· W PE odbyła się debata na temat „współpracy reżimu Putina ze skrajną prawicą i separatystami w Europie oraz podobieństw między nimi”.

· Europosłowie zgodnie potępili część europejskich polityków, którzy na przestrzeni lat zawierali sojusze i korzystali ze wsparcia politycznego i finansowego Rosji. 

· Większość europosłów swoją krytykę kierowała jednak głównie wobec opozycyjnych partii kojarzonych jako prawicowe. 

· Potępiono m.in. kandydatkę na prezydenta Francji Marine Le Pen za ulotki, na których znalazło się jej zdjęcie z Władimirem Putinem i byłego wicepremiera Włoch Matteo Salviniego, przywódcy partii Lega, za t-shirt z wizerunkiem Putina. 

· Wycofanie przez Le Pen z obiegu wspomnianych ulotek zostało odczytane negatywnie, zaś stanowisko partii Lega, która opowiedziała się po stronie Ukrainy, zignorowane.

· Jednocześnie fakt, że na liście polityków opłacanych przez Kreml znalazło się wielu polityków tzw. mainstreamu, w tym czołowi politycy Niemiec i Austrii, uznano jedynie za „krępujący i wstydliwy”.

· W imieniu Komisji Europejskiej Věra Jourová przyznała, że do momentu agresji na Ukrainę UE ulegała rosyjskiej propagandzie.

Dobiegła końca kolejna sesja plenarna Parlamentu Europejskiego. W ramach cyklu debat „na aktualne tematy” 6 kwietnia europosłowie pochylili się nad tematem „Współpracy reżimu Putina ze skrajną prawicą i separatystami w Europie oraz podobieństw między nimi”.

Okazja do uderzenia w politycznych przeciwników

Debatę zainicjował europoseł Raphaël Glucksmann, przedstawiciel lewicowej Grupy Postępowego Sojuszu Socjalistów i Demokratów (S&D) w Parlamencie Europejskim, członek Komisji Specjalnej ds. Obcych Ingerencji we Wszystkie Procesy Demokratyczne w Unii Europejskiej, w tym Dezinformacji (INGE 2). Swoje przemówienie rozpoczął od wymienienia rosyjskich zbrodni wojennych popełnionych na Ukrainie i podkreślił, że jest to prawdziwe oblicze Rosji i Putina – oblicze, którego przywódcy krajów europejskich przez ostatnie dwadzieścia lat nie chcieli dostrzegać. Zaapelował, by w końcu otworzyć oczy na prawdę i nie pozwalać więcej by reżim Putina działam destabilizująco na kraje UE. 

Po tych słowach można było spodziewać się, że Glucksmann wezwie do wspólnej polityki odcięcia Rosji od zachodniego finansowania i potępi wieloletnią praktykę Niemiec i Francji, które – pomimo embarga – sprzedawały broń Rosji. W opinii Glucksmanna problem leży jednak gdzie indziej 

Skrajna prawica wzoruje się na modelu putinowskim. We Francji, w Niemczech, w Austrii są liderzy, którzy twierdzą, że uczą nas patriotyzmu a sami służą zagranicznym mocarstwom. […] Marine Le Pen sprzedała się Putinowi już dawno, a być może zostanie prezydentem Francji. […] Podobna sytuacja jest na całej skrajnej prawicy: AfD, Lega, Vox […] to oni są kolaborantami. […] Musimy posprzątać na swym własnym podwórku i po prawej i po lewej stronie” – stwierdził europoseł.

