Z Niemiec do Europy

 

Niemcy, czerwiec 2010 roku. Minister Spraw Wewnętrznych Thomas de Maiziere informuje, że odnotowano znaczny wzrost agresji środowisk skrajnie lewicowych, a szef niemieckiego kontrwywiadu Heinz Fromm mówi, iż nie można wykluczyć „fali lewicowego terroru”. Wg Urzędu Ochrony Konstytucji w 2009 roku w Niemczech liczba aktów przemocy dokonana prze lewackie bojówki wzrosła z 700 do 1100. W statystyce uwzględniono m.in. ataki na komisariaty i policjantów. Odnotowano również dwa razy więcej podpaleń niż rok wcześniej. Zdaniem tamtejszych służb liczba agresywnych lewaków wzrosła aż do 6600.

 

/
Wspomniany raport, zatytułowany „Lewicowa przemoc w Berlinie 2003 - 2008" zawiera rozbudowany i poparty szczegółowymi statystykami opis przestępczości środowisk lewicowych na terenie stolicy Niemiec w latach 2003 – 2008. Zawarte są w nim opisy różnorodnych przestępstw: od pobić, przez napady na funkcjonariuszy i podpalania samochodów, aż po ataki na mienie wojskowe. W raporcie czytamy między innymi: Aktywiści Antify gromadzą informacje i dane osobowe dotyczące osob, które definiują jako politycznych wrogów i upubliczniają je w Internecie lub swoich środowiskowych pismach. Do wrogów zaliczają przede wszystkim osoby, które uznają za „nazistów”, ale ponadto także przedsiębiorców czy przedstawicieli władz państwowych. Takie "listy gończe" mają na celu zbudowanie atmosfery zagrożenia i wprowadzenia poliotycznych przeciwników w stan niepewności. W ramach tej działalnosci dochodzi również do ukierunkowanych konfrontacji „lewicowo-prawicowych”. Owe czyny z użyciem przemocy nie są jednak skierowane przeciw precyzyjnie określonej osobie, ale domniemanym reprezentantom „wrogiej grupy”, na przykład komuś, kto z powodu swojego ubioru zostaje zaklasyfikowany jako „prawicowiec”.

 

Jak donosi wspomniany raport, w dokumencie zatytułowanym „Antifascist action – still fighting”, stanowiącym wykaz zasad leżących u podstaw działania skrajnie lewicowej ARAB (Antyfaszystowska Radykalna Akcja Berlin) możemy przeczytać: „Faszyzm (...) polega na niesprawiedliwie ukształtowanych stosunkach ekonomicznych, stąd też nasze wystąpienie przeciwko nazistom jest w sposób nierozdzielny związane z walką przeciwko kapitalizmowi”.

 

Nie tylko za Odrą dochodzi do tak drastycznych wydarzeń. W Grecji (to właśnie z tego kraju pochodzi logo, umieszczone pod tytułem - przyp. red.) w listopadzie ubiegłego roku, do ambasad Holandii, Belgii, Meksyku, Rosji i Szwajcarii w Atenach zostało wysłanych pięć paczek z ładunkami wybuchowymi. Cztery z nich zdetonowano, piąta wybucha w placówce szwajcarskiej. O próby zamachów podejrzewano Al-Kaidę, tymczasem rzecznik policji poinformował, że zatrzymane osoby należały do skrajnie lewicowych organizacji.

 

Ludzie o podobnym światopoglądzie uczestniczyli w tegorocznych zamieszkach w Londynie (czym zdobyli sobie „szacun” u swoich kolegów z kontynentu). Oprócz burd, doszło do bardziej wyrafinowanych form zastraszania. Anarchiści z wysp, uczestniczący w zadymach, skrzykiwali się za pomocą mediów społecznościowych, korzystając m.in. z komunikatora BlackBerry Messager. Dlatego producent smart fonów BlackBerry, firma Research In Motion w specjalnym oświadczeniu zapowiedziała współpracę z władzami przy ściganiu osób podejrzanych o wszczynanie burd na angielskich ulicach.. W odwecie Internetowi przestępcy z grupy TeaMp0isoN przejęli kontrolę nad oficjalnym blogiem BlackBerry i zamieścili na nim swoją odpowiedź. „Drogi RIM-ie, NIE pomożesz brytyjskiej policji. Jeżeli to zrobisz, niewinni ludzie znajdujący się w niewłaściwym miejscu i czasie, którzy mają BlackBerry, zostaną bezpodstawnie oskarżeni – policja stara się aresztować jak najwięcej osób, by uchronić się przed kompromitacją”. Włamywacze zagrozili, że mają dostęp do bazy danych pracowników koncernu i nie zawahają się przekazać ich protestującym. „Naprawdę chcecie zobaczyć rozwścieczoną młodzież na progach domów swoich pracowników? Oszczędźcie sobie blamażu i podejmijcie właściwą decyzję” – napisali przestępcy.

