Podczas rozmowy na kanale YouTube zurnalista.pl, Dominik Tarczyński oznajmił, że w dzieciństwie zapowiadał się na księdza.
„Były objawy, że mogę iść w taką uduchowioną stronę” – powiedział poseł do Parlamentu Europejskiego.
„Byłem bardzo bardzo chory jako dziecko. Było zagrożenie życia. I moja mama odmówiła modlitwę, zwracając się do Boga: Daj mu życie, a później go weź; w sensie niech będzie księdzem itd. – relacjonował Tarczyński.
„I wszyscy myśleli, że tak będzie, bo ja faktycznie szedłem w taką stronę i przez dłuższy czas myślałem o tym” - mówił urodzony w Lublinie polityk.
„Ale trzeba mieć powołanie, a ja go nie mam, po prostu” - stwierdził ze śmiechem Tarczyński, dodając, że kapłaństwo „to nie jest zawód, trzeba mieć powołanie”.
Odnosząc się do kwestii wojny za naszą wschodnią granicą, Dominik Tarczyński wyraził przekonanie, że nowy prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump, którego wspierał podczas kampanii wyborczej w USA - już w kilka miesięcy po objęciu urzędu głowy państwa doprowadzi do zakończenia wojny na Ukrainie.
„W maju, czerwcu będzie po wszystkim” – twierdzi europarlamentarzysta.
W kontekście polskiej sceny politycznej Tarczyński w bardzo ciepłych słowach wypowiadał się o jednym z liderów Konfederacji Krzysztofie Bosaku.
„Bardzo cenię Krzyśka Bosaka, to wyjątkowa postać i bardzo zdolny polityk. Uważam, że jest ogromna przyszłość przed nim i myślę, że bardzo dobrze by mi się z nim współpracowało i służyło Polsce. To jest bardzo inteligentny i bardzo wyważony gość. Uważam, że absolutnie nie przyniósłby wstydu na najwyższych urzędach w Polsce. Jest wyjątkowo zdolnym człowiekiem, wytrawnym, doświadczonym politykiem i wróżę mu ogromną przyszłość i mam nadzieję, że będziemy kiedyś współpracować razem czy to w ramach koalicji czy jakiejś innej formuły. Krzysiek jest absolutnym topem” – zachwalał wicemarszałka Sejmu z Konfederacji Dominik Tarczyński.
Polityk PiS przyznał, również, że jego celem, który chciałby osiągnąć jest sięgnięcie za 10 lat po prezydenturę naszego kraju.
Tarczyński powiedział, że był brany pod uwagę jako kandydat do startu już w tegorocznych wyborach prezydenckich, ale jego szanse pogrzebać miała jego sytuacja osobista.
„Nie mam żony, to był zarzut” - tłumaczył eurodeputowany PiS.
Jak przekonywał Dominik Tarczyński, pomimo że jeszcze jakieś pół roku temu padały pod jego adresem sugestie, by pomógł sobie w karierze politycznej znajdując żonę, to jednak, jak oznajmił - „organizowanie sobie żony” i „branie sakramentu małżeństwa ze względu na politykę nie wchodziło w grę.