Zabieg, przerwanie ciąży, spędzanie płodu – takie terminy są często używane w dyskusji na temat aborcji. Jej zwolennicy mówią o prawach kobiety, o wyborze. Problem polega na tym, że aborcja to nie jest żaden zabieg, a tym bardziej prawo kobiety czy wybór – to zabicie poczętego dziecka.

Wszyscy, którzy tak głośno krzyczą o tym, aby aborcja była przeprowadzana na życzenie pacjentek, nie dostrzegają prawa do życia dziecka rozwijającego się w łonie matki. Nie widzą w ogóle tego dziecka. Co jednak w sytuacji, kiedy abortowane dziecko rodzi się żywe?

Jak donoszą brytyjskie media, co najmniej 120 dzieci przeżyło aborcję w ciągu ostatnich czterech lat. W roku 2005 było 66 takich przypadków. W Kanadzie zaś w latach 2000-2001 na skutek nieudanej aborcji doszło do żywych narodzin 622 dzieci. Dziecko abortowane w tych krajach wcale nie musi mieć stwierdzonych poważnych chorób jako wskazań do aborcji. Wystarczy, żeby rodzice powiedzieli np.: „to nie jest dobry czas na dziecko". Jedno takie zdanie przesądza często o śmierci poczętego, niewinnego życia. Jak jednak pokazują powyższe liczby, wiele dzieci przeżywa aborcję. Nie wiadomo natomiast, co dzieje się z tymi dziećmi po narodzeniu. Jeśli są chore, część z nich być może jest zostawiana na uboczu, aby zmarły, część zaś poddana jest niezbędnej opiece medycznej.

W Polsce nie ma konkretnych danych dotyczących przeżywalności abortowanych dzieci, ale dochodzą sygnały o takich przypadkach. Głośną stała się informacja o dziewczynce, która przeżyła aborcję we wrocławskim szpitalu. Miała ona zdiagnozowany zespół Downa. Kiedy okazało się, że aborcja nie zakończyła się śmiercią dziecka, rozpoczęto reanimację i intensywną terapię. Niestety, po paru tygodniach dziewczynka zmarła. Gdyby nie próba aborcji, dziecko urodziłoby się w odpowiednim czasie i dzisiaj by żyło. Ile jest takich przypadków, nienagłośnionych przez media? Nie wiadomo.

Prof. Dębski, ginekolog ze szpitala Bielańskiego w Warszawie znany jest ze swego podejścia do aborcji. Dał temu pełen wyraz podczas dyskusji na temat dziecka, które uratował prof. Chazan. Szczegółowo opisywał wygląd małego pacjenta i kpił z – jak to określał – sukcesu prof. Chazana. Racja, dziecko umarło niedługo po porodzie, ale była to śmierć naturalna. Nikt nie przyczynił się do zabicia tego maleństwa. Dla rodziców choroba dziecka zawsze jest bardzo bolesna. Tym bardziej, jeśli choroba nie daje szans na przeżycie. Jednak daje możliwość pożegnania się z dzieckiem, przytulenia go i otoczenia całą swoją miłością. Aborterzy woleliby jednak w takich przypadkach podejmować dramatyczne decyzje. Jeśli dziecko z wykrytymi wadami rodzi się, ale nie ma szans na przeżycie to, zdaniem Marzeny Dębskiej, ginekolog ze szpitala Bielańskiego w Warszawie, nie powinno się takiego dziecka ratować, tylko włożyć do cieplarki i poczekać, aż umrze. Czy taką samą metodę stosują lekarze w przypadku dzieci, które przeżywają aborcję?

W artykułach prasowych można znaleźć opisy tego, w jaki sposób są traktowane te maleńkie istoty. „Zapada decyzja o natychmiastowym zakończeniu ciąży. Dziecko rodzi się zniekształcone: skrócone kończyny, wodogłowie i zapewne wady narządów wewnętrznych. Zaraz po urodzeniu traktowane jest jak preparat do badania. Nie zdecydowano jeszcze tylko, czy ma trafić do lodówki, czy do formaliny! Zaraz zapadnie wyrok. Ale uwaga: ono żyje! Leży wraz z łożyskiem w metalowej misce i wyraźnie widać, jak bije mu serce! [...] Dziecko po kilku minutach umiera i trafia do lodówki." To fragment z tekstu Agaty Puścikowskiej zamieszczonego przed dwoma laty w „Gościu Niedzielnym". Ujawnia, że wiele dzieci, u których stwierdzono podczas badań prenatalnych poważne wady, są odkładane na bok w wyniku nieudanej aborcji.

Lekarze popierający aborcję niechętnie wypowiadają się na temat szczegółów, które dotyczą przebiegu terminacji ciąży. Często zresztą dochodzi do tego, że w wielu szpitalach wpisuje się „poronienie" lub „ciąża obumarła" zamiast aborcji, więc tego rodzaju przypadki nie zaliczają się do statystyk. W ten sposób trudno oszacować liczbę przeprowadzanych aborcji rocznie. Cóż dopiero mówić o sytuacjach, kiedy dzieci, mimo próby przerwania ciąży, rodzą się żywe. Lekarze o takich przypadkach milczą. Czyżby za taką postawą stały niewygodne dla nich fakty?

Agnieszka Jarczyk/Stopaborcji.pl