Choć Glucksmann wspomniał o „prawej i lewej stronie”, to wymienił w swym przemówieniu jedynie partie, które łączą dwie cechy: uznawane są za prawicowe i są partiami opozycyjnymi. Postulaty sformułowane przez Glucksmanna w ramach pomysłu „posprzątania podwórka” to jak najbardziej zrozumiały zakaz finansowania partii politycznych zza granicy, ale także narzucenie przejrzystości finansowej organizacji pozarządowych, rozumianej prawdopodobnie jako konieczność publikowania nazwisk nawet prywatnych darczyńców tych organizacji (co wielokrotnie postulowała już np. Komisja Praw Kobiet i Równouprawnienia, chcąca w ten sposób napiętnować osoby wspierające organizacje walczące z aborcją). Choć Glucksmann wezwał do zablokowania Putina na Ukrainie i państwach europejskich – nie miał na myśli sankcji, lecz właśnie uderzenie w swoich politycznych przeciwników. 

Niektórzy europosłowie, jak Roman Haider (ID) odpowiedzieli wprost: „bezwstydnie wykorzystujecie pretekst [wojny na Ukrainie] by zdyskredytować jedyną opozycję w tym parlamencie”. Haider wyliczył przy tym „demokratycznych” polityków, co do których ujawniono, że pobierają lub pobierali wynagrodzenia z jednego z wielkich koncernów rosyjskich, a których Glucksmann nie zdecydował się wymienić w swoim przemówieniu.

Dla „prawicy” nawet wycofanie się z kontaktów z Rosją jest obciążające

Komisarz Věra Jourová, wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej wskazała, że „nieuzasadniona inwazja Rosji na Ukrainę to wojna przeciwko demokracji”. Podtrzymując jednak retorykę przedmówcy, wspomniała o doniesieniach na temat szkoleń i finansowania przez Rosję „grup skrajnej prawicy” w Europie.

Wielu kolejnych mówców, głównie przedstawicieli lewej strony politycznej wykorzystało możliwość wyrażenia słów potępienia wobec swoich przeciwników politycznych. W imieniu grupy Zielonych, Thomas Waitz wprost zarzucił europejskim partiom prawicowym wspieranie Władimira Putina. Podobnie jak przedmówcy jako przykład podał Matteo Salviniego, Marine Le Pen i innego kandydata na prezydenta Francji Érica Zemmoura, których kontakty z Rosją mają wskazywać na uzależnienie od władz Rosji. Zarzut formułowany wobec Marine le Pen to przede wszystkim… wycofanie po 24 lutego z obiegu ulotek na których umieszczone było jej zdjęcie z Putinem. Wydaje się jednak, że to właśnie ich dalsze kolportowanie  stawiałoby ją w pozycji sojusznika Rosji. Po ataku na Ukrainę, również Matteo Salvini oświadczył, że się mylił w ocenie Rosji – co z odbiorze europarlamentarzystów potwierdza tylko jego wcześniejsze zażyłe stosunki z Kremlem.

Nazwiska Le Pen, Salviniego i kilku innych liderów opozycji zdominowały debatę. Z wielu przemówień można wysnuć wniosek, że europosłowie za największą zbrodnię europejskiej prawicy uważają ulotki i T-shirty – których nie należy bronić, ale które są jednak nieporównywalnie mniej „szkodliwe” od sprzedaży Rosji broni czy projektów takich jak NordStream 1 i 2. Jak inaczej odczytywać słowa Ilhana Kyuchyuka (Renew), który mówił podczas debaty, że „agresja Putina na Ukrainę ma nieprzewidziane konsekwencje – Marine Le Pen musi zniszczyć miliony ulotek na których widnieje wraz z Putinem” i podkreślał, że dla PE jest to „zwycięstwo”?

W dalszej części debaty, Paulo Rangel (PPE) mówił m.in., że „od dawna znane są powiązania Putina i jego reżimu z różnymi grupami w Europie: partie, jak partia Le Pen, separatyści, jak w Katalonii, ale także Brexit!”. Nawet pomimo faktu wycofania się ze stanowisk prorosyjskich przez Le Pen i Salviniego, to oni byli głównymi oskarżonymi. Jak „niewybaczalne” są dla prawicy takie kontakty wskazała Simona Bonafè (S&D): „teraz zjednoczyliśmy się w obliczu agresji Putina na Ukrainę, ale nie zawsze tak było (…) Salvini, Le Pen, chwalili Putina! Mieli koszulki z jego wizerunkiem, promowali jego projekt polityczny”. Także Daniel Freund (Verts/ALE) wskazał, że „przyjaciółmi Putina są Orban, Salvini i Le Pen”, zapominając o jakichkolwiek niemieckich nazwiskach. 

