Marszałek Senatu zaprasza przedstawicieli obcych państw i interesów do omawiania polskiego prawa, choć został wybrany głosami polskich obywateli. I nie budzi to powszechnego oburzenia. 

Gdy znów dojdzie do wyborów, nie będzie miał żadnych problemów z uzyskaniem głosów. Liderzy opozycji domagają się likwidacji niepodległego państwa, ponieważ nim nie rządzą. Elity traktują przecież Polskę nie jak własny kraj, lecz teren podbity, żerowisko, na którym swobodne i bezpieczne pasienie się mają zapewnić siły zewnętrzne. To, że wielu polityków widzi szansę na karierę z obcego nadania, nie dziwi w sytuacji, gdy najważniejsze decyzje i tak podejmowane są poza Polską. Tradycja targowicy ma się dobrze. Problem polega jednak na tym, że taka postawa spotyka się z poparciem połowy społeczeństwa, które upatruje swój interes w likwidacji suwerenności. Zdrada i walka z polskim państwem, zamiast ostracyzmu i powszechnego potępienia, budzi podziw znacznej części społeczeństwa, co świadczy, że Polaków trawi gen samozagłady. Błędnie uważają oni, że skoro dotąd nie udało się stworzyć normalnej i sprawnej państwowości, a wszędzie królują patologie, to należy z niej w ogóle zrezygnować. Wielu uważa też, że skoro nie jest tak jak chcą lub sobie wyobrażają, to lepiej, by Polski nie było. Nasuwa się wniosek, że naród w takim stanie, w jakim jest obecnie, nie potrzebuje własnego państwa i nań nie zasługuje. Niepodległość, która kiedyś była celem wielu pokoleń, mimo rozbiorów i komunizmu, przestała być kryterium podejmowania decyzji. Stała się nawet przeszkodą dla wielu grup, zwłaszcza uprzywilejowanych. To są skutki życia całego pokolenia w patologicznej III RP – państwie oktrojowanym, czyli nadanym z góry, a nie samodzielnie wywalczonym. 

Jerzy Targalski