Po oburzającym rysunku Andrzeja Mleczki i dość, delikatnie mówiąc, kontrowersyjnej akcji artystów i celebrytów, mającej zachęcać do uczestnictwa w wyborach parlamentarnych, w debacie publicznej pojawił się temat stygmatyzacji osób zmagających się z zaburzeniami psychicznymi. W ostatnim czasie kwestię tę podnoszą głównie politycy PiS, Telewizja Polska oraz prorządowe media, nagłaśniając sposób, w jaki do sprawy podchodzą politycy opozycji.

Poglądy polityczne zarówno Andrzeja Mleczki, jak i Wojciecha Pszoniaka, Anny Nehrebeckiej i innych artystów firmujących akcję „Nie świruj, idź na wybory” są powszechnie znane. Co więcej, po powszechnym oburzeniu rysunkiem Andrzeja Mleczki internauci przypomnieli jeden z filmików Klaudii Jachiry, kandydującej do Sejmu z ramienia Koalicji Obywatelskiej. A tę kandydaturę przecież„ktoś” musiał zatwierdzić, z całym „dobrodziejstwem inwentarza”. Tym „kimś” są zapewne władze ugrupowań wchodzących w skład Koalicji Obywatelskiej, z naciskiem na szefa PO, Grzegorza Schetynę. Władze Platformy Obywatelskiej zdecydowały, że chcą obecności na swoich listach osoby. Zresztą, czy nawet gdyby istniały wiarygodne dane potwierdzające, że większość osób z zaburzeniami tej natury głosuje na tę czy inną partię polityczną, rzeczywiście byłoby to coś dyskredytującego tę grupę wyborców? Otóż nie. Warto uświadomić sobie, że choroby psychiczne są takimi samymi jak wszystkie inne. I tak samo, jak nowotwory czy inne ciężkie, przewlekłe choroby czy niepełnosprawności, mogą dotknąć każdego, w dowolnym momencie życia.

Zaledwie opadły emocje po wstrętnym rysunku Mleczki i przypominanym przez polityków, internautów i dziennikarzy filmiku Jachiry, pojawiła się dość zaskakująca kampania profrekwencyjna „Nie świruj, idź na wybory”. W mediach i internecie najsilniej przebiło się to, co zaserwował Wojciech Pszoniak. I choć artysta być może nie chciał nikogo obrażać czy drwić (co zresztą sam przyznał dziś w rozmowie z Wirtualną Polską) warto zwrócić uwagę, że już wcześniej, bo w 2016 i 2017 r. próbował obrazić takich polityków PiS, jak lider tej partii, Jarosław Kaczyński czy prof. Krystyna Pawłowicz, przypisując im właśnie zaburzenia psychiczne, o czym zresztą niegdyś pisaliśmy. W wywiadzie dla „Newsweeka” w październiku 2017 r. aktor przekonywał, że posłanka Pawłowicz to „przypadek kliniczny”, a Kaczyński- „zaburzony człowiek- nie trzeba być psychiatrą, żeby to widzieć”. Rok wcześniej, w rozmowie z redaktor Magdaleną Jethon dla portalu Komitetu Obrony Demokracji artysta wypowiedział się o prezesie PiS w podobnym tonie. Świadomie i celowo czy też nie- przyczynił się w ten sposób do dyskryminacji osób chorych psychicznie. Zasugerował bowiem, że na czele partii rządzącej stoi człowiek „zaburzony”, tym samym stwarzając narrację, że kraj jest w niebezpieczeństwie i wywołując u czytelników poczucie zagrożenia. Jako że słowo „artysta” budzi skojarzenia z wyjątkowo silną wrażliwością i empatią, wydaje się, że ludzie sztuki powinni tym bardziej ważyć słowa i gesty. Zwłaszcza gdy mają bogaty dorobek artystyczny i cieszą się silnym autorytetem, szacunkiem i sympatią.

