Jan Sobieski wiedział, za sprawą tego mistycznegodaru, który nazywa się zdrowym rozsądkiem, że kiedy islam dotarł do pewnego punktu, stał się sprawąkażdego ochrzczonego i cywilizowanego człowieka. Tosamo dotyczy przemocy bolszewickiej. Jeśli bolszewizmdociera do pewnego punktu, staje się sprawą każdegoochrzczonego i cywilizowanego człowieka. A dla nastym punktem jest Polska.
Polska otwarta i jej wrogowie
Gilbert Keith Chesterton
Jan Sobieski wiedział, za sprawą tego mistycznegodaru, który nazywa się zdrowym rozsądkiem, że kiedy islam dotarł do pewnego punktu, stał się sprawąkażdego ochrzczonego i cywilizowanego człowieka. Tosamo dotyczy przemocy bolszewickiej. Jeśli bolszewizmdociera do pewnego punktu, staje się sprawą każdegoochrzczonego i cywilizowanego człowieka. A dla nastym punktem jest Polska.POLSKA OTWARTAi jej wrogowieMoja instynktowna sympatia dla Polski zrodziła się pod wpływem ciągłych oskarżeń, miotanych przeciwko niej i - rzec mogę - wyrobiłem sobie sąd o Polsce napodstawie jej nieprzyjaciół. Doszedłem mianowicie do niezawodnego wniosku,że nieprzyjaciele Polski są prawie zawsze nieprzyjaciółmi wielkoduszności i męstwa. Ilekroć zdarzyło mi się spotkać osobnika o niewolniczej duszy, grzęznącegoprzy tym w bagnie zmaterializowanej polityki, tylekroć odkrywałem w tym osobniku, obok powyższych właściwości, namiętną nienawiść do Polski.
Nasz sojusznik
Posłowie do angielskiego wydania książkiPolanaKazimierza Pruszyńskiego, która ukazałasię w Londynie w 1920 roku, w czasie trwania wojny polsko-bolszewickiej:
To wielki zaszczyt, móc dołączyć nawet kilka akapitów do cennej i mądrejpracy pana Kazimierza Pruszyńskiego; ale jeśli to robię, to nie dlatego, bym sobiewyobrażał, że jestem w stanie cokolwiek do niej dodać, nie mówiąc już o tym, bycokolwiek krytykować, jako że jest to dzieło uczone i specjalistyczne. Robię to poczęści dlatego, że nigdy nie pominąłbym okazji, by oddać nawet niewielką przysługę Polsce - temu najbardziej wysuniętemu, najbardziej rycerskiemu i najbardziej zagrożonemu przyczółkowi rycerskości, permanentnie wszak zagrożonemuna tym świecie. Po części zaś robię to, ponieważ, choć dziwnie to zabrzmi, jestjedna rzecz, i tylko jedna, jaką być może zdołam ująć pełniej niż autor.Aby Anglicy mogli zrozumieć Polskę, najpierw niestety trzeba, by zrozumieli Anglię.
Bo Anglicy nie rozumieją Anglii. Kochają Anglię, walczą i giną dlaAnglii, są gotowi cierpieć dla Anglii, wykazując patriotyzm, który wyróżnia ichnawet pośród żarliwie patriotycznych ludów chrześcijańskich; nieraz uczciwieprzejmują się tym, co Anglia robi czy głosi; i żywią głęboko poetycką, częściowonieświadomą aprobatę dla tego, jak Anglia wygląda. Lecz nie wiedzą, jaka Angliajest. Większość z nich została nauczona kompletnie mylnych pojęć o tym, skądsię wzięła angielska tożsamość i co z początku oznaczała. Anglia była prowincjąImperium Rzymskiego, tak jak Galia, w Średniowieczu zaś została krajem krucjattak jak Francja. Anglia była wspaniałym chrześcijańskim królestwem w czasach,gdy Polska również była wspaniałym chrześcijańskim królestwem; i w dziejachobu krajów jest to fakt najważniejszy. Za swych niezmiennych wrogów Angliai Polska uważały muzułmanów i barbarzyńców, czyli zewnętrzny, mniej lubbardziej koczowniczy element z północy i wschodu, który zawsze napierał naeuropejską cywilizację.
