"IPN sprawdził w aktach służb, na wniosek Rosjan, przeszłość trzech pokoleń rodzin pilotów Tupolewa” - informuje dziś "Rzeczpospolita". W komentarzu redakcyjnym Piotr Zaremba zauważa, że możemy mieć do czynienia z dwiema możliwościami rozwoju tej zaskakującej sytuacji. „W wersji light wniosek do IPN, by sprawdzić, czy na przykład dziadkowie polskich pilotów nie byli tajnymi współpracownikami komunistycznych służb, to kolejna recepta na to, aby gmatwać i przedłużać śledztwo. Choćby po to, aby go nie zamykać i nie wydawać Polsce niczego. Albo ślad zwykłej głupoty prokuratorskich biurokratów. W wersji hard to ślad jakiegoś niejasnego zamysłu, aby pilotów w coś uwikłać. Pamiętamy, co inni rosyjscy biurokraci, ci z MAK, próbowali zrobić niedawno z generałem Błasikiem. I jak zdołali narzucić swoją narrację Europie”- zauważa publicysta.


Niestety nasi „przyjaciele” ze wschodu są na tyle nieobliczalni, że trudno przewidzieć, który ze scenariuszy się sprawdzi. Jedno jest jednak pewne: skorzystają na nim Rosjanie. Jeżeli chodzi o przedłużanie śledztwa i nie wydawanie wraku NASZEGO samolotu, to można się spodziewać, że w niedługim czasie będziemy świadkami jeszcze większej liczby podobnych zabiegów. Rosjanie od miesięcy śmieją się w twarz leżącemu przed nimi plackiem premiera, który przypomina coraz mocniej Fredo Corleone z nieśmiertelnego „Ojca Chrzestnego” czyli słabego, zakompleksionego i krzykliwego faceta, który domaga się nienależnego „szacunku”. Niestety może sprawdzić się drugi wariant czyli opluwanie pilotów. Mieliśmy już z tym do czynienia od początku tego, pożal się Boże, śledztwa, gdy nawet polskie media powtarzały brednie (wciąż nie wiadomo skąd miały te informacje) o lądowaniu debeściaków i słowach, że „ktoś zabije pilotów” jak nie wylądują. Pamiętamy, że kapitan Arkadiusz Protasiuk miał również nie znać rosyjskiego ( teza storpedowana przez fakty i opinie kolegów pilotów) i być „podatnym na stres”. Naprawdę nie powinniśmy być zdziwieni jak dowiemy się, że przodkowie Protasiuka tak bardzo nienawidzili Rosji, że ten postanowił zabawić się w kamikadze by robić zamach na smoleńską brzozę. 


„W historii Polski tego typu działania przeszły do historii zdrady narodowej, tylko ludzie opętani nienawiścią do własnego państwa, pogardą do swoich oponentów, pozbawieni naturalnego szacunku do ojczyzny, w której żyją tu i teraz, dzisiaj, są gotowi wnosić projekt uchwały, adres do władz Federacji Rosyjskiej, adres do Dumy, adres do cara, po to, by stwierdzić, że państwo polskie źle działa"- mówił wczoraj w Sejmie Donald Tusk. „Tak to prawda. Rosja nie postępuje w sprawie śledztwa smoleńskiego tak, jak my byśmy sobie tego życzyli. Widzimy to każdego dnia”- dodał premier, który do niedawna przekonywał, że współpraca z Rosjanami układa się znakomicie. I co teraz? Nic. Część polskich publicystów już przekonuje, że to wszystko wina Polski bo ujawniła w pewnym momencie fakty ze śledztwa i od tego czasu Rosjanie nie zachowują się perfekcyjnie. Ta ślina przez długi czas będzie nazywana deszczem. I winę za to ponoszą ci, którzy oddali śledztwo w ręce putinowskiego reżimu.


Łukasz Adamski