Część gimnazjalistów ze szkoły w Rudzie Tabulskiej na lekcji biologii nauczyła się, jak zakładać... prezerwatywy na banana. O całej sprawie dowiedzieli się rodzice, którym nastolatkowie przekazali, co dzieje się w szkole. Rodzice nie kryją oburzenia. Jeden z nich przypomina, że placówka niedawno przyjęła imię ks. Bronisława Markiewicza, który łączył naukę i pracę z praktykami religijnymi. „A co dzisiaj oferuje dzieciom szkoła? Oswajanie młodzieży z praktykami seksualnymi” - komentuje w rozmowie z „Kurierem Garwolińskim” jeden z ojców.
Dyrektor szkoły Aleksander Byks nie widzi jednak problemu w takiej praktycznej „edukacji”. Mówi, że antykoncepcja znajduje się w programie nauczania w gimnazjum (lekcje biologii oraz wychowania do życia w rodzinie), a od nauczycieli zależy to, w jaki sposób poprowadzą lekcje. Aleksander Dyks dodaje ponadto, że w wielu miejscach w Polsce takie praktyczne lekcje są prowadzone. Zdaje sobie jednak sprawę z faktu, że może to bulwersować niektórych rodziców.
Dyrektor Byks uspokaja, że nauczyciele „tylko” proponują dzieciom takie „lekcje”, a jeśli ci są chętni, to je przeprowadzają. Swoją zgodę uzależniają jednak od poziomu dojrzałości emocjonalnej w danej klasie (dlatego „praktyczne” lekcje nie odbyły się we wszystkich klasach). Nauczyciel miał zrezygnować z takiego pomysłu po wyraźnym proteście rodziców.
„Uczniowie w dzisiejszym czasie dostępu do internetu posiadają bardzo bogatą wiedzę na ten temat i często jest to tak, że rodzice są bardzo przezorni, żeby swoje dzieci uchronić - jak mówią - przed demoralizacją. Protestują przeciwko temu. Czasami jest to hipokryzja ze strony rodziców (nie akurat tych dzieci), bo te dzieci mają czasami o wiele bogatszą wiedzę niż rodzice sądzą” - mówi w rozmowie z „Kurierem Garwolińskim” dyrektor szkoły.
Dyks uspokaja, że tylko czterem rodzicom nie podobał się pomysł przeprowadzenia „praktycznej” lekcji. Rozmówcy „Kuriera...” przyznają, że zbulwersowanych rodziców jest więcej, ale część nie ma odwagi, by publicznie sprzeciwić się demoralizacji dzieci.