Kamil Stoch w drugiej serii dzisiejszego konkursu drużynowego na skoczni mamuciej w Planicy oddał wyśmienity skok na 251,5 metra i pobił rekord obiektu, a także rekord Polski. Po skoku Polaka pojawiły się jednak wątpliwości, czy jego próba powinna zostać zaliczona. 

Loty za 250 metr w Planicy to prawdziwe wyzwanie dla skoczków. Spadając ze sporej wysokości na fragment zeskoku, w którym powoli zaczyna się wypłaszczenie, trudno jest ustać próbę. Podobnie było w sobotnim konkursie w przypadku Stocha, a także skaczącego bezpośrednio przez Polakiem Stefana Krafta, który skoczył 251 metrów. Obaj po lądowaniu wykonali charakterystyczny przysiad z odchyleniem do tyłu i w obu przypadkach można mieć wątpliwości, czy nie dotknęli pośladkami zeskoku.

Norweski skoczek i były rekordzista świata w długości lotu narciarskiego Johann Remen Evensen mówił po zawodach w jednym z wywiadów, że w jego opinii rekord Kamila Stocha nie powinien zostać uznany, bo Polak w jego odczuciu podparł skok. Jak mówił Norweg, na powtórkach telewizyjnych widać było, że Stoch "szorował" po śniegu, a tył jego kombinezonu był ubrudzony. 

Jednak choć Stoch dostał niskie noty za styl, sędziowie nie uznali jego próby za podpartą. 

"Rekord został uznany prawidłowo, bo sędziowie nie dopatrzyli się upadku Kamila. Tak przynajmniej wynika z not" - komentował temat polski sędzia Kazimierz Bafia. 

Evensen stwierdził, że jeżeli na powtórkach widać podpórkę, rekord powinien zostać cofnięty. Jednak jak mówiła delegat Międzynarodowej Federacji Narciarskiej Agnieszka Baczkowska w rozmowie z Onet.pl, po konkursie nie można już zmieniać not sędziowskich, więc nawet gdyby podpórka rzeczywiście miała miejsce, Stochowi rekordu już nikt nie odbierze. 

Czy Stoch rzeczywiście dotknął zeskoku? Każdy może ocenić to sam. Faktem jednak jest, że lądowanie bez najmniejszych uchybień na tak dalekich odległościach w Planicy, czy Vikersund jest prawie niemożliwe, a sędziowie w takich sytuacjach często przymykają oko, jeśli zawodnik tylko lekko dotknie zeskoku tylną częścią ciała. Tak było tydzień temu w Vikersund, gdzie Stefan Kraft pobił rekord świata w długości lotu, skacząc 253,5 metra. 

emde/onet.pl