Znalezienie dokumentów w domu Czesława Kiszczaka rozbudziło pytania o to, czy podobne materiały nie znajdowały się, bądź dalej nie znajdują również w innych miejscach, szczególnie u Wojciecha Jaruzelskiego. 

Wg informacji podanych przez "Fakt", Jaruzelski miał posiadać podobne archiwum, co Kiszczak. Zdaniem rozmówcy gazety wszystkie materiały w domu generała Jaruzelskiego, czyli ok. dwa tysiące dokumentów trafiły do magazynu przy bibliotece Akademii Humanistycznej w Pułtusku. 

Wg historyka Lecha Kowalskiego, autora biografii Czesława Kiszczaka i Wojciecha Jaruzelskiego, taki scenariusz jest bardzo prawdopodobny. Jak powiedział doktor Kowalski w rozmowie z portalem niezależna.pl, nie byłby zdziwiony, gdyby akta Jaruzelskiego trafiły właśnie do Pułtuska. Ocenił, że uczelnia w tym mieście to "dzieło dawnej profesury PZPR-owskiej". Dodał, że profesura PZPR stworzyła tam przechowalnię dla ważnych materiałów i miejsce do zarabiania pieniędzy. 

Wg Kowalskiego oczywistym jest, że dokumenty, w których posiadaniu był Jaruzelski, a zdaniem historyka na pewno był, mogłyby się okazać bombą, która byłaby w stanie zdetonować Polskę. 

Zdaniem historyka specyfika materiałów posiadanych przez generała Jaruzelskiego mogła być podobna do tych, w których posiadaniu był Czesław Kiszczak. 

Kowalskiego dziwi fakt, że IPN nie podejmuje żadnych kroków, aby zabezpieczyć ewentualne materiały. Jego zdaniem prokuratorzy IPN już dawno powinni się pojawić u Moniki Jaruzelskiej, córki generała. 

Jak dodał, zarówno Kiszczak jak i Jaruzelski traktowali takie dokumenty jako zabezpieczenie tak dla siebie jak i dla swoich rodzin, więc nikogo nie powinno dziwić, że takie akta znajdowały się u Kiszczaka. 

ds/"Fakt"/niezalezna.pl