 

Kilka dni temu przyszedł czas na Polskę. Antifa – zbrojne ramię ruchu anarchistycznego, podgrzewane do walki pochwałami red. Michała Sutowskiego z „Krytyki Politycznej” postanowiło ściągnąć do stolicy swoich zachodnich kolegów, którzy - jeśli chodzi o historię i działalność - wiodą prym w całej Europie.

 

Przed polskim Świętem Niepodległości na stronie niemieckich faszystów (Antifa.de) można było przeczytać komunikaty choćby o takiej treści:

 

/
 

Akcja informacyjna: Naziści w Polsce

napisała: Lewica Antyfaszystowska Berlin

Prawicowokonserwatywny rząd i Kościół katolicki od lat utrzymują w Polsce klimat rasistowski, antysemicki i homofobiczny. Jest to idealna pożywka dla sceny prawicowej, jaka łączy całe spektrum od konserwatywnych nacjonalistów i chuliganów począwszy, aż po klasycznych neonazistów. Ta brunatna mieszanina maszeruje rokrocznie w Warszawie z okazji „święta narodowego” 11 listopada. Jak dotąd towarzyszyła im asysta policji i byli tolerowani przez ludność. Antyfaszystowska samoobrona pozostawała bezsilna – aż do zeszłego roku. Zainspirowana demonstracjami w Dreźnie, polska scena antyfaszystowska odważyła się po raz pierwszy na następujący scenariusz: Ukuto szeroki, przekrojowy sojusz różnych organizacji, by zakończyć pochody neonazistów…

Akcja informacyjna Siempre Antifascista & Lewicy Antyfaszystowskiej Berlin

Nacjonalizm, Antysemityzm, Homofobia – Faszyści w polsce

Marsz faszystów blokować! 11.11. w Warszawie

 

W efekcie skończyło się na opluciu polskiego munduru, pobiciach przypadkowych osób z biało-czerwonymi flagami (jak choćby chłopaka wyglądającego na hiphopowa) czy wszczynaniu pospolitych burd. 

 

Faszyści czerwoni contra faszyści brunatni

 

Prawdziwą demonstracją bandytyzmu niemieckich „antyfaszystów” są coroczne zadymy z neonazistami w Dreźnie. Biorą w nich udział również przedstawiciele Antify z Polski. Na pytanie dziennikarza „Gazety Wyborczej” Grzegorza Szymanika o podpalenia i zdewastowane samochody, które przeczą rzekomo pokojowemu charakterowi blokady marszu neonazistów, aktywista ruchu „antyfaszystowskiego” bez mrugnięcia okiem odpowiada: „Nie mogła być pokojowa, bo nie mamy do czynienia z pokojowo nastawionymi ludźmi. To kilka tysięcy neonazistów, których poglądy i praktyki dowodzą, że są gotowi do przemocy i używają jej chętnie przy każdej okazji”. Ten sam człowiek, zapatrzony w swoich niemieckich towarzyszy, pytany o to, czy protest nie wymknie się spod kontroli i ktoś może ucierpieć mówi: „Symboliczny protest wobec szerzenia się tego typu ideologii to przekleństwo z przeszłości, do którego nigdy nie chcemy wracać. Równie dobrze można skrzyknąć ludzi na Facebooku i potem wymachiwać długą listą w telewizji, ale faszyści się z tego tylko uśmieją. Jeśli te demonstracje będą kompletnie ignorowane, będą rosnąć”.

