– Codziennie jesteśmy ostrzeliwani – mówi Noor Al-Shana. – Nawet wyjście po wodę czy jedzenie może skończyć się śmiercią. To nie jest życie. To koszmar.
W zrujnowanej Gazie każdy dzień to walka o przetrwanie. Pomoc humanitarna nie dociera do wszystkich. Zrzuty żywności często lądują na zniszczonych domach lub w strefach kontrolowanych przez izraelskie wojsko, gdzie cywile nie mają do nich dostępu. – Gdy zrzut spada na ziemię, ludzie rzucają się, by zdobyć cokolwiek – opowiada dziennikarka. – Walczą o puszki, o mleko, o życie.
Najbardziej szokujący fragment relacji Noor Al-Shany dotyczy punktów rozdawania pomocy. – Tysiące ludzi czeka na żywność. Panuje chaos, tłok, ludzie się tratują. A tam są też snajperzy – mówi. – Mierzą do wszystkich: kobiet, dzieci, mężczyzn. Celują do głodnych.
Ten obraz to jawne oskarżenie pod adresem Izraela o łamanie podstawowych praw człowieka. Zdaniem Al-Shany, sytuacja wymaga natychmiastowej reakcji społeczności międzynarodowej.
Dziennikarka szczególnie mocno angażuje się w pomoc sierotom – dzieciom, które straciły rodziców w wyniku działań wojennych. – Te dzieci nie mają dzieciństwa. Nie znają normalnego życia. Staram się otaczać je opieką, prowadzić zajęcia, być dla nich wsparciem – mówi.
Relacja Noor Al-Shany zbiega się z wizytą Steve’a Witkoffa – specjalnego wysłannika prezydenta Donalda Trumpa – który odwiedził Tel Awiw oraz punkt dystrybucji pomocy na terenie Strefy Gazy. – Ta wizyta wzbudziła złość – relacjonuje Al-Shana. – Mieszkańcy nie uwierzyli, że coś się zmieni. Nadal trwa ostrzał, nadal nie ma jedzenia.
Na koniec rozmowy dziennikarka kieruje poruszający apel: – Chcielibyśmy zawieszenia ognia. Chcemy normalnego życia. Nie chcemy więcej cierpieć z głodu i lęku. Chcemy, żeby świat nas usłyszał. Żeby w końcu uznał nasze państwo i dostrzegł ludobójstwo, które tu trwa.