„Kandydowałem na prezydenta w bardzo szczególnej sytuacji osobistej. Wszystkie badania wskazywały, że jedyną osobą w PiS, która ma szanse wygrać, byłem ja” - mówił w wywiadzie dla "Super Expressu" Jarosław Kaczyński. Prezes PiS zastrzegł jednak, że nie będzie już startował w wyborach prezydenckich, ale chce zostać premierem. „Osiągnąłem dobry wynik, lepszy niż Donald Tusk w 2005 roku. Nigdy nie ukrywałem, że prezydentura to nie jest mój główny cel polityczny. To była dla mnie bardzo trudna decyzja. Zadałem sobie wtedy pytanie, co sądziłby mój brat, gdyby żył. Znałem go najlepiej, jak można znać drugiego człowieka, i byłem pewien, że powiedziałby: kandyduj! To było rozstrzygające dla mojej decyzji. Osobiście nigdy nie miałem aspiracji, by być prezydentem Rzeczypospolitej. Dziś nie mam ambicji prezydenckich, ale chcę być premierem”- powiedział lider PiS. W tej sytuacji start w wyborach zapowiedział były „delfin” PiS-u, dziś syn marnotrawny- Zbigniew Ziobro.  


Wobec wycofania się Jarosława Kaczyńskiego nie wyobrażam sobie, aby polska prawica nie wystawiła kandydata, który będzie walczył o zwycięstwo w wyborach prezydenckich. W tej sytuacji jestem gotów podjąć się tego wyzwania” - mówi "Wiadomościom" TVP1 Zbigniew Ziobro.  Lider Solidarnej Polski zapowiedział, że oczywiście nie wystartuje bez poparcia swojej partii. Partia oczywiście to poparcie wodzowi da. „Życie nie znosi próżni i wobec tej swoistej abdykacji Jarosława Kaczyńskiego z przywództwa na prawicy, nie dziwię się, że Zbigniew Ziobro jako polityk o największym poparciu na prawicy i największej wiarygodności w PiS, spośród polityków z poza tej partii, jest gotów podjąć wyzwanie walki - komentuje najbliższy współpracownik Ziobry, Jacek Kurski. :Jestem dumny z mojego przyjaciela” – dodał słynny spin doktor. „Nie ma lepszej kuźni w której wykuwa się przywództwo polskiej prawicy, niż wybory prezydenckie. To środowisko polityczne, które ma poważnego, wiarygodnego kandydata na prezydenta liczy się w polskiej polityce. To byłby dla Solidarnej Polski wiatr w żagle”- mówi wprost były pisowski „bulterier”. Trudno się z nim nie zgodzić.


Wycofanie się Kaczyńskiego z wyścigu prezydenckiego jest politycznym błędem. Niestety w PiS nie ma w tej chwili ani jednego charyzmatycznego polityka, który mógłby konkurować w tym wyścigu z politykiem PO, niezależnie czy będzie to Komorowski czy Tusk. W ciągu ostatnich lat wewnętrzne wojny w PiS spowodowały, że odeszli z partii wszyscy wyraziści politycy, którzy z pomocą szyldu PiS mogliby walczyć o poparcie w specyficznych prezydenckich wyborach. Zbigniew Ziobro ma więc niepowtarzalną szansę by zgarnąć osamotniony prawicowy elektorat. Szczególnie, że nie zanosi się by miał być atakowany przez Radio Maryja czy prawicową prasę. Wybory za 3 lata są wielką szansą dla Solidarnej Polski by podnieść się z sondażowej zapaści w jakiej w tej chwili jest ta partia. Pamiętajmy, że to właśnie dzięki prezydenckiej batalii Andrzeja Olechowskiego udało się zaistnieć Platformie Obywatelskiej. Najlepszym krokiem PiS-u byłoby wystawienie w wyborach za trzy lata wspólnego kandydata by stoczył walkę o pałac z PO. Trudno uwierzyć jednak by Kaczyński był wstanie pokonać swoją niechęć do rozłamowców i „zdrajców”. Na dodatek jest on świadom, że Ziobro dzięki tej kampanii wyborczej może się stać jedyną twarzą prawicy i wyeliminować go tym samym z życia politycznego. Czyż nie o to chodziło od początku rozłamowcom? I tak z pewnością się stanie jeżeli Kaczyński nie wystartuje w wyścigu. Czy ktoś wyobraża sobie by naładowany pomysłami Kurskiego, Ziobro nie zdetronizował polityków pokroju Brudzińskiego?  Nawet jeżeli Kaczyński wystawi, któregoś z bliskich mu intelektualistów, to i tak ich szansę są marne w zderzeniu z politycznymi wyjadaczami. Kaczyński ma więc związane ręce i musi startować we wszystkich wyborach by jego partia przetrwała. Następcy zostali bowiem już dawno wycięci. Tylko czy Kaczyński ma szansę wygrać ten wyścig?


Łukasz Adamski