Portal Fronda.pl: Premier Mateusz Morawiecki wygłosił dzisiaj expose. Jak Pan ocenia przemówienie szefa rządu?

Krzysztof Wyszkowski, legendarny działacz "Solidarności": Uważam, że to wspaniałe, historyczne przemówienie. Expose jest początkiem, zapowiedzią prac rządu na najbliższe cztery lata. Ale to expose było również podsumowaniem poprzedniego czterolecia rządów Prawa i Sprawiedliwości. To podsumowanie jest tryumfalne, a zapowiedzi jeszcze wspanialsze. Nie posiadam się z zachwytu.

"Wielu z nas ma w biografii Solidarność. Ale dla nas Solidarność to nie historia, ale cel rządzenia, kamień węgielny naszej polityki (…). Rozwój musi być sprawiedliwy" - stwierdził Mateusz Morawiecki. O czym świadczy takie bezpośrednie odwołanie się szefa rządu do korzeni Solidarności?

Pozwolę sobie potraktować to osobiście. Wiosną 1978 roku pisałem deklarację Komitetu Założycielskiego Wolnych Związków Zawodowych "Wybrzeża", że to solidarność społeczna może uratować państwo! Współpraca społeczna, organizacje społeczne, stowarzyszenia, wola społeczna. Chodziło mi wtedy o ratowanie państwa niszczonego przez komunistów. Zaproponowałem, by hasłem tego nowego ruchu ratowania państwa była właśnie Solidarność. W końcu udało się w 1980 roku i od tego czasu to pojęcie zdominowało wyobraźnię społeczną i stało się znakiem społecznego ogólnonarodowego doświadczenia.

Fakt, że do Solidarności obecnie odwołuje się premier Mateusz Morawiecki i chce, by to hasło, to pragnienie, by ta idea nadal twórczo mobilizowała wysiłek zbiorowy, to dla mnie wspaniałe. Jestem pełen szacunku i poczucia, że premier ma absolutną rację.

Expose trwało prawie dwie godziny. Premier przedstawił w tym czasie najważniejsze zadania rządu. Czy ma znaczenie także długość przemówienia?

Ani długością, ani zawartością nie przekraczało normy. Donald Tusk potrafił gadać trzy godziny, ale to było pustosłowie. W przypadku Mateusza Morawieckiego mieliśmy dwie godziny pełne konkretów, pełne bardzo precyzyjnych wyrażeń, określeń, zobowiązań, planów. Gratuluję, że potrafił zmieścić się z tak bardzo informacyjnym tekstem tylko w dwóch godzinach. Mówił sprawnie, szybko. Premier nie deklamował, ale wypowiadał bardzo ważne kwestie.

Co Pana zdaniem było najistotniejsze w całym przemówieniu?

Istotę tego przemówienia można by streścić w takim zestawieniu dwóch części - krótkiego wspomnienia Piłsudskiego i Dmowskiego. Tam, gdzie Mateusz Morawiecki mówił o tym, że Polak ma obowiązki polskie i później połączenie tych dwóch nazwisk, drogowskazów historycznych z szerokim katalogiem wyzwań dotyczących polskiego życia narodowego, społecznego, politycznego, ale i Europy.

Zarówno Piłsudski, jak i Dmowski odnosili się do Polski. To były czasy walki o odrodzenie niepodległej Polski, więc to źródło jest bardzo zasadne. Premier rozszerzył na osiągnięcia niepodległej Polski, osiągnięcia, które są rekordowe w historii naszego kraju. Ale i wskazał na zadania europejskie. Mówił o tym, że Polska może wskazywać nowe kierunki i właściwe sposoby działania w wymiarze społecznym i również gospodarczym. To było sensacyjne, że Polska ma wskazywać Europie te nowe możliwości. Odniesienie się od źródeł niepodległości, do już osiągniętego fantastycznego sukcesu, który sytuuję Polskę na poziomie lidera Europy - to jest ten niesłychanie szeroki zakres tego przemówienia.

