Szerzej o problemach związanych z próbami zmiany nazwy oraz płynącymi z tego konsekwencjami pisałem TUTAJ. W tym miejscu aby powtórzę, że „Turnicki Park Narodowy” istnieje na szczęście – i oby tak pozostało – jedynie w alternatywnej rzeczywistości. W marcu 2008 roku zostało powołane Stowarzyszenie na rzecz Turnickiego Parku Narodowego. Kuriozalne działania tej organizacji są wspierane przez niektórych polityków lewicy, Inicjatywę Dzikie Karpaty, a także dr. Antoniego Kostkę, który... posiada teczkę paszportową w IPN.

Całe to towarzystwo oraz takie media jak „Gazeta Wyborcza” czy OKO.press zarzucają Lasom Państwowym, że nadmiernie eksploatują Puszczę Karpacką. O tym, z jakimi konfabulacjami mamy do czynienia, świadczą chociażby oficjalne dane statystyczne, z których jasno wynika, że lasy na tych terenach w 1946 roku stanowiły zaledwie 36% powierzchni całkowitej Nadleśnictwa, a w roku 2018 – aż 62%. Krótko mówiąc, Lasy Państwowe włożyły i wkładają nadal mnóstwo pracy w zalesianie tych terenów oraz ich prawidłową eksploatację.

Warto też dodać, co „ekolodzy” całkowicie przemilczają, że około 1500 ha lasów Pogórza Przemyskiego, które obejmują stary drzewostan, znajduje się już od pod ochroną. Jeśli chodzi natomiast o wycinkę drzew, to jest ona prowadzona, ale w lasach gospodarczych do tego przeznaczonych. W Nadleśnictwie Bircza dla przykładu średni wiek drzewostanu w ciągu ostatnich 50 lat zwiększył się z 69 do aż 87 lat. Mówiąc wprost, lasów na tym terenie PRZYBYWA. Tak więc i te argumenty „ekologów” są całkowicie wyssane z palca.

Dr Antoni Kostka a teczka w IPN

Przechodząc do nowego wątku w sprawie, pojawia się wspomniana już osoba dr. Antoniego Kostki, który w 1985 roku ukończył geologię na Uniwersytecie Jagiellońskim, a doktoryzował się z paleontologii.

– „W PRL pracował w PAN w Zakładzie Geologii. Miał dość spokojne życie. W aktach z zasobów IPN znajduje się enigmatyczne pismo z roku 1999, kiedy wiceminister Spraw Wewnętrznych i Administracji, Bogdan Borusewicz, »wyraził zgodę na udostępnienie Sądowi Rejonowemu w Krakowie – Krowodrzy Wydział II Karny uwierzytelnionych kserokopii paszportu służbowego Antoniego KOSTKI (…)«” – czytamy na portalu zyciestolicy.com.pl.

Paszport następnie przekazano Małopolskiemu Komendantowi Wojewódzkiemu Policji. Nie ma tam jednak informacji, jakiej sprawy to dotyczyło. Warto tu wspomnieć o jednym incydencie młodego jeszcze Kostki, który w trakcie pobytu w Wiedniu w 1978 roku ukradł w jednym ze sklepów trzy kasety magnetofonowe (wyjazd do Austrii był nagrodą w olimpiadzie geograficznej). Został tam ujęty i zatrzymany na kilkanaście godzin przez austriacką policję, a do tego czynu musiał się przyznać już po powrocie do Polski.

– „Kostka już w latach 80. podróżował po świecie i referował o szkodliwym wpływie człowieka na środowisko. Trzeba przyznać, że jak mało który ekolog, Kostka zawsze wierny był swoim poglądom prośrodowiskowym, nawet, jeśli te przez wielu naukowców (m.in. leśników) uważane są za herezje pozbawione wiedzy” – pisze Robert Wyrostkiewicz na portalu "Życie Stolicy".

Jak czytamy dalej, po upadku komunizmu w naszym kraju Kostka „objawił się w Polsce jako biznesmen i milioner” i jako już „zamożny filantrop” miał się poświęcić „działaniom prośrodowiskowym”, a jego głównym obszarem „poświęcenia” na być wspomniana już próba zmiany Puszczy Karpackiej w „Turnicki Park Narodowy”. W tym właśnie celu założył w Przemyślu Fundację Dziedzictwo Przyrodnicze.

Z Kostką ukazał się wywiad pt. „Milioner, który dla Puszczy Karpackiej porzucił biznes”, w którym powiedział m.in., że przed zajęciem się „działalnością ekologiczną” planował przez kilka lat wcześniej „wycofanie się z biznesu”. Miało to być dla niego szczególnie trudne, ponieważ firma przez niego prowadzona Quadrum Foods „bardzo dobrze prosperowała”.

