Damian Świerczewski, Fronda.pl: Stany Zjednoczone w ataku dronowym zgładziły ważnego dowódcę irańskich wojsk specjalnych, generała Kasema Sulejmaniego. Dlaczego właśnie on był celem USA?

Andrzej Talaga: Od pewnego czasu administracja prezydenta Donalda Trumpa oskarża Iran o to, że ten swoje interesy polityczne realizuje poprzez wspieranie różnego rodzaju szyickich, ale i sunnickich bojówek oraz organizacji na całym Bliskim Wschodzie. Chodzi tu przede wszystkim o Irak, Liban czy Jemen. Stany Zjednoczone twierdzą, że to destabilizuje Bliski Wschód i było jednym z powodów zerwania porozumienia nuklearnego z Iranem. Generał Sulejmani był natomiast swego rodzaju duchem sprawczym zaangażowania irańskiego we wspomnianych krajach. Był organizatorem milicji szyickich w Iraku, słynnych Sił Mobilizacji Ludowej. Sulejmani stał w zasadzie za wszystkimi działaniami, które Amerykanom bardzo nie pasowały. Cały paradoks polega jednak na tym, że w Iraku irański generał oraz wspomniane już, szyickie Siły Mobilizacji Ludowej, były jednym z głównych czynników, które doprowadziły do klęski Państwa Islamskiego. Amerykanie zabili zatem swojego taktycznego sojusznika. Stąd całe to zamieszanie.

Dlaczego właśnie te interesy zwyciężyły i USA postanowiły zaatakować?

Tego nie będziemy wiedzieć na pewno, musielibyśmy zapytać o tę kwestię samego Donalda Trumpa. Wydaje mi się jednak, że chodzi o eskalację sytuacji na Bliskim Wschodzie w ostatnim czasie. Dla Amerykanów śmierć czy zagrożenie życia ich żołnierzy jest po prostu powodem do karania tych, którzy się tego dopuszczają. Dlatego najpierw ukarano obozy treningowe szyickich milicji, z kolei prawdopodobnie po ataku na amerykańską ambasadę postanowiono zlikwidować dwóch dowódców (poza Sulejmanim zginął także główny dowódca wspomnianych milicji) odpowiedzialnych za ostatnie działania. Chyba właśnie to było tutaj decydujące jeśli chodzi o decyzję Amerykanów: skoro wy atakujecie ambasadę, to my zabijamy waszych przywódców. Wszystko jednak wskazuje na to, że było to przeskalowane, że decyzja była zbyt radykalna wobec czynu szyickich milicji. Nie wiemy, kto podjął decyzję o ataku, czy zapadła ona na wyższym, czy na niższym szczeblu. Sam atak na ambasadę zresztą też był eskalacją, to była odpowiedź na bombardowania Amerykanów. Podsumowując – wygląda na to, że mieliśmy po prostu do czynienia z ukaraniem za zaatakowanie USA. Takie rzeczy Ameryka traktuje bardzo poważnie i bardzo surowo, bez oglądania się na bieżącą politykę. Ta bowiem nakazywałaby jednak oszczędzenie obu dowódców. Tymczasem zdecydowała polityka karania za uderzenie w USA i dlatego doszło do egzekucji.

Iran zapowiada, że na ataki odpowie. To realna groźba, czy jednak nie zdecyduje się na eskalację konfliktu? Jakiej odpowiedzi można się ewentualnie spodziewać?

Gdyby nie było odpowiedzi, Iran straciłby bardzo mocno politycznie na Bliskim Wschodzie. Byłoby to pokazanie, że boi się Stanów Zjednoczonych, a Amerykanie mogą wpływać na politykę Iranu zabijając jego czołowych dowódców wojskowych. Musimy bowiem pamiętać, że generał Sulejmani nie był w żadnym wypadku czołowym dowódcą politycznym. Był dowódcą wojskowym, zresztą bardzo zdolnym. Odpowiedzi Iranu możemy się wobec tego zdecydowanie spodziewać. Nie sądzę jednak, że dojdzie do wojny na pełną skalę, do inwazji lądowej. Coś takiego nie będzie miało miejsca. Myślę, że może dojść do wymiany ciosów rakietowych, dronowych czy lotniczych. Co ciekawe, Iran rzeczywiście ma zdolności do uderzenia w obiekty amerykańskie, których w tym regionie jest całkiem sporo. Tuż przy Iranie, w Zatoce Perskiej, znajduje się aż siedem baz lotniczych, a także bazy lądowe USA, w które można uderzyć. Jest też w końcu główne dowództwo amerykańskie całego regionu w Katarze, które również znajduje się w zasięgu rakiet oraz dronów. Atak na rafinerie w Arabii Saudyjskiej w ubiegłym roku dowiódł, że taki symultaniczny atak dronowo-rakietowy, pomimo całkiem dobrego systemu obrony powietrznej w rafineriach, jest skuteczny. Podobnie może się stać w przypadku baz amerykańskich. One oczywiście są bardzo mocno chronione, ale jeśli zostaną naraz zaatakowane przez drony, rakiety balistyczne i rakiety manewrujące, to systemy mogą tego nie wytrzymać.

