Uroczystości z okazji 73. rocznicy Mordu Katyńskiego przy kościele farnym, gromadzą tych, którzy chcą dać dowód pamięci o pomordowanych polskich oficerach. Poczet sztandarowy kombatantów z opaskami AK tworzą ludzie, którzy, po dekadach zakłamywania historii przez propagandę PRL-u, w ostatnich być może latach swojego życia, chcą uczcić pamięć tych, którzy walczyli o tę Polskę. Niestety, dziś zorganizowano dla nich gorzką niespodziankę: zadumę zagłuszały kapele coverowe, które w tym czasie na Rynek zaprosiło Miasto.

Trudno nawet zdać relację z tych uroczystości... Wszelkie nagrane wystąpienia jednoznacznie zagłuszają odgłosy igrzysk na Rynku. Zamiast więc skoncentrować się na tej jakże krótkiej uroczystości, czy na pamięci o pomordowanych w Katyniu, aby choć w relacjach prasowych pochylić głowę nad ich losem i ofiarą, nieustannie zastanawiamy się jak to możliwe... Czy odległość między ulicą Jana Pawła II, a ul. Lecha jest nie do przebycia? Gdzie leży przyczyna tak żenującej sytuacji? Można oczywiście skwitować to brakiem obiegu informacji, tyle tylko, że tego braku nie da się usprawiedliwić. Trudno też wytłumaczyć tak kuriozalną sytuacje gościom, którzy przyjechali na uroczystości spoza Gniezna. Warto nadmienić, że uroczystości katyńskie trwały niecałe półgodziny, a kiedy się zaczynały Rynek świecił jeszcze pustkami i równie dobrze publiczność przyszłaby gdyby opóźnić start Dni Gniezna zwłaszcza, że w tym czasie na scenie nie było gwiazd pierwszego sortu.

Praktycznie wszyscy zebrani wraz z gośćmi przeżywali dylemat: czy się śmiać czy płakać. Zapewne jednak ani członkowie Rodzin Katyńskich, ani kombatanci nie widzieli w takiej sytuacji nic śmiesznego.... Przedziwnie wpisała się też obecność w pierwszym szeregu Marii Kocoń,przewodniczącej Rady Miasta Gniezna, która zapewne przyszła tu z potrzeby serca, ale zestawienie faktu, że miejska impreza burzy wymiar spotkania w 73. Rocznicę Mordu Katyńskiego z jej funkcją w Radzie Miasta mimo woli budziła poczucie absurdu.
Janusz Sekulski, prezes oddziału Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich w Gnieźnie, w swoim wystąpieniu oparł się przede wszystkim o zapisy z pamiętników pomordowanych oficerów podkreślają jednoznaczność daty i nieludzkie traktowanie polskich oficerów. Głos zabrał także starosta Dariusz Pilak. -
Przemoc zbrodnia, niesprawiedliwość i zagłada – katyńska noc, katyńska wiosna 1940 jawi się w wierszu Lwowianina Mariana Hemara świadka tamtych czasów jako moment cierpienia i zdrady – mówi starosta Dariusz Pilak.

Uroczystościom asystowały poczty sztandarowe i harcerze. Wśród gości znaleźli się między innymi dowódcy z Bazy Lotniczej w Powidzu, przedstawiciele duchowieństwa z biskupem Bogdanem Wojtusiem. Przed dębem pomordowanych przez NKWD stanęła stosowna tablica pamiątkowa. Całość zamknęło złożenie wiązanek pod Tablicą Ofiar Katyńskich, niestety, przy akompaniamencie bodaj „Nikt na świecie nie wie, że się kocham w Ewie”.
Rzecz oczywiście nie w ocenie samej imprezy na Rynku. Zapewne jednak nie należy do nie wykonalnych pogodzenie terminów dwóch imprez sygnowanych przez samorządy miejski i powiatowy. Choć jak widać w Gnieźnie możliwe jest wszystko – pisze Jarosław Mikołajczyk.

JW/informacjelokalne.pl