Kolejne tygodnie przyniosły wydarzenia i informacje potwierdzające oceny formułowane przez analityków, którzy reprezentowali podobny do mojego pogląd. Jedyne co może zaskoczyło, to większe tempro wchodzenia Chin w kryzys niż mogło się to wydawać.

Wydarzenia ostatnich dni wokół Tajwanu zdają się potwierdzać, że w Chinach toczy się "Wielka gra", a na stole leży los przewodniczącego Xî. Najpierw przyjrzyjmy się temu, co nas czeka w najbliższym czasie.

W listopadzie 2022 roku Xî będzie musiał odnowić swój mandat jako lidera partii komunistycznej. A w marcu 2023 roku, podobny bój czeka go o stanowisko przewodniczącego ChRL. W obu przypadkach walczy on o trzecie kadencje (rozpoczął swe rządy odpowiednio w 2012 i 2013 roku). Głównym celem tych rządów, było zafundowanie Chińczykom "Chinese dream". Była to kopia "American Dream", a celem tej strategii, było radykalne podniesienie poziomu życia wszystkich Chińczyków.

Choć Xî dokonał największej od czasów Mao koncentracji władzy i wyeliminował do końca 2018 niemal wszystkich swoich przeciwników, żaden z celów określonych w chińskim marzeniu, nie został osiągnięty. I to jest dzisiaj podstawowy fakt, który określa nastroje społeczne w kraju, ale stał się też głównym paliwem dla wszystkich sił, mających dość twardych rządów Xî. A jest ich nie mało.

Mając świadomość tej sytuacji, lepiej zrozumieć wydarzenia ostatnich dwóch lat. Najpierw sprawa "wirusa z Wuhan", która w rozgrywce wewnętrznej skończyła wyeliminowaniem najsilniejszej frakcji kontestującej rządy Xî - grupy Wuhan. Z kolei rosnące problemy z nieuporządkowanym wychodzeniem z pandemicznego chaosu, które skutkowały zastanawiającym, nieuporządkowanym stawianiem na nogi gospodarki. Następnie potężny kryzys na rynku deweloperskim, upadek Evergrande i zadziwiająca pasywność rządu w stawianiu czoła rozlewającym się problemom finansowym. Dalej doszedł kryzys energetyczny, który sparaliżował znaczną część chińskiej gospodarki (to owe prawdziwe powody załamania się łańcucha dostaw), a ostatnio również zastanawiające, punktowe wybuchy epidemii, które potęgują chaos i dezorganizację całego państwa.

Ktoś mógłby powiedzieć, że to przypadkowa koincydencja różnych zjawisk, ale kto inny mógłby to zinterpretować jako dobrze zaplanowaną, długofalową akcję osłabiania pozycji Xî. Jest oczywiste, że tym wydarzeniom towarzyszy gwałtowny spadek nastrojów społecznych, zwłaszcza w kontekście nadziei, jakie towarzyszyły obietnicom Chinese Dream.

W istocie, przewodniczący Xî ma w tej chwili puste ręce i z takimi staje w obliczu walki o reelekcję.

Jeśli na ten schemat nałożymy poczynania Xî na arenie międzynarodowej, to widać wyraźnie że stosując starą szkołę rosyjską, usiłował on powetować straty wewnętrzne sukcesami zewnętrznymi. Temu służyło ostentacyjne upokarzanie Bidena, Blinkena i w ogóle Ameryki w pierwszym półroczu 2021 roku. Po upadku Kabulu, Xî uznał, że przy pomocy Rosji doprowadzi do załamania pozycji USA w krótkiej perspektywie. W istocie zachęcał więc Putina do agresywnej polityki licząc na to, że spektakularne zniszczenie Ukrainy będzie takim wstrząsem dla pozycji USA, że niejako w pakiecie ChRL odzyskają bez większych problemów kontrolę nad Tajwanem. Kto nie wierzy w ten scenariusz, niech uważnie prześledzi zachowanie Chińczyków na przełomie 22/23.

Kompromitacja Rosji na Ukrainie była dla Xî potężnym wstrząsem. Nie było ewidentnie planu rezerwowego, więc trzeba było szybko znaleźć przestrzeń, gdzie można byłoby uzyskać jakiś sukces. Chińczycy zatem - pozornie popierając Putina - wykorzystali izolację Moskwy do jeszcze silniejszego jej uzależnienia ekonomicznego od siebie. Po drugie rozpoczęli gwałtowną ofensywę w Azji Środkowej, aby wypchnąć stamtąd Rosję i zająć jej miejsce. To co się dzieje w Kazachstanie, jest najlepszym tego dowodem.

Do gry jednak weszli kontrofensywnie Amerykanie. Tajwańska eskapada Pelosi, była rzuceniem wyzwania Xî i w istocie rzeczy sygnałem dla opozycji wewnętrznej, że będzie ona mogła liczyć na ich wsparcie w osłabianiu przewodniczącego. Taki jest w moim przekonaniu istotny sens wydarzeń ostatnich dni.

Czy z tego będzie wojna?

Racjonalnie rzecz ujmując - NIE. Z wielu powodów. Chińczycy rzadko w swej historii inicjowali wojny, a ostatnia którą toczyli, skończyła się ich spektakularną klapą (wojna z osłabionym 30-letnią wojną Wietnamem).

Chińczycy mają też świadomość swojej militarnej słabości. Posługują się sprzętem generalnie gorszym niż Rosjanie, a musieliby stawić czoła przeciwnikom, przy których Ukraina to - z przeproszeniem - pikuś. Wniosek jest jeden - lepiej nie próbować.

Taka wojna byłaby też tak wielkim ciosem dla chińskiej gospodarki, że straty trzeba byłoby odrabiać przez długi czas.

Wreszcie przeciętny Chińczyk nie ma dziś motywacji do szafowania swoim życiem w imię realizacji ambicji przywódcy, który go okłamał.

Ale racjonalnie rzecz ujmując, Rosji atak zbrojny na Ukrainę też się nie opłacał (co dzisiaj widać). Jednak w imię innych - irracjonalnych celów - poszli tą ścieżką.

Jaką ścieżką pójdzie Xî? Czeka nas naprawdę bardzo trudny czas i poważne wyzwanie. Bowiem niezależnie od tego, czy dojdzie do działań zbrojnych, wojna na Dalekim Wschodzie i nie tylko, toczyć się będzie w wielu innych wymiarach. Naszą rzeczą jest, aby wyciągnąć z tego starcia jak najwięcej dla Polski. Aby ten konflikt toczył się daleko od nas i abyśmy my mogli - może pierwszy raz w historii - na nim zyskiwać.