,,W katalogu zajęć dla nowego rządu po zapowiadanej rekonstrukcji nie może zabraknąć miejsca dla najbardziej zaognionego problemu naszej polityki zagranicznej, czyli relacji z Ukrainą'' - pisze Andrzej Talaga na łamach ,,Rzeczpospolitej''. I jak dodaje, to Polska powinna wykonać pojednawczy gest.


Zdaniem autora nie można traktować Ukrainy jak dojrzałego partnera, ale jak kraj, któremu trzeba pomóc, bo dopiero kształtuje swoją państwowość - i to w warunkach wojny z Rosją. Talag przypomina, że naród ukraiński ma w sensie politycznym krótką historię, sięgającą zaledwie XIX wieku. ,,Łatwo nam, Polakom, nawiązywać do naszej historii, Ukraińcy poniekąd muszą tworzyć swoją na nowo. Szukają wzoru, punktu odniesienia'' - tłumaczy autor.

,,Kozaczyzna jest zbyt odległa, poza tym nie była państwowotwórcza, zaś Ukraińska Republika Ludowa po pierwszej wojnie światowej okazała się za bardzo efemeryczna. To niedobór wzorów każe współczesnej Ukrainie sięgać po tradycję OUN-UPA, organizacji konsekwentnie broniących Ukraińców i dążących do budowy ich państwa'' - dodaje.


Talaga przyznaje, że Polacy mogą się na to oburzać. Ale to jeszcze nic, bo - jak wylicza - ,,wszyscy główni myśliciele kształtujący ukraińską myśl państwową zakładali włączenie do Ukrainy niektórych ziem dzisiejszej Polski''. To wszystko nie oznacza jednak, że mamy rezygnować ze strategicznej współpracy z Kijowem.


,,Nie możemy traktować tak samo dojrzałych państw kwitnących w poczuciu bezpieczeństwa i kraju, który dopiero się kształtuje w walce i jest realnie zagrożony wchłonięciem przez rosyjską strefę wpływów'' - pisze.


,,Możemy otwarcie mówić, że kult UPA jest nie do przyjęcia, nie możemy jednak uzależniać relacji z Kijowem od tego, czy będzie go kontynuować czy nie'' - dodaje.

mod/rzeczpospolita.pl