 

W wywiadzie dla tej samej gazety, anonimowa „antyfaszystka” z Niemiec przekonuje, że „Drezno jest brane jako przykład do naśladowania. A porozumienie antyfaszystowskie, które w Dreźnie powstało, jest naśladowane i kopiowane”. I tym sposobem antykomunistyczny i antynazistowski Marsz Niepodległości został zmierzony tą samą miarą, co pochód brunatnych troglodytów w Dreźnie…

 

W przeciwieństwie do swoich polskich kolegów, "antyfaszyści" niemieccy nie epatują wezwaniami do stosowania przemocy na swojej stronie internetowej. Być może wynika to z większego doświadczenia w działalności, w myśl zasady "ciszej będziesz, dalej zajedziesz". Wpływ ma na to stosunkowo surowe niemieckie prawo, odnoszące się do upubliczniania treści nawołujących do przemocy (Volksverhetzung). Reputacja niemieckiej Antify jest przecież powszechnie znana...

 

Od RAF-u do Antify

 

/
Jak ujawniłem w moim artykule „(Anty)faszyści. Śledztwo portalu Fronda.pl”, aktywiści antify nie kryją się we własnym gronie ze swoimi źródłami inspiracji. Prowadząc moje śledztwo dziennikarskie, natknąłem się na „antyfaszystów” z tatuażami nawiązującymi do RAF-u (charakterystyczna czerwona gwiazda) czy dysponujących gadżetami symbolizującymi tzw. Niemiecką Jesień czyli najbardziej brutalne akcje terrorystyczne z 1977 r. (Offensive 77). Mamy z tym do czynienia w Polsce, dlatego można się tylko domyślać, na jaką skalę wspomniany "kult" jest rozpowszechniony wśród niemieckich „antyfaszystów”. To właśnie oni nazywają terrorystów z RAF, odbywających właśnie wyroki, swoimi „towarzyszami”. Na portalu pisma „Arcana” opublikowano tłumaczenie odezwy niemieckiej Antify w której lewacy występują w obronie terrorystki Vereny Becker, podejrzanej o zamordowanie prokuratora generalnego RFN Siegfrieda Bubacka: „Musimy rozumieć historię RAF jako ważną i elementarną część naszej historii – historii rewolucyjnej lewicy. I musimy tej historii bronić. Jak zachowa się dziesięciu byłych członków Rote Armee Fraktion, których zmuszono do składania zeznań? (…) Celem tamtych działań [chodzi o wspomniane wcześniej zabójstwo Bubacka oraz prezesa Dresdner Bank Jürgena Ponto – przyp. red.] było uwolnienie aresztowanych członków RAF. Czterech z nich: Andreas Baader, Gudrun Ensslin, Jan-Carl Raspe i Ingrid Schubert nie przeżyli więzienia. Wiemy, że wezwani/-ne przed sąd nie powiedzą nic. W swoim oświadczeniu napisali/ły, że media i sąd oczekują od nich »pokajania się i denuncjacji«, że władze chcą przeinaczać historię i ukazać tamte wydarzenia z punktu widzenia rządzących. Dlatego apelujemy, by do sądu podczas przesłuchań świadków – byłych członków/członkiń RAF – przyszli wszyscy. Musimy wesprzeć naszych towarzyszy /nasze towarzyszki. Każdy/-a, kto miał do czynienia z kapitalistycznym systemem sprawiedliwości, wie, jak bardzo potrzebna jest solidarność współtowarzyszy/-ek. Niech żyje solidarność z dziesięcioma byłymi członkami RAF!”

 

Co najciekawsze, takie poglądy nie są obce również niemieckim elitom z lewej strony sceny politycznej. Wystarczy wymienić choćby partię Die Linken, która istnieje od 2007 roku. Powstała z połączenia dwóch skrajnie lewicowych ugrupowań – Die Linkspartei i WASG. To pierwsze wywodzi się z PDS, będącej w prostej linii kontynuatorką SED czyli partii komunistycznej, rządzącej w NRD. Die Linke w ostatnich wyborach do Bundestagu otrzymała ok. 12 proc. głosów. Partia posiada swoich przedstawicieli również w Parlamencie Europejskim. Szefowa ugrupowania - Gesine Lötzsch napisała niedawno artykuł dla czasopisma „Junge Welt” („Młody Świat”) z okazji Konferencji im. Róży Luksemburg. Lötzsch podważyła przekonanie co do sprawności „mechanizmów demokracji dobrobytu i rozdziału dóbr” i ich zdolności do rozwiązania „skomplikowanych zadań”. Stąd w tekście Lötzsch pojawił się postulat ukształtowania „nowego modelu społeczeństwa”. Nie tylko sama treść artykułu budzi niepokój. Również łamy na których zagościła publicystyka liderki Die Linken, wprawiają w zaskoczenie. Pismo było kiedyś organem NRD-owskiej młodzieżówki Freie Deutsche Jugend (tłum. Wolna Młodzież Niemiecka – przyp. red.). Redakcja gazety utrzymuje dobre kontakty z byłymi członkami RAF-u, czego dowodem było zaproszenie na konferencję (organizowaną przez „Junge Welt”) byłej członkini RAF-u, terrorystki Inge Viett, opowiadającej się za stworzeniem „rewolucyjnej organizacji komunistycznej”. Obok Viett pojawiła się również… Gesine Lötzsch. 

