W Przystanku Woodstock bierze udział po kilkaset tysięcy osób. To, że dochodzi wówczas do nieszczęśliwych wypadków jest oczywiście tragedią, ale czy przy takiej liczbie uczestników powinno dziwić?

Oczywiście, że przy dużej liczbie uczestników mogą się zdarzyć różnego rodzaju wypadki. Jednak organizator, czyli Jerzy Owsiak i jego Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy przez cały rok uprawiają propagandę, że Woodstock to najbezpieczniejsze miejsce w Polsce, a rodzice mogą spokojnie wysłać tam swoje dzieci, nawet takie, które nie mają skończonych 18 lat. Młodzi ludzie zawsze będą szaleć w czasie wakacji, zawsze będą pili i próbowali różnych używek. Chodzi jednak o to, żeby nie wmawiać opinii publicznej, że są w Polsce miejsca, gdzie ci ludzie będą całkowicie bezpieczni. Woodstock jest może nawet bardziej narażony na niebezpieczeństwo ze względu na masowość imprezy i brak choćby minimalnego zabezpieczenia. Organizatorzy regularnie występują o zgodę na zorganizowanie imprezy dla 90-130 tys. osób, podczas gdy wiadomo, że od kilkunastu lat przyjeżdża minimum 300 tys., a zdarzało się i 750 tys. W takim tłumie wszystko jest możliwe i to właśnie na barkach organizatorów leży zabezpieczenie imprezy. Nie można udawać, że tysiąc wolontariuszy, którzy często dopiero co dostali dowody osobiste, zabezpieczy 750-tysięczną imprezę. Oczywiście nie zabezpieczy! Piotr Wielgucki, czyli bloger "Matka Kurka", podał w ostatniej audycji „Zadanie specjalne” przykład z 2011 r., kiedy zespół Prodigy przybył na festiwal, ale odmówił występu właśnie dlatego, że impreza nie była zabezpieczona. Po naszych programach dotarły do nas kolejne informacje od ludzi, którzy albo byli świadkami różnych budzących grozę zdarzeń, albo padli ich ofiarą.

Jakie to były zdarzenia?

Jedna z osób opisała, jak pod wpływem narkotyków człowiek wjechał w tłum samochodem i uderzył w dwóch mężczyzn, przyciskając ich do barierek. Kiedy osoba, która nam to relacjonowała, chciała pomóc poszkodowanym, sama została potrącona przez tego kierowcę. Do dzisiaj nie odzyskała sprawności, ma również poważne problemy psychologiczne. I opowiada nam, że wszystko zostało zamiecione pod dywan przez organizatorów, którzy nie chcieli, żeby policja zajęła się sprawą. Nie chcieli „zaśmiecić” statystyk. Takich przykładów mam więcej. Planuję poświęcić im wydanie „Zadania specjalnego” z początkiem roku szkolnego, kiedy Jerzy Owsiak wkroczy do szkół na spotkania z młodzieżą.

Czego będą one dotyczyć?

Z tego, co słyszałam, mają uczyć tolerancji wobec homoseksualistów. Generalnie mają dotyczyć tolerancji. Konkludując, Przystanek Woodstock nie jest bezpiecznym miejscem. Nie chodzi o to, żeby zabraniać młodzieży tam przyjeżdżać, tylko żeby młodzi ludzie byli uprzedzeni, co ich może spotkać i żeby uprzedzeni byli ich rodzice.

W zeszłym roku miał miejsce przypadek, o którym zrobiła Pani program – zginął Michał Pierzchalski. Pobieżny ogląd sprawy może wskazywać na morderstwo: człowiek, który rzekomo miał popełnić samobójstwo przez powieszenie zostaje znaleziony klęczący, z pasem nie zadzierzgniętym, tylko zaczepionym o szyję. Policja miała przekazać rodzinie nieprawdziwe informacje. Jak pani myśli, dlaczego?

