Uznanie, że homoseksualizm jest zdeterminowany bio­logicznie,  stawia  tę  orientację  poza  wszelką  krytyką,a  nawet  poza  wszelką  dyskusją. 

O gejach i genach

Ben Levin

W opinii  publicznej  coraz  bardziej  zakorzenia  się  przekonanie,  że  przy­czyny  homoseksualizmu  mają  charakter  bądź  dziedziczny,  bądź  wro­dzony,  bądź  uwarunkowany  genetycznie  lub  hormonalnie.  Tymczasem  sądutakiego  nie  potwierdza  żadne  badanie  naukowe.   Od  czasu  do  czasu   w  mediach  pojawiają  się  sensacyjne  informacje  o  nowych  odkryciach  badaczy,  któ­rzy donoszą  o  biologicznych  źródłach homoseksualizmu.  Często wiadomościte  wybijane  są  na  czołówkach  gazet,  opatrywane  dużymi  tytułami  i  poświęcasię  im  dużo  miejsca.  Łatwo  zapadają więc  w  pamięć.Problem  polega  na  tym,  że  kiedy  później  -  a  zawsze  jest  to  znacznie  póź­niej,  gdyż  na  rzetelne  badania  potrzeba  sporo  czasu  -  wyniki  te  są  weryfiko­wane  i podważane przez  kolejnych naukowców,  media już  o tym nie informująalbo  donoszą  w  małych  uwagach  petitem  na  dole  którejś  z  końcowych  stron.Dzieje  się  tak  z  kilku  powodów.  Po  pierwsze,  przewidziany  prawem  praso­wym  okres  na  zamieszczanie  sprostowań  już  upłynął.  Po  drugie,   w  świetleobowiązujących  we  współczesnym  dziennikarstwie  standardów  taka  korektainformacji  sprzed jakiegoś  czasu  nie jestnewsem.Po  trzecie  wreszcie,  politycz­na poprawność  każe  blokować  pewnego  rodzaju  wiadomości.Warto  wspomnieć  więc  o  trzech  opracowaniach  naukowych,  których  na­głośnienie  przez  media  popularne  w  największym  stopniu  przyczyniło  się  dotakiego  a  nie  innego  postrzegania  przyczyn  homoseksualizmu  w  społeczeń­stwach  zachodnich.

INAH3

W 1991  roku  w  sierpniowym numerze  miesięcznika  „Science"  ukazałasię   praca  pt.A   Difference   In   Hypothalamic   Structure   Between   Heterosexualand  Homosexual  Men.Jej  autor  Simon  LeVay twierdził,  że  za  zachowania  seksu­alne  może  być  odpowiedzialna  grupa neuronów  o  nazwie  INAH3  znajdującasię  w  podwzgórzu  mózgowym.  Okazało  się,  że  u  heteroseksualistów  ta  grud­ka  w  mózgu  jest  dwukrotnie  większa  niż  u  homoseksualistów.Kiedy   przyjrzano   się  jednak   bliżej   badaniom   LeVaya,   stwierdzono,   żewszyscy  badani  przez  niego  homoseksualiści  byli  chorzy  na  AIDS   i  wkrót­ce  potem  umarli.  Wiadomo  zaś  nie  od  dziś,  że  choroba  ta  powoduje  takżezmiany  w  mózgu.  Okazało  się  też,  że  zaobserwowane  przez  LeVaya  zjawiskonie  było  przypadłością  powszechną  -  w  przypadku   17  proc.  badanych  byłoodwrotnie:  to  homoseksualiści  mieli  znacznie  większą  od  przeciętnej  grupęneuronów,  a  heteroseksualiści  znacznie  mniejszą.  Sama  grupa  badawcza  niebyła  zresztą  reprezentatywna,  gdyż  obserwacjom  poddano  zaledwie  35  osób.Wyszło  przy  tym  na  jaw,  że  naukowiec  nie  sprawdził  orientacji  wszystkich  badanych  przez  siebie  mężczyzn,  lecz  z  góry  przyjął  na  ten  temat  założenie.Nie  przedstawiono  również  żadnego  dowodu  na  to,   by  wspomniana  grupaINAH3  miała jakikolwiek  wpływ  na  seksualność  człowieka.Pod  wpływem  tej  krytyki  trzy  lata  później  sam  LeVay,  którynota  benenieukrywa   swojej   homoseksualnej   orientacji,   zmuszony   był   przyznać:   „Ważnejest  podkreślenie,  czego  nie  znalazłem.  Nie  dowiodłem,  że  homoseksualizmjest   uwarunkowany  genetycznie,   ani   nie   znalazłem  genetycznych   przyczynbycia  gejem.  Nie  wykazałem,  że  geje  są  gejami  od  urodzenia.  To jest  najwięk­szy   błąd,   jaki   popełniają  ludzie   wyjaśniający  moje   badania.   Nie   znalazłemtakże  centrum  odpowiedzialnego  w  mózgu  za  homoseksualizm".To    wyjaśnienie    LeVaya    nie    znalazło    się    już   jednak    na    czołówkachgazet,   tak  jak  jego   „odkrycie"   sprzed  trzech   lat.   Komunikat,   który   dziękimediom  poszedł  w  świat  i  nie  doczekał  się  sprostowania,  brzmiał:  homosek­sualiści  mają  inną  budowę  mózgu  niż  heteroseksualiści  i  to  jest  źródłem  ichorientacji.