Wojciech Pszoniak tłumaczył dziś w rozmowie z Wirtualną Polską, że pomysłodawcą filmiku był fotograf Tomasz Sikora, zaś cała akcja miała na celu wyłącznie „zmobilizowanie części społeczeństwa, która ma w nosie głosowanie”, zwłaszcza ludzi młodych. Również sam Sikora, inicjator akcji, przeprosił tych, którzy poczuli się urażeni i podkreślił, że nikt z artystów, którzy wzięli w niej udział, nie naśmiewa się z osób niepełnosprawnych, a samo wyrażenie „nie świruj” znaczy w tym przypadku „nie wygłupiaj się”. Czy jednak nie można było inaczej pokazać tego „wygłupiania”- chociażby poprzez założenie zabawnego nakrycia głowy, ciekawej charakteryzacji, maski, zrobienia jakiejś sztuczki? Również samo słowo „świrować”, nawet użyte w innym znaczeniu, traci przez to swoje negatywne konotacje? Wyraz „świr” był i jest również pejoratywnym określeniem właśnie osoby z zaburzeniami psychicznymi. I należy liczyć się z tym, że są osoby, które mogą poczuć się nim dotknięte.

Co na to opozycja i jej sympatycy? Wszak obrona osób dyskryminowanych nie powinna być im obca, co więcej, zaangażowanie w kampanię profrekwencyjną artystów, którym bliżej do Koalicji Obywatelskiej czy Lewicy niż do PiS, nie jest dla nikogo tajemnicą. Zważywszy na to, że w ubiegłym roku politycy PO i Nowoczesnej mocno wspierali w Sejmie protest osób niepełnosprawnych i ich opiekunów, można wymagać od nich zdecydowanej reakcji na działania ich „zaplecza” kulturalnego, uderzające nawet nie tyle w PiS, co w inną grupę osób zagrożonych dyskryminacją czy wykluczeniem. Choć opinie są podzielone, brakuje jednoznacznej krytyki, przeprosin czy odcięcia się, są raczej okrągłe słowa, że intencje dobre, ale wykonanie nie najlepsze, a niektórym politykom przypadła ona do gustu. Poseł PO-KO, Grzegorz Furgo, stwierdził, że to tylko „zabawny język młodzieżowy”, lider Platformy Obywatelskiej, Grzegorz Schetyna apelował o „dystans”. Inny parlamentarzysta opozycji, Krzysztof Mieszkowski przekonywał, że filmik z Wojciechem Pszoniakiem to tylko genialna aktorska ekspresja, nawiązanie do twórczości Witkacego czy Witolda Gombrowicza. Poseł Michał Szczerba przyznał, że ma mieszane uczucia co do akcji, zaś kandydatka na urząd premiera RP, Małgorzata Kidawa-Błońska podkreśliła, że widziała tylko filmik z Januszem Gajosem, w którym faktycznie nie da się dopatrzyć czegokolwiek obraźliwego. Wicemarszałek Sejmu przyznała również, że skoro na temat akcji wypowiedział się Rzecznik Praw Obywatelskich, to być może rzeczywiście kampanię należałoby zmienić, tak, aby nie budziła negatywnych reakcji. W podobnym tonie akcję skomentował poseł PO, Borys Budka.

Reakcje dużej części polityków opozycji diametralnie różnią się od tych związanych z wypowiedzią marszałka Senatu, Stanisława Karczewskiego. Przypomnijmy, że polityk Prawa i Sprawiedliwości w ubiegłym roku stwierdził na spotkaniu z wyborcami, że barierki pod Sejmem są po to, aby różne „świry” się tam nie przedostały. Słowa marszałka spotkały się z powszechnym oburzeniem, a sam Karczewski, który z zawodu jest przecież lekarzem, przeprosił za tę wypowiedź.