Jeszcze niedawno Anglia musiała ratować się w ostatniejchwili kosztem życia tysięcy ludzi, kosztem czterech lat horroru i heroizmu, bonie zrozumiała w porę, czym jest i gdzie przynależy. Niemądra, sucha teoriao rasie teutońskiej, wbita wielu Anglikom do głowy, uczyła ich, że powinni byćdumni, bo stanowią awangardę barbarzyństwa. A jednak w rzeczywistości Haigwalczył z tymi samymi wrogami co król Artur i król Alfred; Allenby miał takichsamych przeciwników jak Ryszard Lwie Serce i Edward I. Prawdziwi wrogowie Anglii byli zawsze wrogami Polski; lecz Polska ucierpiała dużo mocniejw tej samej bitwie, z tego prostego powodu, że przypadkiem leży nawschodzie, na samej linii frontu. Tak wyglądają rzeczywiste relacjemiędzy Anglią i Polską; w świetle logiki dziejów są naprawdę nieskomplikowane.Nie chodzi o to, by akceptować wszystko, co zrobi jakiś poszczególny Polak, ani by przeczyć każdemu słowu jakiegoś poszczególnego Turka. Turek może akurat poczynić uwagę, przeciw której niemamy obiekcji, na przykład stwierdzić, że Bóg jest Bogiem. Rzecz w tym,że jeśli Polak zrobi błąd, to jeden z naszych sojuszników zrobił błąd,a jeśli Turek mówi sensownie, to jeden z naszych wrogów mówisensownie.
Cywilizacja europejska istnieje nadal, ale przestanieistnieć, jeśli nie będziemy trzymać się razem.To, co powiedziałem tutaj o muzułmanach, tymbardziej odnosi się do bolszewików. Można myśleć, żebolszewicy głoszą istotną prawdę, deklarując równośćwszystkich ludzi; na tej samej zasadzie muzułmaniegłoszą prawdę, deklarując, że Bóg jest jeden. Możnaz niesmakiem patrzeć na część ich reakcyjnychoponentów, który są zaledwie reakcyjni; tak jakkrzyżowiec mógł z lekką dezaprobatą spoglądaćna Starca z Gór, który narkotyzował zawodowychzabójców. Można traktować ich tryumf jako karęza wielkie zło; w ten sam sposób chrześcijaninmógł myśleć o upadku Bizancjum. Wszystko tonie zmienia odczuć chrześcijanina w obliczu bolsze-wizmu, tak jak nie zmienia faktu, że wyznawca islamuto obcy, który przybył, by zniszczyć całą kulturę chrześcijańską. Ci Żydzi, którzy zostali dyktatorami w rosyjskichmiastach, są postaciami o dużo mniejszej godności niżSaladyn i Saraceni. Księga Karola Marksa, traktowana jakoźródło zasad moralnych, przetrwa dużo krócej niż Koran.
Ale rzecz nie w tym, czy akceptujemy lub potępiamy ich działania.Rzecz w tym, czy ich działania wywierają skutki odczuwalnetylko dla nich samych, czy również skutki odczuwalne dla nas. Gdyby chodziło tylko o rosyjską władzę nad Rosją, byłaby to ich wewnętrzna sprawa.Lecz jeśli ma to wpływ na Polskę, ma wpływ również na nas.Kiedy Jan Sobieski rozpoczął wspaniałą szarżę polskich jeźdźców, która, ratującśrodkowoeuropejski Wiedeń, ocaliła przed Turkami całą Europę, nie zastanawiał sięprzed bitwą, czy Wiedeń nie posiada złych cech. Wiedeń posiada wiele złych cech,jak Polacy następnie mieli odkryć. Nie rozmyślał nad tym, że islam stanowił stosunkowo słuszny bunt przeciw zepsutej arabskiej idolatrii. My też nie musimy negować,że bolszewizm stanowi stosunkowo słuszny bunt przeciw zepsuciu współczesnegokapitalizmu. Nie oddawał się studiom biograficznym, aby ustalić, czy Mahomet byłszczery.
