Otóż nie wiem jak Państwo, ale ja przy każdej okazji sylwestrowych obchodów zastanawiam się dlaczego ludzie, nie tylko w tej części świata i nie tylko w naszej kulturze, tak uroczyście i na wesoło obchodzą powitanie nowego roku, miast w smutnej atmosferze żegnać stary? – Czy huczna i wesoła zabawa jest zachowaniem adekwatnym w sytuacji, gdy patrząc prawdzie w oczy, chwila pożegnania kolejnego roku jest chwilą raczej smutną, która de facto symbolizuje nieubłagane i bezpowrotne przemijanie naszego życia? – Dlaczego więc optymizm jutra, czyli wiara w możliwość doznania czegoś być może lepszego i nieznanego wygrywa z sentymentalizmem, czyli żalem związanym z przemijaniem i utratą przeznaczonego nam, tak cennego i bardzo krótkiego czasu na ziemskie egzystowanie? – Dlaczego też, miast odczuwać obawę przed ewentualną utratą, tego co już zdobyte i ugruntowane, cieszymy się na myśl o tym, co nadejdzie, a co jest przecież nieznane i niepewne. *

          Zastanawiam się również nad tym:

 - Na ile jest to jakaś wdrukowana nam na stałe naturalna (biologicznie i ewolucyjnie uwarunkowana) skłonność do optymistycznego patrzenia w przyszłość, typowa dla całego gatunku „homo”? Gatunku, który jak twierdzą niektórzy myśliciele, jest wręcz gatunkiem „homo ludens”, co po polsku znaczy: „człowiekiem zabawy”?

- Na ile skłonność do wesołego zachowania, w tym, według mojego odczucia, raczej smutnym momencie, jest po prostu uwarunkowaną psychologicznie preferencją zabawy, przy jednoczesnej skłonności do unikania stanów przykrych, do których niewątpliwie należy odczuwanie smutku z powodu przemijania (choć to doznanie nie zawsze musi wiązać się z odczuwaniem przykrości, gdyż niekiedy nostalgia za przeszłością bywa też doznaniem przyjemnym)?

- A może należy to zjawisko postrzegać jako jakąś formę zbiorowego zagłuszania egzystencjalnej trwogi związanej z przemijaniem, którą przypuszczalnie silniej odczuwają ateiści?

- Czy może jest to tylko zachowanie o genezie socjologicznej i kulturowej, czyli po prostu podyktowane obyczajem utrwalonym w wyniku historycznie ukształtowanych tradycji jeszcze w okresie barbarzyńskim, kiedy to mieszkańcy północnej półkuli mieli konkretne powody by cieszyć się z astronomicznego przesilenia, które oznaczało stopniową poprawę ciężkich warunków życia związanych z zimową porą roku? – Tradycji później adoptowanej przez chrześcijaństwo?  

- A może jest to zachowanie typowe dla kultury chrześcijańskiej, która postrzegając życie ludzkie, przede wszystkim, jako drogę do pełnego szczęśliwości życia wiecznego, redukuje lęk egzystencjalny i w konsekwencji pozwala wierzącym z większym optymizmem witać każdy nowy rok, który może być postrzegany przez nich, jako tylko kolejny, coraz to wyższy szczebel w drabinie, po której przychodzi im się wspinać do wieczności? – Wszak Jan Paweł II miał podobno mawiać przy okazji swoich urodzin, że jest co prawda o rok starszy wiekiem, ale za to o rok młodszy w drodze do Wiekuistego (!!).

Te, oraz inne pytania, będą dla mnie wyjściem do większej pracy na ten, jak sądzę, ciekawy temat. – Pracy, którą będę chciał ukończyć do…  przyszłego Sylwestra! 

Ewentualne uwagi i przemyślenia czytelników tej publikacji mogą się przyczynić do jej powstania!  Za ewentualny udział w dyskusji i za ciekawe myśli z góry dziękuję!

 Janusz Szostakowski

02.01.2020