Dziś pojawiła się także informacja o wysłaniu przez Stany Zjednoczone między innymi sześciu bombowców B-52 na Bliski Wschód. Wcześniej USA straszyły, że jeśli Iran zdecyduje się na odwet, Stany Zjednoczone również uderzą. Skierowanie bombowców w ten rejon to danie sygnału: nie żartujemy?

Dokładnie tak należy odczytywać ten ruch Stanów Zjednoczonych – jeśli Irańczycy uderzą, to odpowiedź Amerykanów będzie potężna i będzie to odpowiedź rakietowo-lotnicza. Być może również siły specjalne odegrają jakieś działania. Spodziewam się wówczas przede wszystkim bombardowania bardzo wielu obiektów. Amerykanie mówią o 52 celach w Iranie, jednak może być ich znacznie więcej, a liczba podana została jedynie dla zmylenia przeciwnika. Dość niepokojące są natomiast głosy na temat tego, że celami będą nie tylko obiekty militarne czy gospodarcze jak elektrownie czy rafinerie, ale także obiekty kultury. Mam jednak nadzieję, że nic takiego się nie wydarzy i chodzi jedynie o postraszenie Iranu, bo to byłoby już zdecydowanie przesadą. Jedno jest pewne – ewentualna odpowiedź USA będzie potężna.

Jak ta odpowiedź może wyglądać?

Amerykanie są zdolni do przeprowadzenia tego typu operacji, wystarczy przypomnieć wojnę z Jugosławią z 1992 roku i 2 tygodnie nieustannych bombardowań, które rzuciły to państwo na kolana i zmusiły do wycofania się z Kosowa. Siły lądowe weszły dopiero, gdy było już po wszystkim. W przypadku Iranu może być podobnie. Może nie tyle jeśli chodzi o dwa tygodnie bombardowań, ale jeśli hipotetycznie Iran zdecyduje się na odpalenie np. kilkuset pocisków wycelowanych w amerykańskie obiekty, to odpowiedź USA będzie miażdżąca. Zniszczonych może zostać wiele irańskich baz wojskowych, obozy treningowe szyickich milicji, czy wręcz centra dowodzenia w Iranie oraz poligony, na których zgromadzone są rakiety. Odpowiedź USA może zatem zdecydowanie zrobić wrażenie.

Pojawiają się też komentarze, że decyzja prezydenta Donalda Trumpa obliczona jest bardziej na użytek wewnętrzny, mam tu na myśli między innymi procedurę impeachmentu. Czy rzeczywiście ten temat mógł mieć wpływ na decyzję prezydenta USA?

Oczywiście można snuć najróżniejsze teorie, jednak z całą pewnością jeśli wybuchnie wojna, lub będzie ona wisiała na włosku, co wymagać będzie koncentracji na tym temacie całej klasy politycznej, wówczas dużo trudniej będzie prowadzić procedurę impeachmentu. Demokraci już teraz podnoszą kwestię nieadekwatności odpowiedzi, o której wspominałem wcześniej. Ukarano de facto cały ruch szyicki w Iranie, co było naprawdę mocną odpowiedzią na to, co się stało. Rzeczywiście coś może być na rzeczy – mocna odpowiedź w Iranie spowodować może przyciszenie sporów wewnętrznych. Czy taka była motywacja Donalda Trumpa? Wydaje mi się, że nie. To prezydent-rewolwerowiec: wy zabijacie naszych, my zabijamy was. Czyni tak jak mówi, w tym względzie w przeciwieństwie do innych polityków jest uczciwy.