Rzadko któremu celebrycie udaje się na trwałe zakorzenić w polityce. Często odnotowują oni doraźne sukcesy korzystając ze swojej sławy w różnych dziedzinach życia publicznego, ale zazwyczaj odgrywają rolę gwiazd jednego sezonu.

Właśnie przekonuje się o tym Paweł Kukiz. Uzyskał znakomity wynik w pierwszej turze wyborów prezydenckich, potem z przytupem wprowadził swoją drużynę do Sejmu, a teraz rozpaczliwie walczy o przetrwanie. Jego klub poselski topnieje z dnia na dzień, a on sam długo miotał się pomiędzy Polskim Stronnictwem Ludowym a Konfederacją (ostatecznie wybrał PSL) i najwyraźniej ma już tego serdecznie dosyć, o czym świadczy jego wpis na Twitterze: „Po tych negocjacjach wszystkich jestem już jedną nogą w Tworkach”.

Jak informują media, nadal bardziej rozpoznawalny jako muzyk niż jako polityk Kukiz rozmawiał też z Jarosławem Kaczyńskim i z Bezpartyjnymi Samorządowcami, ale bez efektów. Szczerze przyznał, że z 41 posłów jego klubu aż 75 procent okazało się koniunkturalistami i ukrytymi PiS-owcami. Zapewnił, że pójdzie z każdym, kto go zechce, ale zarazem najbardziej uprawdopodabnia przekroczenie progu wyborczego i wpisze do swojego programu postulaty, z którymi on wszedł do Sejmu, czyli przede wszystkim jednomandatowe okręgi wyborcze. Brzmi to jak typowy łabędzi śpiew.

Obserwatorzy polskiej sceny publicznej zgodnie podkreślają, że Paweł Kukiz mógłby dać już sobie spokój z polityką i powrócić do działalności estradowej, w której w dalszym ciągu odnosi znaczące sukcesy, a więc nie grozi mu bezrobocie. Także resztka pozostałych jeszcze przy nim parlamentarzystów powinna wrócić do dawnych zajęć, ewentualnie szukać miejsc na listach wyborczych innych ugrupowań.

Jerzy Bukowski