 

Postulaty intelektualistów natychmiast znajdują przełożenie w agitce bojówkarzy. „Zmiana społeczeństwa zawsze oznacza również przekraczanie reguł” – można przeczytać w poczytnym lewackim pisemku „Prisma”. W tej samej gazetce można dowiedzieć się, jak skonstruować koktajl Mołotowa, a nawet bombę z zapalnikiem czasowym. 

 

Na efekty nie trzeba długo czekać. Zestawienie 519 czynów z użyciem przemocy przeciwko instytucjom (i ich pracownikom) pokazuje, że znaczna część ataków była skierowana przeciwko Policji (6 proc.). Drugim, najczęściej wyznaczonym celem były przedsiębiorstwa (24 proc.). W okresie objętym badaniami, atakom uległy przede wszystkim przedsiębiorstwa takie, jak Deutsche Bahn (Niemieckie Koleje) i firmy z nimi powiązane, a także Siemens i Vatenfall. Policja była zmuszona użyć przemocy podczas lewicowych demonstracji, podczas któych dochodziło do licznych podpaleń. Jak przyznają sami antyfaszyści, o pieniądze na zagraniczne wyjazdy na manifestacje, nie muszą się martwić, bo "wszystko jest zapewnione". Pytanie tylko, przez kogo? Przecież wielu uczestników takich wojaży wywodzi się z ruchu squaterskiego...

 

/
„Na forach internetowych ekstremiści wzywają do ataków na żołnierzy i policjantów lub przynajmniej na ich sprzęt. W kwietniu posterunek policji przy Wedekindstrasse w berlińskiej dzielnicy Friedrichshain został obrzucony koktajlami Mołotowa. W popularnym serwisie internetowym YouTube od roku znaleźć można dwuminutowy filmik „Bau was!” (Zmontuj coś!), wprost nawołujący do przemocy wobec władzy. Obejrzymy tam m.in. płonące samochody policyjne. Tylko w Berlinie spaliły się w ubiegłym roku 53 auta. Do końca maja tego roku – już co najmniej 51, a 31 zostało poważnie uszkodzonych” – pisze w swoim reportażu Filip Gańczak z „Newsweeka”. Do podobnych zajść dochodzi już w Polsce. Wystarczy wspomnieć chociażby tegoroczny Marsz Bohaterów Września w Poznaniu, które Antifa chciała zakłócić przez wszczynanie burd i… niszczenie policyjnych samochodów. Na portalu Fronda.pl opublikowałem nawet zabezpieczony wpis z zamkniętego „antyfaszystowskiego” forum na którym jeden z aktywistów gratuluje zdemolowania „psiarskich wozów” (TUTAJ). Na podobną zuchwałość, pozwalają sobie również twórcy polskiej strony poświęconej Frakcji Czerwonej Armii (raf.la.org.pl), gdzie możemy znaleźć apologię przemocy i bandytyzmu.

 

Rację miała Anna Zechenter, pisząc, że „nie dziecięca już, lecz dojrzała choroba lewactwa roznosi się po kontynencie”. Pytanie tylko, jak wiele przypadkowych osób będzie musiało ucierpieć na skutek wspomnianej dolegliwości.

 

Aleksander Majewski

(z niemieckiego tłumaczył Krzysztof Cieśniewski)

 

 

PS Dziękuję Jarosławowi Wróblewskiemu za udostępnienie plakatów propagandowych niemieckich "antyfaszystów", których zdjęcia zamieściłem w tekście

 

 

Załączniki:


1) 75018.jpg

 

2) 75019.jpg

 

3) 75020.jpg