W rozmowie z portalem wPolityce.pl wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego, prof. Zdzisław Krasnodębski komentuje m.in. decyzję prezydenta Andrzeja Dudy o zawetowaniu tzw. ustawy degradacyjnej. 

Polityk przyznał, że tak jak wielu jego partyjnych kolegów, był zaskoczony wetem prezydenta w tej akurat sprawie. 

"Myślę, że pan prezydent popiera cele polityki historycznej rządu, zawsze stał na podobnym gruncie w tych kwestiach, co Prawo i Sprawiedliwość. W tym sensie jest to zaskoczenie"-tłumaczył eurodeputowany. Jak dodał, rozumie to w ten sposób, że głowa państwa- choć popiera cele ustawy, to ma pewne zastrzeżenia co do jej szczegółów. Profesor Krasnodębski jest zdania, że nie ma sensu robić sensacji z decyzji prezydenta o zawetowaniu ustawy. 

"Po to mamy prezydenta i jego prerogatywy, żeby ewentualne błędy poprawiać. Taka jest nasza konstytucja, niektórzy na nią narzekają, ale przewiduje różne zabezpieczenia, które pozwalają poprawiać ustawy sejmowe"-tłumaczył wiceprzewodniczący PE, pytany, czy ta sytuacja pokazuje, że legislacja w Polsce "kuleje". 

"Rozpoczęty został proces, który - miejmy nadzieję - doprowadzi do tego, że wadliwe rozwiązania zostaną usunięte. Obywatele powinni być zadowoleni, że polska demokracja działa sprawnie"-ocenił polityk. Odnosząc się do wypowiedzi szefa KPRM, Michała Dworczyka Krasnodębski stwierdził, że można oczywiście zastanawiać się, czy prezydent nie powinien był wcześniej zasygnalizować swojej decyzji. 

"Nie sądzę, żeby to była jakaś katastrofa, która mogłaby poruszać do głębi opinię publiczną. Zakładam, że mamy ten sam cel, podobnie jak w przypadku sądownictwa. Wówczas głowa państwa również podkreślała, że popiera zreformowanie wymiaru sprawiedliwości i ostatecznie znaleziono jakiś kompromis"- zwrócił uwagę wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego. 

Profesor był pytany również o ostre, krytyczne wypowiedzi pod adresem prezydenta zarówno z kręgów rządowych, m.in. ministra Marka Suskiego, jak i dziennikarzy sympatyzujących z obecnym rządem. 

"Prawo i Sprawiedliwości jako duża partia ma różne odcienie. Niektórzy w sprawach polityki historycznej, a niewątpliwie w tych kategoriach należy zakwalifikować sprawę ustawy degradacyjnej, zajmują stanowisko bardziej bezkompromisowe, inni mniej. Uważam to za rzecz normalną, a nawet napawającą optymizmem, bo ścierają się różne opinie i na tym polega proces polityczny, w którym ostateczne decyzje są rezultatem ucierania się stanowisk"-ocenił europoseł, który osobiście nie podejrzewa, by głowa państwa była hamulcowym procesu dekomunizacji Polski. Jak tłumaczył Krasnodębski, Duda chce raczej, aby ten proces odbywał się "w sposób niewadliwy pod względem prawnym". Krytyczne głosy wobec weta prezydenta pokazują, zdaniem rozmówcy wPolityce.pl jedynie to, że prawica w Polsce nie jest "jakimś autorytarnym monolitem".

"Niestety właśnie taki obraz stara się kreślić na forum UE totalna opozycja. Tymczasem zachowujemy pluralizm, instytucje działają, więc nie dzieje się nic, co z punktu widzenia obywatela powinno wzbudzać oburzenie czy niepokój. Niestety nasze życie publiczne toczy choroba, która polega na tym, że każde tego typu wydarzenie wywołuje zbyt emocjonalne reakcje"-stwierdził prof. Krasnodębski. Jak dodał, jego zdaniem cel, którym jest rozliczenie z przeszłością oraz ustalenie pewnego kanonu polityki historycznej, zostanie osiągnięty. 

Czy Andrzej Duda nie będzie kandydatem PiS w kolejnych wyborach prezydenckich w 2020 r.? Zdaniem Krasnodębskiego, na tego rodzaju dywagacje jest jeszcze za wcześnie. 

"Publicyści muszą zapełniać kolejne strony swoimi tekstami, telewizje i portale muszą prezentować świeże newsy, a część spekulacji należy do takich materiałów. W polskim życiu publicznym razi mnie nieustanne podsycanie emocji po jednej czy po drugiej stronie i przekonanie o tym, że dzieje się coś nadzwyczajnego"-stwierdził polityk. Jak tłumaczył, za dwa lata może być różnie, jednak wszystko wskazuje na to, że obecnie urzędujący prezydent będzie kandydatem PiS w kolejnych wyborach, choć "inna decyzja także nie będzie żadnym dramatem dla kraju". 

"Nie przypominam sobie żadnego wydarzenia, które mogłoby dyskwalifikować pana prezydenta jako kandydata PiS w wyborach"-ocenił wiceprzewodniczący PE. 

yenn/wPolityce.pl, Fronda.pl