Mariusz Paszko, portal Fronda.pl: W niedzielę rano o godzinie 4:23 rano po raz kolejny polska przestrzeń powietrzna została naruszona przez rosyjską rakietę. Dlaczego rakiety te nie są strącane przez polską obronę przeciwlotniczą? Czy to dowodzi temu, że nasza obrona wcale nie jest silna, a może z innych względów takich rakiet nie warto lub nie należy strącać?

Generał Waldemar Skrzypczak: Pytanie wydaje się proste, ale odpowiedź na nie już taka nie jest. To bardzo skomplikowane i trudne sprawy. De facto, każda rakieta, która narusza przestrzeń powietrzną naszego państwa powinna być likwidowana. Proszę zauważyć jednak, jakiego argumentu używa strona rządząca i wojsko. Po pierwsze, że Polska nie jest celem i że to nie jest cel uderzenia, chociaż – jak pamiętamy – Przewodowo też nie było celem, a zginęło tam dwóch Polaków. Po drugie, wojsko twierdzi, że strącenie rakiety jest bardzo ryzykowne, ponieważ części rakiety mogą opaść na tereny zabudowane, co może spowodować straty wśród ludności cywilnej. Takie argumenty są przedstawiane i inne na razie się nie pojawiają. Wydaje się więc, że są to wypowiedzi wynikające z ostrożności. Może też z braku decyzji, żeby wszystkie obiekty, które wlatują w przestrzeń powietrzną, niszczyć. Ci, którzy takie decyzje podejmują zakładają, że są to przypadkowe wloty i należy tak to traktować, ponieważ - moim zdaniem – może być też tak, że ich przelot przez jakiś obszar Polski jest wynikiem ich błędnego programowania przez personel, który obsługuje tę broń. Chodzi i algorytmy tych rakiet manewrujących. To są nowe rakiety i one są bardzo precyzyjne, posiadają nowe systemy naprowadzania. Skłaniam się więc ku temu, że operator mógł się trochę pomylić co do programowania toru lotu tego pocisku.

W tym wszystkim jedna sprawa jest bardzo istotna i chcę na nią zwrócić uwagę. Proszę zauważyć, że ta rakieta na Ukrainę wleciała od strony polskiej. Ukraińcy natomiast nie spodziewają się wlotu rakiet od strony Polski, ponieważ oni uważają, że my jako NATO (nie tylko Polska) skutecznie chronimy naszą przestrzeń powietrzną. Ukraińcy swoje radary mają nakierowane na północ, północny-wschód i południowy-wschód, skąd do tej pory leciały praktycznie wszystkie rakiety na Ukrainę. Teraz natomiast się okazuje, że od strony polskiej też te rakiety wlatują, czym zaskoczona jest kompletnie ukraińska obrona powietrzna. Stąd też Ukraińcy podnoszą temat, że te rakiety powinny być strącane, dlatego, że oni tych rakiet od strony Zachodu się nie spodziewają. Rosjanie natomiast być może – podkreślam „być może” - wykorzystują to, że te rakiety mogą uderzyć z zachodu. Tak jak to miało miejsce w tym przypadku. Można by nawet stwierdzić, że Rosjanie wykorzystują naszą przestrzeń powietrzną do atakowania Ukrainy z Zachodu.

Wydaje się więc, że należy się nad tym tematem pochylić, czy przypadkiem Rosjanie nie wykorzystują naszej przestrzeni powietrznej świadomie, żeby wykonywać uderzenia na Ukrainę od strony NATO z zachodu.

A czy te rosyjskie rakiety przelatujące nad polskim terytorium nie są sprawdzaniem szybkości reagowania naszej obrony przeciwlotniczej?

Panie Redaktorze, Rosjanie mieli już tyle okazji na sprawdzenie tego, że w moim przekonaniu w tym względzie mają już wszystko rozpracowane. Nie ma się co oszukiwać, że jest inaczej i zapewniam, że to co chcieli wiedzieć, to już dawno rozpracowali. To było widać chociażby po tym jaki las anten rozwinęli w obwodzie królewieckim podczas manewrów Dragon. Oni penetrują cały czas penetrują nas i systemy NATO-wskie. Proszę nie mieć wątpliwości, że oni mają problem z rozpoznaniem naszych systemów rozpracowany i nie muszą czekać na taką okazję, jaka miała miejsce teraz, ponieważ robią to już od dawna i mieli wiele okazji, żeby to sprawdzić.

W jakim wypadku wystrzelona przez Rosję rakieta powinna być bezwzględnie strącona przez naszą obronę, gdyby wleciały w polską przestrzeń powietrzną?

Jeśli dowódca odpowiedzialny za tego typu decyzje uzna, że taka rakieta została wystrzelona przeciwko Polsce intencjonalnie i z zamiarem wykonania uderzenia na jakiś obiekt. Powiem jednak tak: to nie jest łatwe do oceny. To jest zawsze decyzja jednego człowieka i nie jest możliwe z całą pewnością określić, że ktoś się nie pomyli. To zawsze będzie budziło wątpliwości.

