Oficjalnie powodem spotkania miało być posiedzenie centralnego kursu metodyczno-szkoleniowego najwyższej kadry dowódczej sił zbrojnych RP. Na spotkanie przybyli szef sztabu WP gen. Tadeusz Pilecki, ówczesny minister obrony narodowej admirał Piotr Kołodziejczyk oraz dowódcy rodzajów sił zbrojnych i okręgów wojskowych: generałowie Edmund Bołociuch, Zbigniew Zalewski, Leon Komornicki, Jerzy Gotowała, Romuald Waga, Janusz Ornatowski, Tadeusz Bazydło, Julian Lewiński i Zenon Bryk. Obecny był też biskup polowy Wojska Polskiego generał Sławoj Leszek Głódź.
Generałów zaskoczył przyjazd prezydenta Lecha Wałęsy, któremu towarzyszył szef jego gabinetu wszechwładny wówczas minister Mieczysław Wachowski. Prezydent znów ku zaskoczeniu części generałów przejął rolę prowadzącego obrady. Na początku spotkania poprosił generałów o szczere wypowiedzi na temat aktualnej sytuacji w wojsku. Obecny na spotkaniu minister obrony Kołodziejczyk z zaskoczeniem obserwował, że kolejni generałowie w swoich wypowiedziach zaczęli obwiniać za niedomagania wojska kierownictwo MON a w paru wypadkach osobiście ministra Kołodziejczyka.
Potem wydarzenia nabrały tempa.
Prezydent Wałęsa ogłosił, że jest do głębi poruszony sytuacją w wojsku i wyraźnie zadeklarował, że popiera dowódców deklarujących zły stan sił zbrojnych. I wtedy nieoczekiwanie inicjatywę podjął szef Sztabu Generalnego generał Tadeusz Wilecki, który zaproponował, aby od razu podjąć decyzje personalne. Wilecki wyraźnie „podrzucił piłkę” Wałęsie, który zaproponował by zarządzić głosowanie kto jest za ministrem a kto przeciw. Żaden regulamin wojskowy nie przewidywał takiej dziwacznej formy swoistego votum zaufania dla szefa MON.
Polska, która starała się wówczas o wejście do NATO dopiero wdrażała przyjmowanie zasady ścisłego rozdziału podległości ministra obrony czynnikom politycznym i rozdzielenia kontroli politycznej nad wojskiem od kompetencji generałów, którzy w żadnym wypadku nie mogli decydować kto jest szefem resortu.
Sprawę komplikowała bardzo ostra już wówczas rywalizacja między prezydentem Wałęsą a rządem koalicji SdRP-PSL o władzę nad wojskiem. Wałęsa starał się tej władzy zagarnąć jak najwięcej. Wspierał go w tej polityce Mieczysław Wachowski, który na polecenie prezydenta zapraszał do Belwederu rozmaitych dowódców tworząc wśród nich swoistą partię prezydencką. Osobą, na którą stawiał Wałęsa był w tym czasie generał Tadeusz Wilecki, który coraz częściej zaczynał konsultować się z Wałęsą i Wachowskim poza plecami nominalnego ministra obrony Kołodziejczyka. Aby sytuacja była jeszcze bardziej skomplikowana minister Kołodziejczyk był niegdyś człowiekiem zaufania Wałęsy. Ale gdy władzę przejęli postkomuniści we wrześniu 1993 roku powoli zaczął się znów orientować na koalicję PSL-SdRP. W głosowaniu większość generałów opowiedziało się przeciwko ministrowi, a tylko dwóch z nich wstrzymało się od głosu. Wilecki triumfował. Dawał do zrozumienia, że to on zastąpi z nadania prezydenta ministra Kołodziejczyka.
Informacje o tym przedziwnym głosowaniu, które zyskało potoczną nazwę „obiadu drawskiego” szybko dotarła do premiera Waldemara Pawlaka z PSL i dwóch wicepremierów formacji postkomunistów: Marka Borowskiego i Włodzimierza Cimoszewicza. Dodatkowo minister Piotr Kołodziejczyk powiadomił o tym swoistym mini zamachu stanu swoich przełożonych. Informacja ta zaniepokoiła nie tylko członków rządu, ale tak np. polityków ówczesnej Unii Demokratycznej, którzy również z niepokojem obserwowali od dłuższego czasu próby zdominowania wojska przez prezydenta Lecha Wałęsę. Krążyły wtedy też informacje o zamiarach Wałęsy tworzenia specjalnej nowej formacji quasi-wojskowej pod nazwą Gwardia Narodowa. Było więc jasne, że albo dojdzie do ostrej reakcji na intrygę Wałęsy albo rząd zacznie tracić kontrolę nad wojskiem. Najbardziej zaniepokojeni politycy zaczęli nawet mówić o groźbie zamachu stanu w wyniku którego Wałęsa mógłby rządzić bez udziału rządu i parlamentu.
Do przesilenia doszło w trakcie posiedzenia Sejmowej Komisji obrony Narodowej 12 października 1994 roku. Obecny minister obrony Piotr Kołodziejczyk oskarżył prezydenta Wałęsę i szefa sztabu generała Tadeusza Wileckiego o próbę złamania konstytucji i działanie na rzecz nielegalnego odwołania ze stanowiska szefa MON-u. Doszło do przesilenia politycznego, które zakończyło się dość kulawym kompromisem. Pod wpływem nacisków Wałęsy premier Waldemar Pawlak odwołał ministra Piotra Kołodziejczyka. Z drugiej strony premier zdecydowanie odrzucił możliwość urządzania głosowań na wzór tego co działo się w Drawsku. Jako kompromisowego następcę Kołodziejczyka Pawlak mianował Janusza Onyszkiewicza z Unii Demokratycznej., Miał być on neutralnym kandydatem, który z jednej strony dawał koalicji SdRP-PSL gwarancje nieulegania naciskom Wałęsy, a z drugiej strony był do zaakceptowania przez głowę państwa.
Sprawa obiadu drawskiego najbardziej przeraziła polskich dyplomatów zaangażowanych w negocjacje na temat wejścia Polski do NATO. Naruszenie zasady cywilnej kontroli politycznej nad wojskiem mogło zniweczyć polskie starania wejścia do paktu. Przez kolejne tygodnie dziennikarzy poruszała sprawa taśm z nagraniem obiadu, która krążyła wśród polityków na najwyższym szczeblu. Kaseta która formalnie była w gestii szefa zarządu kontrwywiadu komandora Grzegorza Głowackiego zniknęła w do dziś nieustalonych okolicznościach.
Cała sprawa obiadu drawskiego była ostrzeżeniem przed coraz bardziej autorytarnymi ambicjami Lecha Wałęsy, który dążył do uzyskania pełnej władzy nad państwem.
Piotr Semka