My też nie musimy zawracać sobie głowy szczerością Lenina. Jan Sobieskiwiedział, za sprawą tego mistycznego daru, który nazywa się zdrowym rozsądkiem,że kiedy islam dotarł do pewnego punktu, stał się sprawą każdego ochrzczonego i cywilizowanego człowieka. To samo dotyczy przemocy bolszewickiej. Jeśli bolszewizmdociera do pewnego punktu, staje się sprawą każdego ochrzczonego i cywilizowanego człowieka. A dla nas tym punktem jest Polska.Nie wierzę, by naród polski, który przetrwał niewolę u trzech potężnychimperiów, mógł zostać ostatecznie pogrążony przez jedną przemijającą anarchię.Lecz wiem, że gdyby został chwilowo pogrążony, oznaczałoby to wielką wyrwęw naszej własnej tamie, chroniącej przed powodzią. A ponieważ nie mam ochoty,by znaleźć się pod falami, nawet chwilowo, napisałem te kilka słów dla wspólnejsprawy całego chrześcijaństwa i dla wolności Białego Orła.
Dramat Polski
Fragment wstępu do angielskiego wydania Nie-Boskiej Komedii Zygmunta Krasińskiego.Londyn 1924:
Można powiedzieć, żeNie-Boska Komediapowstała w najtragiczniejszym okresietragedii Polski. W Anglii wciąż mało kto rozumie, jak ciężkie przejścia dotknęłyten kraj; toteż ich cień, który pada na te stronice, może być dla czytelnika niepojęty.Większość Anglików z biegiem czasu zaakceptuje zapewne tryumf Polski [Chesterton ma tu na myśli odrodzenia państwa polskiego po I wojnie światowej],nigdy nie poznając ogromu polskich nieszczęść.
Była to bowiem tragedia, dla którejnarody na zachodzie próżno szukałyby porównania, odkąd sama idea narodu wyłoniła się ze średniowiecznego chrześcijaństwa. Nie istnieje drugi wypadek, by naród samodzielny i z poczuciem własnej wartości został nie obrabowany, lecz zamordowany czy raczej rozczłonkowany żywcem. Przedstawmy to na innym przykładzie,a sprawa wyda się nam absurdalna; dzieło wyobraźni będzie równie śmieszne, jakrzeczywistość była tragiczna.
Musielibyśmy sobie imaginować, że oto jakaś konferencja w Lozannie czy Sztokholmie w najlepszej komitywie ustaliła, że wschodniaAnglia, Essex, Sussex i Kent zostaną oddane Francji razem z Londynem i częściąAnglii środkowej, że wszystko, co znajduje się na północ od rzeki Trent przypadnieNiemcom, a cała reszta kraju, czyli Walia i hrabstwa zachodnie, będzie odtąd stanowić własność Stanów Zjednoczonych, którym się słusznie i z natury swej należy.Nie wiadomo, co powiedzieliby Anglicy, gdyby nie ostała im się ani piędź angielskiej ziemi.
Z góry za to wiadomo, co by powiedzieli ich wrogowie i ciemięzcy;otóż, powiedzieliby dokładnie to samo, co wrogowie i ciemięzcy Polski, i byłoby todokładnie tak samo prawdziwe. Usłyszelibyśmy, że Anglia została osłabiona przeznadmiar feudalnych swobód, graniczących z anarchią - święta prawda. Usłyszelibyśmy, że arystokracja angielska zanadto urosła w siłę - święta prawda. Usłyszelibyśmy też, że ambicja takich arystokratów podcina fundamenty monarchiinarodowej - to również prawda. Polski arystokrata, autor tej sztuki, rysuje ponuryi mroczny obraz arystokracji polskiej. Jednak wszystko, co kiedykolwiek powiedziano przeciw arystokracji polskiej, można by równie dobrze powiedzieć przeciwarystokracji angielskiej. Wszystkie zarzuty przeciw polskiej wolności i swawolimają zastosowanie również do Anglii.