Jak wspomina Kostka, umiejętności biznesowe oraz pierwsze 5 tys. dolarów przywiózł z USA w latach 90. Pierwsze pieniądze miał zainwestować wspólnie z kolegami w zakup „kontenera bananów w Holandii”. Warto przy tym zapytać, czy w czasach głębokiego PRL-u nie każdy mół sobie tak po prostu robić bizesy z zagranicą i tak często wyjeżdżać do krajów "zgniłego kapitalizmu"?

– „Z czasem były kolejny kontenery, kolejne owoce, i tak to się rozkręcało. Przełomowym momentem było, gdy holenderski dostawca wysłał nam naraz 4 kontenery, a w kolejnych miesiącach zaczęliśmy kupować też owoce z Turcji i Grecji” – opowiada dr Kostka dla portalu biznesistyl.pl.

– „Parę lat później mieliśmy już kilkaset milionów złotych rocznego obrotu i zatrudnialiśmy kilkadziesiąt osób. Dużo zarabialiśmy, ale i coraz częściej pojawiały się straty. W tamtym czasie skontaktował się ze mną kolega, geolog z Warszawy, który zaproponował mi bardzo ciekawą pracę w Libii. I w 1994 roku wyjechałem na rok z Polski” – czytamy dalej w tym samym wywiadzie.

Zdrowe soki? Nie do końca

Następnie pojawia się wątek z 2017 roku. Wtedy została stworzona linia soków "Dzikość Jabłka z Wilczych Gór", a dochody ze sprzedaży miały zasilać konto Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze.

Jak podaje serwis „Życie Stolicy”, wyrób ten można było nabyć w sklepie www.ursamaior.pl. Obecnie pod tym adresem znajduje się browar regionalny, a produktów z linii soków już dawno nie ma.

W 2017 roku na Facebooku można jednak było przeczytać:

- „Owoce zbierane z wiekowych jabłoni na terenie Bieszczadów i Pogórza Przemyskiego. Przetrwały siarczyste mrozy, najazdy norników, zajęcy i saren. Przetrwały śniegi rozłamujące korony ich mniej szczęśliwych kolegów, susze, ulewy i przymrozki. Przetrwały wyprowadzki swoich opiekunów i wieloletnią samotność".

Jak podaje serwis „Życie Stolicy”, soki te „nie »przetrwały« jednak badań laboratoryjnych dokonanych w Laboratorium Eurofins Polska Sp. z o.o. w Malborku”. W próbce, która została dostarczona do laboratorium i miała być „bez zastrzeżeń”, wykryto „tajne składniki z grupy pestycydów”.

W raporcie – jak podaje „Życie Stolicy” – można przeczytać m.in.:

Analizowana próbka zawiera pozostałości BAC (suma) w stężeniu 0.16 mg/kg, podczas gdy maksymalny dopuszczalny poziom (MRL) dla tej matrycy wynosi 0.1 mg/kg zgodnie z rozporządzeniem (WE) 396/2005 (rozporządzenie w sprawie najwyższych dopuszczalnych poziomów pozostałości pestycydów w żywności i paszy). Co więcej, analizowana próbka zawiera pozostałości DDAC (suma) w stężeniu 0.22 mg/kg, podczas gdy maksymalny dopuszczalny poziom (MRL) dla tej matrycy wynosi 0.1 mg/kg zgodnie z rozporządzeniem (WE) 396/2005 (rozporządzenie w sprawie najwyższych dopuszczalnych poziomów pozostałości pestycydów w żywności i paszy). Nawet biorąc pod uwagę rozszerzoną niepewność pomiaru 50% (k=2, bez próbkobrania), wartości dozwolone są przekroczone".

– „I cóż, że jabłonki rosły sobie w skrytości bieszczadzkich zakamarków, a ich „jedynym towarzyszem był księżyc w pełni, wilki i niedźwiedzie odwiedzające je czasem jesienią”? Sprawa „ekologicznego” soku rodem z mitycznej Arkadii trafiła do sądu” – pisze ironiczne i nie bez racji, jak się wydaje, redaktor Wyrostkiewicz.

Jak już wspominałem, oskarżenia pod adresem Lasów Państwowych o nadmierną eksploatację zalesionych terenów, które mógłby jedynie uratować – gdyby powstał - „Turnicki Park Narodowy”, to opowieści z mchu i paproci albo – żeby być bardziej dosadnym – z alternatywnej rzeczywistości. Tworzą je tzw. ekolodzy i przychylne im lewicowo-liberalne media, kiedyś mainstreamowe – dzisiaj na szczęście o dużo mniejszym zasięgu, znaczeniu i opiniotwórczości.

O finansowaniu tzw. organizacji ekologicznych pisałem szerzej TUTAJ, a to, jak wygląda rzeczywiste zestawienie drzewostanu w roku 1939 i 2014, można zobaczyć na poniższym zdjęciu, które wyraźnie obrazuje konieczność wybrania się przynajmniej do okulisty przez wspomnianych „ekspertów” od zalesiania i gospodarki leśnej.

Jan Ptasznik