Amerykańscy urzędnicy poinformowali, że miał miejsce atak hakerski na dwie bazy danych  zawiadujące systemem wyborczym w USA. Jak podaje FBI, istnieją dowody, że włamania do systemu wyborczego dokonali rosyjscy hakerzy, co wzbudza podejrzenia o próbę wpływu rosyjskich władz na wyniki wyborów w USA,  które odbęda się już 8 listopada - donosi NBC News.

Władze USA w związku z atakiem hakerskim podejrzewają, że Rosjanie chcą mieć wpływ na wyniki wyborów prezydenckich, wyborów do kongresu i częściowo do senatu. Ze względu na dużą wagę zaistniałej sytuacji, sekretarz bezpieczeństwa narodowego Jeh Johnson zwołał 15 sierpnia telekonferencję, w której wzięli udział przedstawiciele stanowych komisji wyborczych.  Jeh Johnson zaoferował wszelką pomoc kierowanego przez siebie resortu w zabezpieczeniu systemów do głosowania.

Hakerzy, wg informacji amerykańskich urzędników, wykradli aż 200 tysięcy danych, dotyczących wyborców w stanie Illinois. Po tym incydencie zamknięto system rejestracji wyborców na 10 dni   Atak objął też Arizonę, choć w tym drugim przypadku hakerom  udało pokonać system zabezpieczający, nie zdążyli jednak wykraść wrażliwych danych.
Amerykańskie służby sprawdzają intensywnie, czy obydwa cyberataki – a Illinos i Arizonie miały podłoże polityczne i na ile były są ze soba powiązane.

LDD/fronda.pl