Podobnej reakcji nie doczekaliśmy się również po wpisach byłego prezydenta Lecha Wałęsy w mediach społecznościowych, które stały się przedmiotem procesu wytoczonego mu przez prezesa PiS, Jarosława Kaczyńskiego. Wałęsa (który również przybył w ubiegłym roku do Sejmu, aby wesprzeć protestujących rodziców osób niepełnosprawnych. Byłemu prezydentowi, skupionemu, jak to ma w zwyczaju, bardziej na promowaniu własnej osoby, nie udało się jednak znaleźć z protestującymi wspólnego języka) sugerował m.in., że lider PiS jest osobą chorą psychicznie. Mimo decyzji sądu, nie zamierza ani przeprosić Kaczyńskiego za swoje słowa, ani wycofać się z nich. Lech Wałęsa, który przez pięć lat reprezentował państwo polskie jako prezydent, a wcześniej kierował ruchem broniącym m.in. praw osób wykluczonych, powinien mieć świadomość, że wyrządza krzywdę nie tyle prezesowi PiS, który, jak każdy polityk, słyszał i czytał już dużo gorsze rzeczy na swój temat, co całej rzeszy polskich obywateli korzystających z pomocy lekarza psychiatry, rozpowszechniając dyskryminujące i stygmatyzujące stereotypy. Bo przecież nie insynuował Kaczyńskiemu choroby psychicznej z troski o zdrowie lidera PiS, ale po to, aby go obrazić, zdyskredytować. Zamiast wykorzystać swój autorytet w słusznej sprawie, Lech Wałęsa wykorzystał go do ataku na przeciwnika politycznego, a przy okazji- setek tysięcy Bogu ducha winnych Polaków borykających się z zaburzeniami psychicznymi. Skoro chciałby wyeliminować z życia publicznego prezesa PiS ze względu na jego rzekomą chorobę psychiczną, to czy to samo uczyniłby z innymi chorymi, niezależnie od ich poglądów politycznych?

Polskie Towarzystwo Psychiatryczne zareagowało wczoraj na działania kandydatki opozycji oraz sprzyjających KO artystów. Politycy PO-KO nabierają dziś wody w usta, apelują o dystans lub próbują popisywać się znajomością twórczości Witolda Gombrowicza. W internecie wtóruje im chór „Silnych Razem”, którzy atakują polityków PiS za sprzeciw wobec szyderstw z osób niepełnosprawnych i chorych psychicznie. Używając inwektyw, sugerują, że Patryk Jaki czy Sebastian Kaleta, a także inni internauci, niebędący osobami publicznymi, po prostu „nie zrozumieli przekazu akcji”, nie wiedzą, co to jest „ekspresja aktorska”. Czy zatem przekazu nie zrozumiał również Rzecznik Praw Obywatelskich, Adam Bodnar, który pouczył inicjatorów akcji, że kampanie profrekwencyjne nie mogą się opierać na dyskryminacji osób chorych psychicznie oraz przedstawił zatrważające dane na ten temat? Czy również lekarze zrzeszeni w Polskim Towarzystwie Psychiatrycznym są w ich ocenie „pisowskim ciemnogrodem”?

Opozycja spod znaku PO-KO oraz sympatyzujący z nią artyści nie tylko- po raz kolejny zresztą- zaprezentowali podwójne standardy, ale również zaskakujące jak na przedstawicieli „elit”... zacofanie i ignorancję. Mówimy w dodatku o zacofaniu bardzo szkodliwym, które może np. spowodować, że osoba w kryzysie psychicznym będzie obawiała się zasięgnąć pomocy, co może na dłuższą metę okazać się tragiczne w skutkach.

Reakcja zarówno Rzecznika Praw Obywatelskich, jak i Telewizji Publicznej, jest pożyteczna i ważna, zwłaszcza w kraju, w którym sytuacja w służbie zdrowia, delikatnie mówiąc, nie jest najlepsza, a kondycja polskiej psychiatrii (brak lekarzy, zwłaszcza dziecięcych, przepełnione szpitale, kilkumiesięczne kolejki) doskonale obrazuje ten problem. Również świadomość społeczna dotycząca zaburzeń zdrowia psychicznego wciąż nie jest w naszym kraju na wysokim poziomie. Nie brakuje również szkodliwych stereotypów zarówno na temat lekarzy psychiatrów, szpitali psychiatrycznych czy leków przepisywanych w przypadku schorzeń tej natury, jak i na temat osób z zaburzeniami psychicznymi, mitów pogłębiających w społeczeństwie lęk przed takimi osobami i narażających je na ostracyzm społeczny, na co zwrócił uwagę Rzecznik Praw Obywatelskich. I pozostaje życzyć sobie, aby politycy PiS oraz sprzyjające im media nie poprzestali na wykorzystaniu tematu stygmatyzacji osób chorych psychicznie do walki politycznej z opozycją. Warto, aby u nas wszystkich, zwłaszcza polityków cieszących się autorytetem, zaufaniem społecznym, czy też osób realizujących misję wynikającą z zawodu dziennikarza, szczególnie mediów publicznych, pojawiła się pewna głębsza refleksja. 

Joanna Jaszczuk