Nieraz słyszymy o makabrycznych zdarzeniach związanych z wyznawcami islamu. Skąd się to bierze, jak należy postępować względem religii islamskiej i czy wszystkich muzułmanów możemy wrzucać do jednego worka? Pytamy ks. prof. Waldemara Cisło z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.

 

Skąd aż tyle zła w islamie?

Pierwszą ofiarą zbrodniczej i terrorystycznej ideologii jaką się kieruje Państwo Islamskie, jest sam islam. ISIS to bowiem ideologia, jako że nie można nazwać religią czegoś, co powoduje gwałty na dzieciach, co powoduje sprzedaż i handel ludźmi, czy usprawiedliwia zabijanie niewinnych. To jest po prostu chora ideologia, która się tam rozszerzyła. Religia jest zaś tylko pewnego rodzaju „plakietką”, która ma usprawiedliwiać to, co się dzieje i być pewnego rodzaju spoiwem dla zwolenników Państwa Islamskiego.

Więc zło i zbrodnie nie muszą wypływać z islamu jako takiego?

Powstaje naturalne pytanie, dlaczego tak się dzieje, że właśnie w obrębie grona wyznawców tej religii dochodzi do tak ogromnej ilości brutalnych zbrodni i dzieje się nawet tak, że ludzie wyznający islam mordują siebie nawzajem jak szyici i sunnici. To jest pewnego rodzaju fenomen trudny dla nas do pojęcia. Jeżeli mówimy o różnych zbrodniach np. dokonywanych przez ISIS, tym czego brakuje islamowi, jest ich jednoznaczne potępienie ze strony autorytetów islamskich.

Dlaczego w takim razie nie ma takiego potępienia?

Islam nie ma oczywiście jednego autorytetu jako takiego, tam mamy do czynienia z różnymi imamami i przywódcami, jednak przy tych wszystkich ekstremalnych zdarzeniach, często wręcz zbrodniczych, mało jest głosów je potępiających. Cały świat islamu powinien je potępiać, a tak się jednak nie dzieje. Ci normalniejsi można by rzec imamowie, boją się radykałów. Ostatnio jeden z imamów w Nigerii potępił działania organizacji Boko Haram niszczącej kościoły i porywającej ludzi. Stwierdził, że skoro chrześcijanie na południu tego kraju dają miejsce mniejszości, jaką tam stanowi islam, tak też muzułmanie z północy powinni żyć w zgodzie z chrześcijanami. W związku z tymi słowami wysadzono jego meczet w powietrze. Może to jest więc wytłumaczenie, dlaczego tak się dzieje, że ci bardziej wyważeni imamowie nie potępiają zbrodni Państwa Islamskiego.

Czy tym samym nie przywalają jednak po cichu na zło?

Jak zauważyłem, winny może tu być w dużej mierze strach przed odwetem radykałów. Zwyczajnie boją się tego, co mogłoby ich spotkać, gdyby sprzeciwili się tej zbrodniczej ideologii. Dlatego też wolą milczeć, jednak fakt jest faktem, że w ten sposób siłą rzeczy zgadzają się na to, by sprowadzać na islam odium barbarzyństwa, odium okrutnej ideologii. Kiedyś będą musieli jednak stanąć w prawdzie i jednoznacznie rozgraniczyć dobro od zła.

Czasami odnieść wrażenie, że niektórzy muzułmanie w ogóle tego zła nie dostrzegają…

W tym kontekście niepokojąca jest niedawna wypowiedź jednej z muzułmanek dotycząca wydarzeń w Norwegii, gdzie jakiś czas temu zostało zgwałcone trzyletnie dziecko. Mówiła ona, że my Europejczycy w imię poprawności kulturowej i politycznej będziemy zmuszeni przyjąć i zaakceptować pewne zachowania, które w naszym kodzie kulturowym uchodzą za niedopuszczalne. Argumentowała to tym, że gwałt jest czym innym w naszej kulturze, a czym innym w jej kulturze. Jest to bardzo niebezpieczny tok rozumowania. Nie możemy bowiem dopuszczać do tego, by w imię politycznej poprawności akceptować dewiacje, czy po prostu przestępstwa.

Pojawia się tym samym pytanie, jak reagować na islam? Jedni uważają, że tę religię trzeba szanować, a inni zgoła odwrotnie, że należy ją zwalczać. Jaka droga jest słuszna?

Zwalczać trzeba wypaczenia i błędne teorie. Zresztą tak, jak w każdej religii. Wszędzie występuje czynnik ludzki, który może doprowadzić do wypaczeń i je trzeba ewidentnie tępić. Nie można dawać żadnego przyzwolenia na chore ideologie powstające wewnątrz islamu, a prowadzące do zbrodni. Ale podkreślam – trzeba tępić konkretnie te ideologie, nie cały islam jako taki. Np. pani Miriam Shaded postuluje delegalizację całego islamu właśnie ze względu na różnego rodzaju makabryczne wydarzenia związane z jego wyznawcami. To jest kolejne skrajne ujęcie. Rozum wskazuje jednak, że najlepszy byłby tu złoty środek, czyli eliminowanie tych przejawów islamu, które prowadzą do wypaczeń i w dalszej kolejności nawet do zbrodni.  

Piętnowanie zła i zwracanie na nie uwagi nie wyklucza więc współistnienia muzułmanów i niemuzułmanów?  

Spójrzmy na papieża Jana Pawła II. On dążył do dialogu, w swoich traktatach zauważał, że w każdej religii jest jakieś ziarno prawdy, w pewnym sensie je dowartościowując. Akcentował jednak to, co w innych religiach było dobre, piętnując to, co było złe. Nie możemy nigdy pozwalać na brutalność i zło. Możemy za to pokazywać, że możliwe jest życie wyznawców różnych religii obok siebie. Dlatego tak ważna jest obecność chrześcijan na Bliskim Wschodzie, którzy są w stanie koegzystować z muzułmanami, podczas gdy sunnici z szyitami na przykład nie. Możemy pokazywać, że jako wyznawcy różnych religii nie musimy się kochać, ale możemy razem współistnieć. Jednak przy tym nie wolno nam zezwalać i godzić się na zło.

Tym samym jako chrześcijanie powinniśmy jednocześnie reagować na zło, ale sami nie żywić nienawiści?

Jesteśmy otwarci na pomoc i powinniśmy być otwarci na pomoc. Rozmaite akcje humanitarne pomagają przecież również muzułmanom i nikt nie mówi, że najpierw mają się ochrzcić, a dopiero potem dostaną wsparcie. Podczas gdy muzułmanie nie są już tacy chętni w udzielaniu pomocy chrześcijanom. Podobnie Kościół wciąż prowadzi dialog. Benedykt XVI był pod tym względem bardziej powściągliwy, Franciszek jest bardziej otwarty, o czym świadczy choćby gest obmycia nóg muzułmance. Ten gest został zresztą mylnie odebrany przez niektórych przedstawicieli świata muzułmańskiego jako gest uniżenia wobec islamu, gdy tak naprawdę był pomyślany jako gest pojednania. Jak widać, dialog nie jest więc łatwy. Podejmując go, musimy jednak pamiętać o tym, by zło i jego przejawy zawsze piętnować.

Bardzo dziękuję za rozmowę

Rozmawiał MW