Włoska „Lega” odpowiada na zarzuty

Choć europoseł Marco Dreosto (w imieniu grupy ID) odpowiedział bardzo stanowczo na zarzuty wobec Salviniego i jego partii, oskarżenia o wspieranie Rosji nie ustały do końca debaty. Tymczasem Dreosto jasno wskazał, że „Lega ma swoje stanowisko: wspieramy NATO, bezwarunkowo potępiamy agresję rosyjską i wspieramy naród ukraiński”. Dalej wyjaśnił, że „Jeśli ktoś chce poddać nasze stanowisko strategiczne w wątpliwość tylko w powodu wewnętrznej polityki, szkodzi nie tylko partii Lega, ale też jedności w tych trudnych czasach. W doniesieniach dziennikarskich pojawiają się fałszywe oskarżenia wobec partii Lega – złożyliśmy skargę, a pieniądze, które wygramy w procesie przekażemy Ukrainie. To jest instrumentalizacja, nie można tego wykorzystywać dla spekulacji politycznych! Chcemy współpracować, nie można siać podziałów ani w polityce włoskiej ani europejskiej”.

Lewica na listach płac Kremla to sprawa tylko „krępująca”

Europoseł Ryszard Czarnecki (w imieniu grupy EKR) wyraził aprobatę dla działań PE, który potępia proputinowskie wypowiedzi polityków. Zaznaczył jednak, że potępienie to nie może być wyłącznie częścią rozgrywek politycznych, a taki obraz wyłonił się z dotychczas wygłoszonych w debacie przemówień. Poseł Czarnecki jako pierwszy przypomniał, że proputinowską politykę prowadzili nie tylko niektórzy politycy prawicowi, ale też lewicowi i niezależnie od afiliacji, wobec każdego z nich należy wskazać, że było to naganne i krytykować. Dalej postawił pytanie, na które nikt z obecnych do końca nie zdecydował się odpowiedzieć.

Pytanie tylko, kto robi większą szkodę? Czy [Salvini] wkładając, z głupoty, co nadal jest naganne, T-shirt z Putinem, czy [Niemcy], którzy przez lata inwestowali w NordStream i dzięki tym wysiłkom Rosja się wzmacnia?” – mówił polski deputowany.

Ryszard Czarnecki wspomniał też o rosyjskiej liście płac. „Rzecz wstydliwa, był na niej pan kanclerz Gerhard Schröder, była na nich minister spraw zagranicznych Austrii – dalej jest! Był kanclerz Austrii z jednej i drugiej opcji” – zaznaczył europoseł.

Wymieniwszy długą listę nazwisk zaapelował, by Unia potępiała wszystkich, którzy zawinili, bez wyjątków. W podobnym duchu wypowiedział się Nicolaus Fest (ID), który wyliczył niemieckich polityków opłacanych przez Kreml, a jako główną realizatorkę rosyjskiej polityki wskazał Angelę Merkel. Wezwał do rozliczenia europejskich polityków, którzy utrzymywali bliskie kontakty z Rosją. 

Co ciekawe, słowa Czarneckiego poparł europoseł Marek Belka (S&D), który – choć również zaczął od najpopularniejszych podczas tej debaty nazwisk Le Pen i Salviniego, to poparł i podziękował również za słowa europosła Dreosto, który wcześniej przedstawił, jakie jest prawdziwe stanowisko partii Lega w sprawie Rosji. Na uwagę zasługuje, że Marek Belka wyraził też niepokój działaniami proputinowskimi w środowiskach skrajnej lewicy. „Nie ma trzeciej drogi pomiędzy unijną demokracją a rosyjską tyranią” – dodał na zakończenie.