Gen of gay

Trzy   miesiące   po   pracy    LeVaya,    w   grudniu    1991    roku,    na    lamach„Archives  of General  Psychiatry"  ukazało  się  studium Johna  M.  Baileyai  Richarda  Pillarda  pt.A   Genetic   Study  of Małe   Sexual   Orientation.Jego  autorzyprzeprowadzili   badanie   na  występowanie   orientacji   homoseksualnej   wśródbraci,  z  których  przynajmniej jeden  odczuwał  pociąg  seksualny  do osób  tej  sa­mej  płci.  Okazało  się,  że  najwięcej  przypadków,  iż  obaj  bracia  są homoseksu­alistami,  zanotowano  wśród  bliźniąt  jednojajowych   (52  proc),   mniej  wśródbliźniąt   dwujajowych   (22  proc),   najmniej   zaś   w  przypadku  rodzeństwa  niebędącego  bliźniakami  (9  proc).  Na  podstawie  tych  wyników  naukowcy  doszlido  wniosku,  że  homoseksualizm  jest  uwarunkowany  genetycznie.Interpretacja  ta  spotkała  się  jednak  z  krytyką  innych  badaczy.  Dowodzilioni,  że  czynnik  genetyczny  nie  może  mieć  wpływu  na  występowanie  zacho­wań   homoseksualnych,    skoro   aż   48   proc.   badanych   braci   jednojajowych-   a   więc   posiadających   identyczne   wyposażenie   genetyczne   -   różniło   sięorientacją   seksualną.   Gdyby  decydowały   o  tym   geny,   wówczas  odsetek  tenmusiałby  wynosić  100  proc.  Naukowcy  nie  ustrzegli  się  też  pewnych  błędówmetodologicznych,  np.  osoby  do  badań  były  rekrutowane  za  pośrednictwem  prasy   gejowskiej,    a   więc   w   środowisku,    gdzie   istnieje   większe   prawdopo­dobieństwo,   że   obydwaj   bracia   będą   mieli   wspólną   orientację.   Badaczomzarzucano  też,   że  nie  próbowali  poznać  innych  czynników,  mogących  miećwpływ  na  pojawienie   się  homoseksualizmu,   np.  wykorzystania  seksualnegow  okresie  dzieciństwa.Pierwotnej   tezy  nie  dało   się   więc  obronić.   Wspomniany  już   przez   nasSimon   LeVay  musiał  stwierdzić,  że  badania  nad  bliźniętami  zaprzeczają  te­orii,   iż  homoseksualizm  jest  wrodzony   -   a  to  dlatego,   że  „nawet  bliźniętajednojajowe  nie  zawsze  mają  tę  samą  orientację  seksualną".   W  końcu  jedenz  autorów  owych  badań, John  M.  Bailey,  deklarujący  się  zresztą  oficjalnie jakogej,   przyznał,   że  nie  da  się  wyjaśnić  zjawiska  homoseksualizmu  wśród  bliź­niąt  inaczej  niż  przez  wpływ  środowiska.Genetyczne  uzasadnienie  homoseksualizmu  zostało  więc  odrzucone,  aleznów  przyznanie   się  naukowców  do  pomyłki   nie   spotkało   się  już   z  takimnagłośnieniem  w  mediach  jak  pierwsza,  fałszywa  interpretacja  badań.   W  pa­mięci  utkwił  przekaz,  że  o  orientacji  homoseksualnej  decydują  geny. 

Xq28

W lipcu   1993   roku   w  miesięczniku   „Science"   ukazał   się  tekst  DeanaHamera  pt.A  Linkage  Between  DNA  Markers  on  the  X  Chromosome  and  MałeSexual  Orientation.Hamer  przebadał   40  par  braci  homoseksualnych   i   aż   u   33z  nich  odkrył  szczególną  sekwencję  genetyczną  wewnątrz  chromosomu  Xq28.Jego  zdaniem  właśnie  to  miało  decydować  o  takiej  a  nie  innej  opcji  seksualnej.Badania  te  wywołały jednak  zdecydowaną  krytykę  innych  naukowców.  Popierwsze,   zauważono,   że  nie  było  żadnej   grupy  porównawczej.  Hamer  nieprzebadał  braci  heteroseksualnych,  więc  nie  wiadomo,  czy  także  wśród  nichnie  występuje  podobna  budowa  chromosomów  jak  wśród  homoseksualistów.Po  drugie,  nie  udowodniono  żadnego  związku  między  chromosomem  Xq28a  sferą  seksualną  człowieka.W  1995  roku  zespół  naukowców  z  Kanadypostanowił  powtórzyć  doświadczenia  Hamerai   okazało   się,   że  wynik  badań,  jaki  wówczasotrzymano,  nie  potwierdził  jego  odkryć  sprzeddwóch   lat.   Jakby   tego   było   mało,   jeden   zewspółpracowników  Hamera,  John  Organ,  ujawnił  w  listopadzie   1995  roku  nałamach  „Science  America",  że  przyznający  się  do  swej  orientacji  homoseksual­nej  Hamer  zataił  pewne  dane,  które  obalały  tezy jego  badań.  Sam  zaintereso­wany wyznał  zresztą  w  1998  roku,  że  „te  geny  nie  powodują,  iż  ludzie  stają  sięhomoseksualni".Podobnie  jak  w  poprzednim  przypadku,  opinia  publiczna  została  już  jed­nak  wcześniej  przyzwyczajona  do  myśli,  że  naukowcy  odkryli  „gen  homosek­sualizmu".

