Stanowski udostępnił w mediach społecznościowych odcinek prowadzonego przez siebie programu „Hejt Park" ze stycznia tego roku, którego gościem był wówczas po raz ostatni Andrzej Iwan.

Dziennikarz przyznał, że tamten program był dla niego „strasznie dziwny”. „Prowadziłem go wiedząc, że Andrzej w ciągu kilku dni ma zamiar się zabić, ale obiecałem mu, że pozostanie to sekretem. Miałem tam moment rozklejenia, a raz przy tym temacie uciekłem w sztuczny uśmiech” - wspomina Stanowski.

Były reprezentant Polski otrzymał wówczas od telefonujących do studia widzów i kibiców bardzo wiele słów wsparcia w jego zmaganiach oraz oznak sympatii i szacunku.

Szczególnie przejmująca była końcówka programu, w której Andrzej Iwan przyznał, że nie wierzy już, że cokolwiek zdoła jeszcze przywrócić nadzieję w jego życiu, a Stanowski starał się przekonywać, że drugie, uwspółcześnione wydanie biografii Iwana - „Spalony”, która spotkała się z tak entuzjastycznym przyjęciem środowiska sportowego w Polsce, takim zastrzykiem nadziei dla byłego piłkarza znów może się stać.

W takim razie „bardzo szybko, proszę” - skomentował legendarny zawodnik Wisły Kraków, a ewidentnie poruszony dziennikarz obiecywał, że zrobi, co w jego mocy, by książka ukazała się jak najszybciej.

„Mam problem z Twoją śmiercią, Andrzeju. W zasadzie z każdą mam problem, ale ta Twoja jest inna niż pozostałe i nie wiem, jak się za nią zabrać. Wpuściłeś mnie w najgłębsze zakamarki swojej duszy, a jednak nigdy Cię w tej kwestii nie rozgryzłem. Byłeś najbardziej szczerą osobą, jaką w życiu poznałem i kiedy bez ogródek mówiłeś mi, że chcesz umrzeć, że o niczym tak bardzo nie marzysz, kiedy nawet ci powieka nie drgała, gdy o tym opowiadałeś” - napisał wczoraj w tekście na portalu „Weszło’ wspominając Andrzeja Iwana Krzysztof Stanowski.

W epilogu do drugiego wydania „Spalonego” natrafiamy natomiast na następujący fragment:

„Andrzej jeździ rollercoasterem i zabiera mnie jako pasażera, nawet jeśli nie mam na to ochoty.

– Czytałem, że podpisywanie książek dopiero pod koniec marca? – zapytał mnie jednego dnia.

– Tak.

– Ale mnie załatwiłeś. Muszę na to zaczekać, bo to sprawa honoru.

Inny dzień, inna rozmowa.

– Andrzej, zarobiłeś na tym wydaniu bardzo dużo pieniędzy. Boję się ci je dać, bo nie tylko przepuścisz, ale możesz też wpaść w kolejne kłopoty.

– Nie możesz mi ich dać.

– Chciałbym je zdeponować na przykład u notariusza, który będzie ci wypłacał comiesięczną pensję w wysokości, jaką ustalimy.

– Przestań, przecież znasz moje plany… Po prostu dasz je Basi [żona Andrzeja Iwana - red.]”.