Dzięki wykorzystaniu własnej, pionierskiej metody, lekarzom ze szpitala Copernicus w Gdańsku udało się przyszyć głowę dziecka do kręgosłupa. Gdańscy lekarze nie tylko uratowali życie 3-letniej Martynce, która ucierpiała w wypadku w Redzikowi, ale dali jej też szanse na powrót do pełnej sprawności.

Cudu dokonał neurochirurg z zespołu prof. Kloca, dr Wojciech Wasilewski wraz z asystującymi mu lekarzami; Patrykiem Kurlandem, Łukaszem Dylewiczem (neurofizjolog) oraz anestezjologiem Martą Bielewicz. Operacja uratowała dziewczynce życie. Dzięki pionierskiej metodzie medyków dziewczynka może poruszać rękami, chodzić, a rehabilitacja daje jej szanse na powrót do pełnej sprawności.

Przed operacją dziecko przez tydzień przebywało w śpiączce farmakologicznej. Dzięki temu lekarze mogli się do niej właściwie przygotować. Dziecko nie mogło się też przed operacją poruszać, aby nie pogłębić obrażeń.

Problemem było zakotwiczenie implantu w kości i wprowadzenie śrub.

- „U dorosłych, aby wytworzyć dziurę w kości korowej, czyli twardej (w kości jest część gąbczasta - miękka), trzeba nabić otwór młotkiem lub zrobić go specjalną rozwiertarką, żeby śruba mogła się w niej w ogóle zakotwiczyć. Natomiast u dziecka, w sytuacji gdy kręgosłup jest tak niestabilny, jest to wręcz niemożliwe”

- opowiada dr Wojciech Wasilewski.

Dlatego gdańscy neurochirurdzy zdecydowali się na zastosowanie własnej techniki wprowadzenia śrub przeznasadowych w kręgosłupie. W tego rodzaju operacjach są pionierami na świecie, dzięki ich doświadczeniu pojawiła się możliwość uratowania dziewczynki. Na operację zaplanowano cały dzień, ale z powodzeniem udało się ją zakończyć po 6 godzinach.

3-letnia dziewczynka była ofiarą wypadku, do jakiego doszło 6 lipca 2021 r. w Redzikowie pod Słupskiem. 32-letni policjant jechał z córeczką i 57-letnim ojcem do dziadków. Prowadził ojciec policjanta, który stracił panowanie nad pojazdem i uderzył w drzewo. 32-latek zmarł na miejscu. Kierowca i dziecko zostali ciężko ranni.

- „To cud, że dziecko w ogóle go przeżyło. Uratowały je pasy, którymi przypięta była do fotelika”

- mówi dr Wasilewski.

- „Mechanizm urazu był następujący: pasy dobrze trzymały, ale dziewczynka spała, główka była bezwładna. Nagłe uderzenie było tak silne, że wyrwało jej głowę w sensie funkcjonalnym. Skóra i mięśnie wytrzymały, ale więzadła i kości zostały rozerwane. W badaniach obrazowych wyraźnie było widać, że odległość między głową a pozostałą częścią ciała zwiększyła się o 2 cm. Między czaszką a kręgosłupem był 1 cm odstępu i między pierwszym a drugim kręgiem drugi centymetr. Neurochirurgiem jestem od ponad 30 lat, wielokrotnie operowałem pacjentów z urazami w tej okolicy. Jednak żadnemu z nich głowy nie urwało. Z relacji ratowników, którzy udzielali pierwszej pomocy ofiarom wypadku, wiedzieliśmy, że dziecko porusza rączkami i nóżkami, co dawało nadzieję, że rdzeń kręgowy nie został przerwany. Rzadko zdarza się, by po tak ciężkim urazie funkcje życiowe były zachowane. Było więc o co powalczyć”

- wyjaśnia.

kak/Dziennik Bałtycki, Głos Pomorza, Onet.pl