Do zarzutów o realizowanie moskiewskiej polityki i czerpanie z tego środków finansowych odniósł się w zasadzie wyłącznie Moritz Körner (Renew). „Krępujące i wstydliwe jest to, że także w mainstreamie politycznym są ci, którzy są lub byli na liście płac Putina” - powiedział. 

Jak wynika z pozostałych głosów – sympatie, współpraca i finansowanie „z Rosji” polityków opozycyjnych jest niedopuszczalne. Te same działania wobec polityków mainstreamowych są jedynie „krępujące i wstydliwe”. 

Warto zresztą odnotować, że tylko europosłowie Czarnecki, Fest oraz Körner wskazali na winę polityków głównego nurtu będących „u władzy”. W większości europosłowie formułowali zarzuty wobec „skrajnej prawicy”, gdzie jak mantrę powtarzali nazwiska Le Pen i Salviniego, a tylko niektórzy – próbując zachować pozory obiektywizmu - mgliście wspomnieli o potępieniu „skrajnej lewicy”, choć nikt nie wskazał ani jednego nazwiska z tej strony sceny politycznej.

Milan Uhrík (w imieniu posłów niezrzeszonych) podsumował dotychczasowe wystąpienia stwierdzeniem, że nie można mówić, że każdy, kto ma odmienne zdanie to ekstremista. Wskazał, że „dziś nietolerancyjni liberałowie uważają, że każdego można oskarżyć o ekstremizm”. Pytał także dlaczego PE nie chce rozmawiać w tym kontekście o znacznie bardziej niebezpiecznej „skrajnej lewicy”. Obserwacja kultury pracy PE jasno pokazuje, że UE ma duży problem z dopuszczaniem realnego pluralizmu poglądów. Zarówno w Parlamencie Europejskim, jak i podczas prac komisji, normą jest, że oponentów politycznych próbuje się dyskredytować poprzez piętnowanie.

UE wobec rosyjskiej propagandy

Europoseł Zdzisław Krasnodębski (ECR) zwrócił uwagę, że Polska wielokrotnie ostrzegała przed Rosją. Mimo tego zarówno lewica, prawica jak i partie centrowe – wszyscy w Europie ulegli temu co Putin im obiecał.

Jego słowa potwierdził Michal Šimečka (Renew), który zwrócił uwagę, że dopiero dziś państwa europejskie „zauważyły” szpiegowską działalność rosyjskich dyplomatów i dziennikarzy, którzy realizując interes Moskwy od lat polaryzowali europejskie społeczeństwa. Sytuację w mediach społecznościowych Radan Kanev (PPE) wprost nazwał „rosyjską hybrydową operacją wojskową”, a Assita Kanko (ECR) przypomniała, że wiadomo już, że także różne organizacje ekologiczne otrzymywały pieniądze z Rosji.

Trzeba przyznać, że w kwestii zwalczania propagandy rosyjskiej stanowisko PE jest zasadniczo jednolite, słuszne i… samokrytyczne. Juan Fernando López Aguilar (S&D) przyznał, że specjalna komisja ds. walki z dezinformacją ma jasne wnioski: trzeba wzmocnić cyberbezpieczństwo i walczyć z dezinformacją. Bo, jak wskazała na zakończenie Věra Jourová, UE nie doceniała potencjału propagandy rosyjskiej. Przyznała, że Unia ulegała tej propagandzie, a jako przykład wskazała przekaz Rosji, według którego to Ukraina prowokowała Rosję i przedstawiana była jako agresor. Jourová stwierdziła, że dziś wiemy, że było to przygotowanie gruntu do wojny. Zaapelowała o działania na rzecz niezależnych i silnych mediów, wzmocnienie kultury i edukacji – aby Europejczycy nie ulegali tak łatwo rosyjskiej propagandzie. 

Anna Kubacka – analityk Centrum Prawa Międzynarodowego Ordo Iuris

 

mp/ordo iuris