Podczas, gdy w grudniu chrześcijanie mają Adwent, swoje święto obchodzą także wyznawcy religii globalnego ocieplenia. Mowa o dorocznej konferencji klimatycznej ONZ mającej walczyć z tym zagrożeniem „gorszym od Holocaustu”, „bardziej zabójczym niż III wojna światowa”, „1000 razy groźniejszym od broni jądrowej” – jak przez lata opisywały zjawisko złotouste autorytety medialne.

Właśnie te kręgi uczyniły z globalnego ocieplenia swoistą religię, w której nie ma miejsca dla adwersarzy. Obowiązują dogmaty, gigantyczne pieniądze lądują w kieszeniach naukowców potwierdzających zjawisko. Efekt cieplarniany zrobił się gigantycznym biznesem, który mimo wszystko rozczarowuje. Ci, którzy mieli na nim zarobić już zarobili, a determinacja do narzucenia światu jedynej ekologicznej ideologii słabnie z roku na rok.

W cieniu terroryzmu

W tym roku konferencja klimatyczna w Paryżu odbędzie się w cieniu co najmniej trzech zjawisk. Pierwszym są oczywiście zamachy terrorystyczne. Tak duże zgromadzenie ludzi, głównie biurokratów, polityków, biznesmenów, aktywistów i różnorakich pseudoelit, to znakomity kąsek dla terrorystów pragnących rozgłosu. Aparat przemocy zrobi jednak wszystko, aby zapewnić uczestnikom tego wydarzenia bezpieczeństwo.

Kolejnym „hamulcowym” konferencji COP-21 są oczywiście ważniejsze sprawy jak np. konflikty zbrojne na Bliskim Wschodzie, w Afryce czy na Ukrainie. Globalne mocarstwa, które za pomocą globalnych regulacji ekologicznych, chcą zahamować wzrost gospodarczy w krajach rozwijających się (szczególnie w Chinach oraz Indiach), mają teraz inne problemy jak chociażby wojna z Państwem Islamskim, czy wzrost napięcia na Bliskim Wschodzie.

Dochodzimy wreszcie do ekonomii. Świat finansów nie otrząsną się jeszcze z ostatniego kryzysu finansowego, a na horyzoncie rysuje się kolejny. Giełdy pikują, bankierzy nie są hojni w szastaniu groszem, a rządy nie mają już więcej kasy, aby dotować kolejne projekty ekologiczne, bowiem niemal wszystkie tego typu inicjatywy mogą być zrealizowane wyłącznie dlatego, że łoży na nie przyciśnięty przez Urząd Skarbowy podatnik.

Polska nareszcie sobą

W Paryżu miał zostać podpisany kolejny globalny pakt klimatyczny, mający zastąpić osławiony Protokół z Kioto, którego obowiązywanie było przedłużane w nieskończoność. Mimo tradycyjnego wielkiego entuzjazmu, nie należy się spodziewać, aby podpisanie takiego dokumentu nastąpiło. Z Protokołu wystąpiła przecież Australia, likwidując wszelkie projekty związane z globalnym ociepleniem, dzięki katolickiemu premierowi Tony Abbottowi. Tradycyjnie sceptyczne są Chiny, Indie czy Rosja. Co więc ograniczać, skoro najwięksi emitenci gazów cieplarnianych budują elektrownie węglowe na potęgę?

Unia Europejska jest podzielona jak nigdy. Niemcy i Francja muszą martwić się wzrastającą liczbą uchodźców, a nie duszeniem gospodarki, która musi dźwigać coraz większe ciężary socjalne i zbrojeniowe. Nie pomogą im także kraje Europy Środkowo-Wschodniej. Polska odzyskuje swoją pozycję międzynarodową i będzie wetowała wszystkie niekorzystne dla kraju przepisy. A za takowe należy uważać wszelkie umowy dyskryminujące energetykę bazująca na spalaniu paliw kopalnych. Można się więc spodziewać, że Polska będzie grała w tej samej grupie co Indie czy Chiny, a nie Unia Europejska.

Wielkie nadzieje ekolodzy wiązali z prezydentem USA Barackiem Obamą. Obamie jako pierwszemu przywódcy Stanów Zjednoczonych przeszedł przez gardło słowotwór: „globalne ocieplenie”, ale i tak ma związane ręce. Senat już zapowiedział, że żadnej paryskiej umowy nie ratyfikuje, więc jeśli jakikolwiek dokument zostanie podpisany będzie on niskiej rangi, a więc mówiąc językiem potocznym: bez żadnego znaczenia.

Katolicy wobec „globcia”

Ze zrozumiałym sceptycyzmem można podchodzić szczególnie do tych kręgów naukowych i politycznych, którzy przedkładają ekologiczną ideologię, nad metodologię i fakty. A szczególnie do tych, którzy za największe zagrożenie dla środowiska naturalnego widzą w człowieku, słusznie czy niesłusznie, a sposobu na ekologię szukają w kontroli urodzin – aborcji, eutanazji czy antykoncepcji. 

Wyznawcy religii globalnego ocieplenia brną w herezję panteizmu, utożsamiając Stwórcę z naturą, bądź sami ustanawiając się niemal bogiem, chcąc regulować temperatury w poszczególnych regionach świata, tak jak ustawia się klimatyzację w samochodzie. Świadczy to o ogromnej pysze i oderwaniu od naukowej rzeczywistości współczesnego człowieka.

Papież Franciszek co prawda rozbudził nadzieje ekologów na dołączenie do światowej krucjaty przeciw globalnemu ociepleniu. Jednakże jego ekologiczną encyklikę – Laudato si – należy odczytywać w znacznie szerszym kontekście. Jest to encyklika ofensywna, pozwalająca katolikom wkroczyć w obszar dotąd zdominowany przez lewicę.

Dobry chrześcijanin ma oczywiście obowiązek troszczyć się o naturę – dzieło stworzenia, podarowane mu za darmo przez Boga. Stąd dbałość wszystkimi możliwymi środkami o czystość środowiska naturalnego. Także jeśli chodzi o redukcję gazów cieplarnianych, zanieczyszczeń powietrza czy smogu. Należy o to dbać, bowiem leży to we wspólnym interesie społeczności ludzkiej.

Jednak z pewnością nie do zaakceptowania jest polityka wobec zmian klimatu prowadzona w ciągu ostatnich dziesięcioleci. Sprowadzająca ekologię do ideologii i biznesu. Nie monitorująca rzeczywistych efektów wprowadzanych zmian. Nie weryfikująca naukowej metodologii oraz wyników badań (zeszłoroczny rekord zimna na brytyjskiej stacji Arktycznej-55,4 stopni Celsjusza, czy tegoroczne rekordowe pomiary pokrywy lodowej dają do myślenia). Dyskryminująca biednych kosztem preferencji dla bogatych. Czy wreszcie wykorzystująca ideologię do krzewienia cywilizacji śmierci np. globalnej kontroli urodzeń, postulowanej przez Organizację Narodów Zjednoczonych, tę samą instytucję, która organizuje konferencję COP-21.

 

Tomasz Teluk