Kamala Harris oficjalnie zastąpiła Joe Bidena jako kandydatka Demokratów na prezydenta USA. Nominacja została potwierdzona podczas wirtualnego głosowania wewnątrz partii, co było formalnością, zważywszy na poparcie, jakiego udzielił jej Biden. Harris przyjmie nominację na Demokratycznej Konwencji Narodowej pod koniec miesiąca.
W mediach społecznościowych ponownie pojawiło się nagranie z 2017 roku, w którym Harris nawołuje do bycia „woke”. Termin ten, pierwotnie oznaczający wrażliwość na nierówności społeczne, nabrał z czasem pejoratywnego znaczenia, kojarzonego z poparciem dla idei LGBT, masowej migracji i progresywnych poglądów lewicowych.
„Musimy być woke. Każdy musi być woke. Możemy rozmawiać o tym, czy ktoś jest bardziej woke, czy najbardziej woke, ale musisz być bardziej woke niż mniej,” mówiła Harris.
Krytycy Harris, w tym wielu konserwatystów, wskazują na jej skupianie się na ideologii zamiast na rzeczywistych problemach. James Lindsay, znany konserwatywny autor, określił ją jako „komunistyczną funkcjonariuszkę”. Internauci podkreślają brak merytorycznych postulatów w kampanii Harris i wytykają jej skupianie się na kwestiach obyczajowych.
Donald Trump nie omieszkał skomentować sytuacji, mówiąc: „Wiecie, co znaczy woke? To znaczy, że jest się frajerem. Wszystko, co jest woke, obraca się w gów…”. Jego komentarz szybko zyskał popularność w sieci, gdzie użytkownicy zestawiali wypowiedzi Harris i Trumpa, podkreślając rażący kontrast między kandydatami.
W mediach społecznościowych pojawiły się również głosy krytykujące brak aktywności Harris po nominacji. Internauci zwracają uwagę na brak wywiadów, konferencji prasowych i wydarzeń medialnych bez scenariusza, co określają jako strategię „piwniczną”.