50. rocznica publikacji encykliki bł. Pawła VI Humanae vitae wywołuje od kilku miesięcy lawinę publikacji książkowych, niezliczone artykuły i komentarze. Nic dziwnego. Zarówno konserwatyści jak i progresiści w Kościele katolickim upatrują w HV dokumentu o olbrzymim i epokowym znaczeniu. Zdaniem tych pierwszych papież Montini w sposób wprost profetyczny przeciwstawił się współczesnym trendom i naciskom, obwieszczając wbrew światu opętanemu seksualną rewoltą roku ‘68 prawdę o ludzkiej seksualności. Zdaniem tych drugich, popełnił niewybaczalny błąd, największy w swoim skądinąd w ich ocenie pozytywnym pontyfikacie, ulegając naciskom zatwardziałych rzymskich konserwatystów i blokując na długie lata zmiany zapoczątkowane przez II Sobór Watykański. Sądzę osobiście, ba, jestem przekonany, że rację mają konserwatyści; w tym krótkim tekście chciałbym zwrócić uwagę na ten papieski dokument wychodząc od pewnego ciekawego, jak sądzę, aspektu dyskusji towarzyszącej rozważaniu głównego problemu HV, antykoncepcji.

W latach 50. i 60. minionego stulecia progresiści w Kościele, tak świeccy jak i duchowni – w tym biskupi – optowali za dopuszczalnością farmakologicznej i mechanicznej antykoncepcji z rozmaitych przyczyn, wśród których na szczególną uwagę zasługuje obawa przed przeludnieniem planety. Wskutek niesamowitych postępów rewolucji przemysłowej społeczeństwa zwłaszcza w krajach rozwiniętych zostały uwolnione od plagi śmiertelności dzieci, a także od wielu różnych chorób i zaraz dziesiątkujących wcześniej populację. Obawiano się, idąc za horrendalnymi wizjami prezentowanymi przez koryfeuszy ateistycznego ekologizmu, że przyrost ludności stanie się wkrótce problemem trudnym do przezwyciężenia, jeżeli katolicy będą trzymać się Bożego przykazania: „bądźcie płodni i rozmnażajcie się”. Antykoncepcja jawiła się więc niektórym neomodernistom jako doskonałe narzędzie samoograniczenia i uchronienia planety przed katastrofą.

Te obawy miały uzasadniać przyzwolenie Kościoła katolickiego na sztuczną regulację. Dziś, po 50. latach od publikacji HV, widzimy doskonale, że były całkowicie błędne. Okazało się, że społeczeństwa państw zachodnich nie mają bynajmniej najmniejszej ochoty „być płodnymi i rozmnażać się”, niezależnie od stanowiska Kościoła. Wymierają,  nurzając się myśleniu hedonistycznym, wrogim zdrowej mentalności poświęcania samego siebie dzieciom i rodzinie. To, co miało być doskonałym środkiem ocalenia, stało się w gruncie rzeczy jedną z przyczyn demograficznej katastrofy. Co więcej, zachodnie społeczeństwa uległy od tego czasu dogłębnej dechrystianizacji. W wielu krajach katolicy uczęszczający regularnie na Mszę świętą stanowią niespełna kilka procent populacji. Tak jest w Niemczech, Belgii, Holandii, Francji. Wielu z tych, którzy wciąż przynależy do Kościoła katolickiego, jest w istocie przeżarta myśleniem czysto pogańskim. To niestety casus Polski.

Progresiści mylili się. Ich obawy okazały się płonne. Nie kierowali się wolą Pana Boga, ale z natury mylnym oglądem sytuacji społecznej i proponowali zło zamiast dobra. Niestety, to myślenie zatriumfowało. A gdyby katolicy w ciągu tych 50. lat trzymali się wiernie nauczania Kościoła, dziś moglibyśmy nie tylko mieć w Europie mniejsze problemy demograficzne, ale i silniejszą reprezentację wiernych w społeczeństwie. Nie byłoby żadnego przeludnienia, bicie na alarm było tu kłamstwem. Szkoda, że wielu uległo diabelskiej pokusie wyboru świata zamiast słów Pana.

Nie da się odwrócić biegu historii. Trzeba jednak wyciągnąć wnioski. Współczesna zdechrystianizowana kultura prezentuje często obrzydliwy w oczach Boga wzorzec życia. Niech katolicy pozostaną inni. Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, nakazał Bóg. Jemu i tylko jemu ludzie są winni posłuszeństwo. Ogłosił to jasno bł. Paweł VI. Rodziny wielodzietne nie są jak króliki, jak raczył to ująć obecny następca Piotra. Wypełniają niezmienną wolę Ojca. Cokolwiek zostanie postanowione przez przywódców Kościoła odnośnie Humanae vitae, jakiekolwiek modne i dobrze brzmiące dla współczesnego ucha argumenty nie zostaną podniesione przeciwko nauce Pawła VI, trzeba pamiętać, że cytowany tu już kilkakrotnie boski nakaz musi mieć w każdych okolicznościach pierwszeństwo. Moderniści zawsze błądzą, czy strasząc przeludnieniem, czy proponując tak popularne dziś indywidualne rozwiązania duszpasterskie. Nauczanie Humanae vitae jest i zawsze będzie prawdziwe.

Paweł Chmielewski