[...]

- Ksiądz biskup twierdzi, że hasła zwolenników liberalizacji oznaczają zerwanie z Kościołem. Oni jednak mówią, że poruszają jedynie kwestię struktury zewnętrznej, a nie sprawę dogmatów. 

- Jeśli domagam się nowego przewartościowania seksualności, etyki seksualnej, to jest to kwestia wiary i nauki moralności. To nie jest takie proste, że są to sprawy uboczne, bez znaczenia. Tak samo jak prymat papieski jest kwestią dogmatyczną, właściwie decydującą w całym porządku Kościoła. Jeśli papieżowi przysługuje prawo mianowania biskupów, to każde naruszenie tej władzy dotyka porządku Kościoła i wiary. Tak samo jest w przypadku komunii dla rozwiedzionych i ponownie zamężnych. Dlatego taki postulat referendum jest wymierzony przeciw samemu nakazowi Chrystusa, który mówi o nierozerwalności małżeństwa i dlatego nie może być przez nas uznany. Chrystus mówi wyraźnie, że mężczyzna, który porzuca swą żonę i poślubia inną, popełnia zdradę małżeńską. Nie możemy po prostu uznać tych wszystkich słów Chrystusa za niemiarodajne. We wszystkich postulatach referendum pojawia się bardzo wiele, wyrażonych explicite i implicte, kwestii odnoszących się do wiary i moralności. dogmatów.

- Jak to się stało, że wśród organizatorów referendum jest tyle osób ściśle związanych z Kościołem? Dlaczego to właśnie oni najostrzej krytykują tę instytucję?

- Jest to problem funkcjonariuszy średniego szczebla w Kościele, a więc nie biskupów i nie ludu. Trzeba ostrzec każdy kraj, aby nie zostawiać tych funkcjonariuszy samym sobie, nie mówiąc im, co mają robić. Jeśli chce się dokładniej scharakteryzować obecną sytuację, to trzeba przyznać, że w ostatnich dziesięcioleciach wyraźnie brakowało nauczania biskupów. Nie występowali oni jako nauczyciele wiary, ale jako osoby umożliwiające integrację społeczeństwa. Na dalszy plan wciąż schodził fakt, że Kościół jest wspólnotą wiary i że do Kościoła należy się wtedy, gdy wyznaje się wiarę Kościoła. Dzisiaj wiele osób wyznaje to, co im akurat przyjdzie do głowy, co sobie właśnie wymyślili i co im się spodoba. W ostatnich 25-30 latach biskupi zapomnieli występować razem jako nauczyciele wiary. I to jest to ciężkie zadanie, które przed nami obecnie staje.

Nie można myśleć, że wszystko da się wynegocjować. Musimy ludziom znowu dawać świadectwo o prawdziwości wiary, a nie tylko negocjować i udawać, że możemy ze wszystkiego uczynić kwestię dialogu. To nie ma sensu. Taka metoda jest bowiem metodą prowadzącą do upadku Kościoła. Dialog to była dobra idea, ale to nie jest żaden pomysł, który umożliwi dziś w Kościele obudzenie nowego życia. Decydujące jest dziś, abyśmy określili te sprawy wychodząc od wiary Kościoła, od Boga. To, co dziś przeżywamy, to nic innego jak kryzys pytania o Boga. Ludzie mogą dziś mówić o Kościele i znajdować się daleko od rzeczywistości Boga.

- A jednak nadal trudno zrozumieć źródła obecnych protestów w krajach zachodnich. Uważa się zawsze, że chrześcijaństwo musi dbać o zachowanie prawdy Objawienia i wierność Objawieniu było w historii tej religii zawsze czymś najważniejszym. Nagle okazuje się, że coraz większej liczbie wyznawców jest obojętne, w co wierzy.

- Obserwujemy ogólny kryzys filozoficzny; relatywizm, historycyzm, autonomizm. Wszystkie te "izmy", których jest dużo, ponownie dziś odżywają. Mamy do czynienia z późnym renesansem Oświecenia. Oświecenia z XVIII wieku, kiedy to mówiło się tyle o równowartości różnych przekonań religijnych. Wszystkie te błędy, dawno już rozpoznane, są dziś na nowo rozpowszechniane i to w znacznie prostszej postaci. Dzisiaj naucza się ich w mediach, które określając wartości pełnią rolę jakby drugiego Urzędu Nauczycielskiego. W imieniu Kościoła występują zatem ludzie, którzy mówią często rzeczy nie związane z naszą wiarą. Wszystko to propaguje się w oparciu o wartości oświeceniowej filozofii XVIII wieku.

Poza Kościołem istnieją środowiska, które propagują liberalizm, wolność absolutną jednostki, jej zupełną swobodę. Ich przedstawiciele chcą, aby Kościół też się taki stał. Tylko, że Kościół nie jest wyłącznie wspólnotą wolności, ale też prawdy. Na tym polega teraz nasz trud, aby to wszystko współczesnemu człowiekowi powiedzieć i przywrócić go znów do wiary. Sądzę, że także w Polsce będą podobne problemy, jak u nas. Można jednak, jeśli dokładnie obserwuje się sytuację u nas czy w Niemczech, uniknąć niektórych błędów.