"Od naszych decyzji zależy czy Polska znajdzie się wśród państw, które będą kształtować nowy porządek. W obliczu globalnych wyzwań liczę na szeroką współpracę w interesie Polski wszystkich sił politycznych. Dla Polski, dla rozwoju, w imię normalności!" — podkreślał szef rządu. Czy nowy Parlament posłucha się premiera?

Z przykrością trzeba powiedzieć, że na Parlament jako całość trudno liczyć. W trakcie expose Mateusza Morawieckiego można było zauważyć zachowanie totalnej opozycji, która reagowała albo milcząco, albo prześmiewczo, trochę jakby się zapadła z przerażenia. Dobiegały również niechętne, czy wrogie okrzyki. Na tych ludzi trudno liczyć. To są zdeterminowani słudzy zagranicy, wrogiej Polsce. Wielokrotnie było widać lidera Konfederatów, Janusza Korwina - Mikke, który dokładnie jak totalniak, jak Schetyna, który siedział obok, demonstracyjnie nie bił braw, nawet wtedy, kiedy premier mówił rzeczy, które powinien aprobować. Najdobitniej widać, że Konfederaci to inna wersja opozycji totalnej. Nic im się nie podoba, ponieważ  mówi to premier Prawa i Sprawiedliwości, czyli wróg. Na tych ludzi trudno liczyć przy współpracy parlamentarnej. Na szczęście Prawo i Sprawiedliwość ma większość parlamentarną i jeszcze większe poparcie społeczne i to wystarczy, żeby zmieniać Polskę.

Prawo i Sprawiedliwość może spróbować we współpracy z prezydentem odwołać się do społeczeństwa. To będzie dopiero pokaz siły i prawa, które mają rządzący obecnie do realizacji tego programu, który ogłosił premier Mateusz Morawiecki.

Myślę, że groźba, że może dojść do nowych wyborów, w których totalni zostaliby unicestwieni, może powstrzymywać ich przed szaleńczymi rozróbami, przed wzmocnieniem tego chuligaństwa, które dzisiaj uprawiają. Warto o tym pamiętać.

Dzisiaj przed rozpoczęciem expose premiera Mateusza Morawieckiego na mównicę sejmową wszedł poseł Konfederacji Grzegorz Braun, tym samym opóźniając przemówienie. Z mównicy nie chciał zejść...

Miałem go za przyjaciela. Jest mi bardzo przykro, że się w ten sposób popisuje. Może to jest przemijalne, pierwsze koty za płoty, chciał zaistnieć. Że to taki wyskok próżności, niż coś co miałoby wskazywać na stały sposób zachowania w Sejmie również tego człowieka. Bardzo mi wstyd za Brauna.

"Idziemy ku nowemu i niech Bóg nad naszą drogą czuwa" - zakończył swoje przemówienie Mateusz Morawiecki. Czym dla Pana jest takie nawiązanie właśnie do siły wyższej?

Ja również jestem człowiekiem wierzącym. Mam ponad 70 lat i moje doświadczenie życiowe potwierdza, że nasze wysiłki zawsze powinniśmy powierzać Panu Bogu, ponieważ to są moce radykalnie  przewyższające nasze pragnienia, czy nasze najlepsze życzenia. Każdy taki program, nawet polityczny, społeczny, gospodarczy, czy finansowy - to wszystko jest w rękach Boga. W ustach premiera Państwa polskiego nie jest to żaden wybieg, a zwyczajnie ludzka pokora.

Wszyscy wiemy, że nie znamy przyszłości, że nasze najlepsze starania możemy powierzyć Panu Bogu i Matce Bożej. To jest to przeświadczenie skromności.

W Polsce może to brzmieć dziwnie, ale przecież każdy amerykański prezydent nawiązuje do Boga. W krajach cywilizowanych jest to rzecz najzupełniej normalna, właśnie to uniżenie przywódcy do woli Bożej jest jak najbardziej na miejscu. Jako reprezentant chrześcijańskiego społeczeństwa  jest to wskazane, jest to rodzaj zobowiązania, które powinien złożyć. Podobnie jest  i z przysięgą poselską "Tak mi dopomóż Bóg".

 

Rozm. Karolina Zaremba