadomości to, że taki problem może istnieć, to już napisanie o tym, a tym bardziej twierdzenie, że ma to miejsce w Rzymie, rodziło ogromne problemy. Później problem podjął ks. Dariusz Oko. I co się okazuje? Minął rok od publikacji mojej książki i mówi o tym papież. O tym, co jeszcze rok temu było tematem tabu. To sukces, ale dla mnie jest smutne to, że ukrywa się takie rzeczy. Nie ma innej drogi, jak mówić o tym problemie. Takie sprawy trzeba rozwiązywać. Tym bardziej, że dochodzą do mnie sygnały, iż lada moment w polskim Kościele pojawią się takie problemy, w których publicznie trzeba będzie powiedzieć o pewnych osobach. Tak, jak w lustracji czy innych trudnych sprawach, zasada jest prosta: trzeba powiedzieć prawdę i działać. Samo powiedzenie także nic nie da. Trzeba podejmować konkretne rozwiązania.

To, że papież Franciszek potwierdza istnienie homo-lobby to dobra prognoza na przyszłość?

To, co mówi papież, to bardzo pozytywny sygnał. Choć muszę w tym miejscu wyraźnie dodać, że już Benedykt XVI podejmował takie działania. On może był mniej medialny, nie miał takiego daru, jaki ma Franciszek, ale według mnie, Benedykt XVI robił dokładnie to samo. Może w sposób mniej widoczny, ale przecież w ciągu 8-letniego pontyfikatu odwołał ponad 70. biskupów, których znaczna część musiała złożyć rezygnacje ze względu na problemy związane z homoseksualizmem. Przecież to właśnie Benedykt XVI, zaledwie kilka miesięcy po wybraniu na Stolicę Apostolską, wydał decyzję o tym, by nie przyjmować homoseksualistów do seminariów duchownych. Trzy lata później, w 2008 roku, jeszcze bardziej uściślił swoją decyzję. Jeżeli Franciszek mówi o homo-lobby, to dobrze zna ten temat, np. z tajnych raportów, których przekazanie mu zapowiedział Benedykt XVI.

Rozmawiała Marta Brzezińska-Waleszczyk