Tomasz Wandas, Fronda.pl: Część mediów podkreśla, że sobotni marsz na Białorusi został potraktowany w taki, a nie inny sposób dlatego, że wcześniej nie został „zgłoszony” Łukaszence. Czy zatem inaczej by było, gdyby był „legalny”? Czy w ogóle wtedy miał by on miejsce?

Kamil Kłysiński, politolog, ekspert ds. Ukrainy, Białorusi i Mołdawii: Niestety, ale wiele mediów ma powierzchowne informacje na ten temat. Władze białoruskie prowadzą wewnętrzną grę. Demonstracje w Grodnie i Brześciu odbyły się za zgodą władz miejskich jak najbardziej legalnie, nie doszło tam do brutalnych zatrzymań na większą skalę. Natomiast demonstracja w Mińsku rzeczywiście była nielegalna, ponieważ zaproponowany przez władze miasta termin był upokarzający dla opozycji (czego władze były świadome). Opozycja zatem postanowiła iść w kierunku centrum miasta nielegalnie, co spotkało się z reakcją władzy taką jak wiemy. Sygnał jest taki, że demonstrować można, jednak opozycja nie może dążyć do obalenia władzy i do organizowania krwawej rewolucji – tak próbuje to przedstawić białoruska propaganda.

Działania milicji podczas sobotniego protestu w Mińsku były "adekwatne", protest nie miał pokojowego charakteru i był nielegalny, a wobec narastającego zagrożenia terrorystycznego w Europie władze muszą być czujne – oświadczył przedstawiciel białoruskiego MSZ. Jak Pan to skomentuje?

Jest to klasyczna gra Mińska, klasyczna gra władz białoruskich, które chcą wpisać działania białoruskiej opozycji w swoją politykę wewnętrzną. Pragną pokazać oni, że nie dzieje się nic nadzwyczajnego co wykraczałoby poza standardy normalnego, europejskiego państwa, które zmaga się z współczesnymi wyzwaniami. Jest to ponadto element cynicznej, propagandowej gry obliczonej na polemikę z Zachodem.

Czy Unia Europejska, jedynie mówiąc o problemie  i to w sposób delikatnny, działa właściwie?

Tak, to typowe podejście UE. Do sankcji jest daleka droga, unia ma wiele swoich problemów na których musi się skupić. Będzie to zatem trwało dosyć długo. Na ulicach Mińska nie doszło do na tyle krwawych scenariuszy (o co postarały się władze), aby stanowiły one podstawę do jednoznacznej decyzji o sankcjach. Unia Europejska będzie zajmowała krytyczne stanowisko i myślę, że uważnie będzie się temu problemowi przyglądała. Władze białoruskie powinny zrozumieć, że tego typu działania nie będą uznawane za zwyczajna politykę, zwyczajnego państwa tak jak się to dzieje we Francji w stosunku do zwyczajnej demonstracji przeciwników. Białoruś to państwo autorytarne, które w stosunku do swoich obywateli zachowuje się bezwzględnie, tam nie ma żadnego dialogu.

Czy Białoruś czeka majdan, czy Łukaszenka może czuć się zagrożony?

Prędzej czy później może dojść do jeszcze większych protestów społecznych ponieważ działania władz nie rozwiązują problemów socjalnych, społecznych. Brak jakiegokolwiek dialogu ze społeczeństwem zawsze kończy się źle – o tym powinni wiedzieć wszyscy. Żadne represje nie podniosą poziomu życia obywateli i nie doprowadzą do ożywienia życia gospodarczego na Białorusi – a to jest głównym powodem dla którego ludzie wychodzą na ulice. Brak perspektyw i spadający poziom życia Białorusinów doprowadzi w końcu do eskalacji problemu.

Dziękuję za rozmowę.