- Czy Kościół może zachować swoją tożsamość, skoro coraz więcej ludzi nie uznaje ani etyki, ani autorytetu kościelnego? Może właśnie należy odrzucić wszystkie te elementy, które, jak twierdzą niektórzy postępowi teologowie, są przestarzałe? Jeśli tak się nie stanie Kościół katolicki wyludni się i stanie się sektą.

- Dotykamy tutaj słynnego aggiornamento ("udzisiejszenie" Kościoła - red.). Ma ono zarówno dobre jak i złe znaczenie. Na Zachodzie przeżyliśmy skutki aggiornamento. Teraz, kiedy mija już 30 lat od postulatu dostosowania się do świata, widzimy tego owoce. Na początku wierzono, że jeśli Kościół dostosuje się do nowych czasów, to kościoły się zapełnią, trzy razy więcej ludzi będzie uczęszczać na niedzielne msze święte itd. Zapowiadano to wtedy jako ogromną szansę. I co się stało w rzeczywistości? Znacznie mniej ludzi uczęszcza na msze niedzielne, znacznie ograniczono liczbę praktyk religijnych, mamy mniej powołań kapłańskich. Widzimy teraz owoce fałszywego aggiornamento.

Nie dajmy się zastraszyć - nie staniemy się sektą. Jeśli tylko rozpoznamy prawdę Chrystusa, jeśli będziemy ją głosić i jej bronić. Nie staniemy się sektą-to raczej ci, którzy nam grożą, znikną pewnego dnia. Jedyna rzecz bowiem jest pewna: że dzisiejszy ruch, który się u nas pojawił, nie jest pod względm religijnym produktywny. Tzn. ruch, który niczego od człowieka nie wymaga tylko wysuwa żądania, nic religijnego nie może stworzyć. On nie przetrwa. Nawet jeśli jego działacze będą jeszcze jakiś czas działać.

- Ksiądz biskup mówi o dobrym i złym aggiornamento. Na czym polega różnica między nimi?

- Dobre aggioramento polega na tym, aby się pytać, jak możemy dziś pomagać człowiekowi lepiej zrozumieć prawdy wiary i wolę Boga. To jest dobre aggiornamento. O to codziennie, każdego dnia trzeba się starać. Aby mówić językiem zrozumiałym, rozpoznawać sytuację człowieka, używać właściwego, zrozumiałego języka. W tym przypadku podjęto wiele pozytywnych działań.

Fałszywe aggiornamento polega na tym, że człowiek sam staje się miarą i to nawet nie sam człowiek, ile samotny podmiot, samo nagie uczucie, o którym nic nie wiadomo. Nikt nie określa, co jest prawdą, mówi się, że każdy ma swoją rację, mówi się o niezdefiniowanym uczuciu wspólnoty i przynależności, o solidarności. Ale to uczucie to coś, czego nie da się racjonalnie wyrazić. Widać choćby, że postulaty referendum kościelnego, obserwowane systematycznie, pod względem logicznym stanowią chaos. Nie ma tam żadnego porządku. To są tylko życzenia. Subiektywne życzenia, których siła zależy od emocji, jakie mogą wzbudzić. Dlatego też wśród inicjatorów jest ta niepowstrzymana potrzeba upubliczniania wszystkiego.

W obecnej sytuacji możemy zrobić tylko jedno - wytrwać. A wytrwa ten, kto doprowadzi Kościół - w okresie, za który ponosi odpowiedzialność - do lepszej rzeczywistości.

- Ksiądz biskup uważany jest za najbardziej kontrowersyjnego przedstawiciela hierarchii kościelnej w Austrii. Niektóre gazety mówią o Księdzu jako o "ajatollachu". Często używa się wobec Księdza Biskupa określeń: "ultrakonserwatywny" czy "arcytradycjonalistyczny".

-Jeśli jakiś magazyn ma duży nakład, to nie znaczy, że jest poważny. Wymyślono tytuł- dobrze się sprzedaje... Mogę tylko powiedzieć, że wcale mi nie przeszkadza jeśli mówi się, że jestem arcykonserwatystąalbo ultrakonserwatywny. Pytam się tylko siebie, czy głoszę prawdę Chrystusa. Wtedy mogę wziąć wszystko na siebie, każdą drwinę. Faktycznie szydzi się z nas i oczernia. Wiem jednak, że Jezus powiedział: "Błogosławieni jesteście, jeśli ludzie wami pogardzają i prześladują ze względu na Mnie". Czczę Chrystusa i dlatego wcale nie czyni mnie to nieszczęśliwym, jeśli się ze mnie drwi albo przedstawia jako ajatollacha. Oczywiście, to słowo nie jest najlepsze. Zostawmy lepiej ajatollachów Iranowi, a nie narzucajmy ich Austriakom. Prasa ma jednak swoje tematy, swój sposób pisania i swoje tytuły. Przeciwstawianie się temu nie ma sensu. Lepiej rozpoznać prawo działania: jeśli tylko reaguję, to niczego nie zmieniam. Właściwa droga powinna polegać na tym, że pewne dolegliwości, które nie sązbyt wyraźne, znoszę w spokoju i zamiast tego robię coś pozytywnego.

Rozmawiali Jan Klejnot i Rafał Smoczyński

Pismo Poświęcone Fronda nr 7 (1996)

(fragment wywiadu)