Jeśli owej wyspy nie spotkał nigdy los takstraszny i niewyobrażalny, to tylko dlatego, że była na to zbyt silna i bezpiecznajako wyspa, a poza tym tak się złożyło, że otaczały ją ludy cywilizowane, podczasgdy Polska była i nadal jest otoczona przez dzicz. Ani francuski Ludwik, ani hiszpański Filip, ani żaden prezydent Stanów Zjednoczonych nie wpadliby nawet napomysł, by postąpić z chrześcijańskim narodem tak jak Fryderyk Pruski i obłąkanicarowie, z ich małpimi sztuczkami, działający w swoistej nieświadomości hańby,co w wypadku Austrii różniło się tylko o tyle, że było pełne hipokryzji, nie wolnejod wyrzutów sumienia.Nienaturalny ciężar polskiej tragedii to pierwsze, co należy wziąć pod uwagęprzy interpretacji tego osobliwego i dość posępnego dramatu.
Autor nie okazujewprost narodowego oburzenia. W pewnym sensie usiłuje myśleć o czym innym,bo ludzie zawsze desperacko szukają myśli o czym innym niż pamięć klęski. Ba,w pewnym sensie wyraża nawet wątpliwość, czy warto okazywać oburzenie, takjak wyrażał pewnie tę wątpliwość w życiu osobistym i politycznym; bo w takiej sytuacji zawsze jest wątpliwe, czy następnym krokiem powinien być beznadziejny opór, czy kompromis, czy może wspieranie bardziej umiarkowanychsil w obozie wroga.
Ale podświadomą presję tej nienormalnej sytuacji czujemywszędzie: w gorzkich inwokacjach do ideału artystycznego jako do czegoś, copotrafi zwodzić i zniszczyć ludzkość; w sugestii, że historia sprowadza się doprzestarzałej heraldyki, która nieuchronnie odchodzi w przeszłość; w postaci wyniosłego bohatera, który zostaje złamany, bo nie chce się ugiąć, i idzie na śmierć,wierząc, że czeka go wieczne potępienie; i nawet w końcowej wizji zwycięskiegoChrystusa, który pozostaje Boleściwy, mimo że przybywa w glorii chwały.Właściwie nie da się krytykować dzieła wyobraźni pod kątem wyobraźni, a jestto przecież kąt istotny.
Najłatwiej wskazać, że zachodzi pewna dysproporcja i brakzwiązku pomiędzy pierwszą częścią sztuki, która traktuje o wyobraźni poetyckiej- rozumianej jako rodzaj przekleństwa, przywodzącego męża do grzechu, doprowadzającego żonę do czegoś w rodzaju rnimetycznego obłędu i przynoszącego owocw postaci chorowitego, niewidomego dziecka - oraz częścią drugą, która poruszaraczej temat pychy i samobójczej wzgardy szlachty dla szaleństwa tłumów. Lecz nawet w tym punkcie krytyk mógłby zasugerować, że harmonia między tymi częściamijest większa, niż to wynika z powierzchownej lektury. Nie bez kozery dramat kończysię omalże imieniem Chrystusa; gdyż duch chrześcijański, uparty i subtelny, przenika całą tę opowieść.
Matka, która jest obłąkana, umiera szczęśliwa; dziecko, którejest niewidome, umiera szczęśliwe; to tylko człowiek pyszny umiera z poczuciem,że jakaś bariera dzieli go od Boga. Jeśli chodzi o pierwsze i podstawowe wrażenie,jakie dramat odciska na wyobraźni, trudno oczekiwać, że krytyka literacka dokonatu jakiegoś odkrycia, niemniej krytyk natrafia w de sztuki na bardzo interesująceproblemy. Bodaj najciekawszy z nich to połączenie elementów, które można określićjako historyczne, bo należą do okresu, kiedy powstała sztuka, z elementami, któremożna określić jako wieszcze, bo są tak oryginalne, że wyprzedziły wiele wydarzeń,mających miejsce już po śmierci wielkiego polskiego poety.
GILBERT KEITH CHESTERTON
TŁUMACZYŁA: JAGA RYDZEWSKA
Tytuły pochodzą od redakcji „Frondy".