Reżysera Konrada Nałęckiego i scenarzystę Janusza Przymanowskiego wiele łączyło. Obaj bronili ojczyzny w kampanii wrześniowej i obaj zakończyli walkę w szeregach LWP. Ten pierwszy podczas okupacji działał w konspiracji akowskiej, a drugi dostał się do sowieckiej niewoli i pracował jako niewolnik w kopalni. Po wojnie panowie stworzyli znakomicie rozumiejący się duet twórczy.

Wiadomo, że Nałęcki i Przymanowski są twórcami serialu „Czterej pancerni i pies”, który cieszył się wielkim powodzeniem w 103 krajach świata. Dla tej popularności nie przeszkadzało nawet, że nakręcony został na czarno-białej taśmie, choć już powszechnie stosowano kolorową. Jednak stworzyli oni jeszcze jeden film, o którym mało kto wie. A już fakt, że obraz ten oparty jest luźno na prawdziwych losach załogi czołgu 102, jest jakby ściśle strzeżoną tajemnicą…

Fabuła nakręconego w 1977 roku filmu „Wszyscy i nikt” dzieje się zaraz po zakończeniu wojny w Bieszczadach. Przedstawia walkę LWP z polsko-ukraińskimi oddziałami antykomunistycznego podziemia. Bo właśnie wojenne losy prawdziwej załogi czołgu nie zakończyły się na zdobyciu Berlina. Pancerni skierowani zostali w Bieszczady.

Opowiadał mi o tym w 2010 roku pan Józef, pierwowzór postaci Janka Kosa. Stwierdził, że tam czołg został rozbity a on ciężko ranny trafił do szpitala w Warszawie. Przebywał tam prawie rok. Ten pobyt przedstawiony jest w 7 odcinku serialu.

Po wyjściu miał duże problemy z bezpieką, trafił do więzienia. Przez wiele kolejnych lat był przez agenturę nadzorowany w fabryce, w której pracował. Gdy w 1968 roku Konrad Nałęcki przysłał mu zaproszenie do odwiedzenia planu filmowego, to bezpieka zrobiła wszystko, żeby nie dano mu kilku dni wolnych. A chciał zwłaszcza spotkać się z Polą Raksą, gdyż oboje pochodzili z Lidy.

Pan Józef nie zabiegał o popularność. Wręcz przeciwnie. Nie chciałby tłumaczyć wielu przekłamań i legend związanych z filmem. Jednak, gdy zgłosił się do niego młody historyk z Wrocławia, chętnie zgodził się na rozmowę. Jednak dyrektor oddziału IPN zakazał rozmów z komuchami z LWP. Natomiast w Niemczech pan Józef był traktowany jak największy bohater. Burmistrz Berlina zapewnił mu limuzynę z kierowcą, a niemieccy kinomani na spotkaniach byli dla niego bardzo serdeczni.

- Za granicą mnie lepiej znają niż w Polsce – powiedział wówczas pan Józef.

Film „Wszyscy i nikt” był bardzo niewygodny dla komunistycznej władzy.  Pokazywano go w kinach w bardzo ograniczonym zakresie. Natomiast obecnie, podobnie jak wiele innych znakomitych dzieł filmowych, nadal jest na indeksie i nie zanosi się na zmianę.

P.J.Z.