Mam wrażenie, że policja nie chce zadrzeć z organizatorami i nie chce zburzyć wizerunku dobrodzieja, jakim jest Owsiak. Lokalna policja jest z organizatorami bardzo mocno związana. To może trochę prowincjonalne podejście, ale małe miasteczko nagle na kilka czy kilkanaście dni w roku staje się miejscem, do którego przyjeżdżają celebryci i telewizje, a policjanci występują w charakterze niemalże gwiazd. Nie wspomną zatem o przykrych sprawach. Będą mówić, że wszystko jest w porządku i pod kontrolą, bo tego od nich oczekuje organizator. Przykre sprawy zamiata się pod dywan. Jeśli chodzi o te tajemnicze zgony, to chcę zwrócić uwagę na to, co mówią rodzice, którzy podjęli własne śledztwa. Chodzi nie tylko o matkę Michała, ale również o rodzinę chłopaka, który został pobity tak mocno, że 10 miesięcy później zmarł. A pobity został pod główną sceną.

Czyli przy wszystkich.

Tak. Nie tylko te rodziny, ale i inne wskazują na niezwykłą brutalność tzw. niebieskiego patrolu, czyli ochroniarzy, których zadaniem jest wyłuskiwać z tłumu osoby, które łamią regulamin imprezy. Tyle tylko, że prawie każdy łamie regulamin Przystanku Woodstock. Zakazane jest na przykład picie pod główną sceną, a tymczasem pije się tam na umór i zażywa narkotyki. Picie – również pod główną sceną - jest lansowane w oficjalnych klipach organizatorów zapraszających na Woodstock. Rodzice zwracają uwagę na brutalność ochroniarzy i ich zdaniem pobicie przez członków patrolu powinno być jedną z hipotez śledztwa. Tak się nie dzieje. Z kolei Michał Pierzchalski mógł być przymuszony przez kogoś z zewnątrz do określonych zachowań. Te wątki nie są w ogóle brane pod uwagę, a powinny być to równorzędne hipotezy śledztwa.

W 2010 r. doszło do tragedii na Love Parade w Duisburgu. Z powodu paniki w tłumie zginęło 21 osób. Imprezę zamknięto na kilka lat. Czy z Woodstockiem powinno stać się to samo?

Ta impreza powinna być zamknięta już dawno z wielu powodów. Po pierwsze powinien ją zamknąć Sanepid, bo już same względy higieniczne wystarczają, żeby zabronić tworzenia tam takiego skupiska ludzi. Oczywiście zgon człowieka powinien natychmiast przerwać koncerty, ale proszę zwrócić uwagę, że u nas jest inna praktyka. W czasie poznańskiego triathlonu w ostatni weekend zmarł jeden z zawodników, ale konkurs dokończono. Organizatorzy nie mieli moralnych oporów, żeby kontynuować zawody. Na Zachodzie w takich momentach przerywa się imprezy, u nas nie. Dla mnie to niewytłumaczalne.

Osobną sprawą jest ideologiczna warstwa Przystanku Woodstock, absolutnie szkodliwa i toksyczna. Ludzie w wakacyjnych nastrojach są bardzo pozytywnie nastawieni do otoczenia, w dodatku podbechtani alkoholem i narkotykami. I ten moment wykorzystuje się do tego, żeby sączyć im bardzo określony przekaz. To, co się dzieje w otoczce imprezy to po prostu lewicowa, wręcz lewacka propaganda. Żeby ta propaganda mogła spokojnie infekować ludzi, pozwala się, żeby robili, co chcą, żeby lała się wóda i można było ćpać do woli. Mieszanka jest po prostu wybuchowa. Są festiwale w Polsce, które też gromadzą tysiące ludzi, jak Open'er, gdzie nie ma takiego zagrożenia. Jest Rawa Blues, gdzie zjeżdżają tysiące bardzo młodych ludzi. Ale organizatorzy obu tych imprez nie twierdzą, że muzyce są potrzebne tego rodzaju dodatki. Owsiak wymyślił coś, co ułatwia robienie młodym ludziom wody z mózgu. I to jest właśnie przystanek Woodstock.

Rozmawiał Jakub Jałowiczor