Nie milkną echa po głośnej wypowiedzi Rzecznika Praw Dziecka Mikołaja Pawlaka, który w rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną" zbagatelizował dawanie dzieciom klapsów. "Trzeba rozróżnić, czym jest klaps, a czym jest bicie" - stwierdził Mikołaj Pawlak. 

Z powodu tej wypowiedzi wylała się na niego - głównie z ośrodków liberalno-lewicowych - fala krytyki. Swoje "trzy grosze" dorzuciła także aktorka znana z wielkiej niechęci do rządu PiS, Maja Ostaszewska.

W rozmowie z Magdaleną Rigamonti dla "DGP" Mikołaj Pawlak podkreślił, iż absolutnie "nie wolno bić dzieci", ale stwierdził przy tym, że: "Klaps nie zostawia wielkiego śladu (...). Trzeba rozróżnić, czym jest klaps, a czym jest bicie" - powiedział.

Maja Ostaszewska nie ukryła oburzenia wypowiedzią Rzecznika.

"Dla mnie to jest nie do zaakceptowania. Jestem matką dwójki dzieci i w ustach kogokolwiek to jest dla mnie do zaakceptowania, ale w ustach Rzecznika Praw Dziecka to jest po prostu skandal i uważam, że natychmiast powinien się poddać do dymisji. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś taki był rzecznikiem spraw dzieci"- podkreśla aktorka. Dodała, że rolą rzecznika jest występowanie w imieniu dzieci, które doświadczają przemocy i trudnych sytuacji. 

"To straszne, że tak niekompetentne osoby zajmują takie stanowiska. On to teraz jakoś tłumaczy, ale to bardzo enigmatyczne tłumaczenie i mnie ono osobiście nie przekonuje. Jestem oburzona tą wypowiedzią"-dodała.

Tysol.pl