Poza krytyką, poza dyskusją

Można podać  jeszcze  inne  przykłady  podobnych  „odkryć",  które  naro­biły  sporo  szumu   w  mediach,   ale  ich  akademicka  i  naukowa  krytykaw  specjalistycznych  pismach  nie  doczekała  się  już  takiego  nagłośnienia,  np.twierdzenie   B.A.  Glaudego,  że   u  homoseksualistów  istnieje  pewien  wzorzecreakcji  hormonalnej   pośredni   między  kobietami   a  heteroseksualnymi  męż­czyznami,  czy  też  sugestia  Laury  Allen  i  Roberta  Górskiego,  że  za  pociąg  dotej  samej  płci  odpowiada  spoidło  przednie,  czyli  wiązka  włókien  nerwowychłączących  płaty  czołowe  mózgu,  która  u  homoseksualistów  miała  być  rzeko­mo  większa  niż  u  kobiet  i   u  heteroseksualistów.  Żadne  z  późniejszych  badańkontrolnych   nie   potwierdziło   takiej   współzależności,    a   nawet   gdyby   owaczęść  mózgu  była  rzeczywiście  większa  u  pederastów,  to   i  tak  nie  stwierdzo­no,  by  była  ona  związana  z  zachowaniem  seksualnym.

Wobec  tego  rodzi  się  pytanie:  dlaczego  tak  usilnie  -  nawet  kosztem  fak­tów  -  usiłuje  się  udowodnić   z  góry  założoną  tezę,   że  homoseksualizm  jestuwarunkowany  biologicznie,   a  nie  środowiskowo,  że jest  raczej  wynikiem  ge­nów  czy  hormonów  niż  wychowania?  Odpowiedź jest  prosta:  jeżeli  orientacjahomoseksualna  nie  jest  wrodzona,   lecz   nabyta,   wówczas   osoba  taka  możezdecydować  się  na  zmianę  i  „oduczyć  się"  się  zachowania,  którego  „nauczyłasię"  w  trakcie  socjalizacji.  Byłaby  to jednak prawda  zbyt  niewygodna  dla  corazbardziej   wpływowego  dziś   lobby  gejowskiego.To  jednak  nie  wszystko.   Uznanie,   że  homoseksualizm  jest  zdetermino­wany  biologicznie,   stawia  tę  orientację  poza  wszelką  krytyką,   a  nawet  pozawszelką  dyskusją.   W  naszym  kręgu  kulturowym  nie  można  bowiem  krytyko­wać  kogoś  z  powodu  jego  przyrodzonych,  a  nie  wybieranych  składników  tożsamości.   Nie  można  z  tego  powodu  wydawać  nawet  sądów  wartościującychna  jego  temat.   Tak  jest   w  przypadku  atakowania  kogoś   ze  względu   na  jegopleć,  kolor  skóry  czy  przynależność  etniczną.  Taki  się  przecież  urodził   (albojak mówią  wierzący:  „Bóg  go takim  stworzył")  i  nie  miał  na  to  żadnego  wpły­wu.  Inaczej  ma  się  rzecz   z  naszym  światopoglądem,  preferencjami,  orienta­cjami,  a  nawet  z  wyznawaną  religią  -  ponieważ  nie  są  one  nam  przyrodzone,mogą  podlegać  podważaniu,  wartościowaniu  i  krytyce.Próbując  uzasadnić  homoseksaulizm  czynnikami  biologicznymi,  w  rzeczy­wistości  stawia  się  więc  znak  równości  między  tzw.   homofobią  a  rasizmem.Wówczas  z  takim  samym  potępieniem  spotykają  się  zarówno  ci,  którzy  kryty­kują  praktyki  homoseksualne,  jak  również  ci,  którzy  chcą pomóc  homoseksu­alistom,  np.  oferując  im  terapię  zmiany  opcji  seksualnej.Fakty  przeczą,   co  prawda,   teoriom  lobby  gejowskiego,   ale   -  jak  mawiałHegel  -  „tym  gorzej  dla  faktów". 

Pismo Poświęcone Fronda nr 36