Na wojnie wątpliwości nie ma – albo ja albo przeciwnik. Obecnie jednak nie ma takiego podejścia. Wielu mówi wręcz, że zestrzelenie takiej rakiety wywołałoby bardzo złe skutki. Każde zniszczenie rakiety będzie miało złe skutki. Są ludzie, którzy za to odpowiadają i pełna odpowiedzialność spoczywa na nich. Nam trudno forować jakiekolwiek wyroki.

Jak widzi Pan strategię informacyjną MON w zakresie naruszenia naszej przestrzeni powietrznej? Władysław Kosiniak-Kamysz na przykład kiedy był w opozycji, głośno zarzucał ówczesnemu rządowi, że rakiety nie zestrzelił. Dzisiaj natomiast tłumaczy się zgoła inaczej.

To są politycy i przez ten pryzmat należy na to patrzeć. Teraz z kolei Mariusz Błaszczak mówi, że obecne władze MON powinny ją strącić. Kiedyś mówił o tym wspomniany przez Pana Redaktora Kosiniak-Kamysz. Należy pamiętać, że każdy kto podejmie decyzję o strąceniu bierze na siebie odpowiedzialność. Jak widać, nikt nie chce tego zrobić.

Jak ocenia Pan Generał losy wojny na Ukrainie? Czy faktycznie jest tak, jak alarmistycznie donoszą media zachodnie, że ze względu na brak żołnierzy oraz amunicji Ukraina znalazła się na równi pochyłej?

Panie Redaktorze, nie wiem czy wszyscy o tym pamiętają, ale ja mówiłem już o tym w październiku ubiegłego roku. Brak mobilizacji - czyli brak nowych żołnierzy - na Ukrainie jest już od maja 2023. Kolejnym elementem jest wstrzymanie zakupów amunicji - Ukraińcy mieli pieniądze, ale nie kupowali pocisków. To stworzyło sytuację, z którą mamy teraz do czynienia. Powtórzę: mówiłem o tym w październiku. Nie ma mobilizacji, a więc nie ma tym samym uzupełniania strat. Amunicji nie kupują od sierpnia 2023, to z czego mają strzelać?

Ten głęboki kryzys powoduje to, że Ukraińcy „strzelają z powietrza” i mają nieuzupełnione jednostki wyszkolonymi żołnierzami. To są błędy polityczne wynikające po pierwsze z braku decyzji w Kijowie o mobilizacji. Druga sprawa to rozkradanie pieniędzy. Zełenski co prawda obiecywał, że przypilnuje korupcję i przeciekanie funduszy, ale niewiele z tym zrobił, a nawet mówi się, że biorą w tym udział ludzie z jego bezpośredniego otoczenia. W efekcie armia ukraińska nie ma czym walczyć. To jest okradanie swojej armii, swoich żołnierzy. Ja widziałem na filmie, co ukraińscy żołnierze jedzą w okopach i - powiem to brutalnie – swojemu psu bym tego nie dał. To jest po prostu skandal. Ukraińcy idą na przegraną i to jest wybór Kijowa, a wołanie Zełenskiego „dajcie… dajcie… dajcie…” moim zdaniem jest nieuzasadnione, ponieważ my dajemy, a oni to marnują z wielkim zaangażowaniem. Marnują pieniądze, nie mają ludzi do walki, nie mają pomysłu na pokonanie Rosji.

Tę katastrofę, która być może spotka Ukraińców, sami sobie gotują i niech nie zwalają winy na nas, pomimo że te decyzje dotyczące doposażenia armii ukraińskiej idą bardzo wolno. To jednak wynika z faktu, że poziom zaufania do Kijowa jest bardzo niski i sprawcami tego są sami Ukraińcy i ekipa Zełenskiego. Pomimo wielkiego bohaterstwa ukraińskich żołnierzy, dla których mam wielki szacunek za to, jak oni wspaniale walczą i są to wspaniali żołnierze, to mają słabych rządzących, którzy najprawdopodobniej Ukrainę doprowadzą do katastrofy, jeśli dalej tak będzie.

Mają teraz miejsce kolejne wzmożone ataki rakietowe na ukraińską infrastrukturę energetyczną. Czy Putin chce rzucić ten kraj na kolana?

Tak, oczywiście. On w tej chwili pozbawia Ukrainę możliwości funkcjonowania. Rosja posiada obecnie taki potencjał, że tych ataków może dokonywać dużo więcej, niż w tej chwili. Ukraina cierpi, a jej rządzący nie mają pomysłu, jak się oprzeć tej inwazji. Tym bardziej, że Rosjanie szykują się do operacji lądowej i prawdopodobnie przy przewadze potencjału rozbiją i załamią obronę ukraińską. W efekcie rozpędu ofensywy mogą się zatrzymać nawet na Dnieprze.

A jak Pan Generał widzi ostatni zamach pod Moskwą? Czy to robota Putina, czy ISIS, czy być może wspólna?

Ja tu nie widzę roli Putina. W mojej opinii jest to narastający wewnętrzny problem Rosji, a mam na myśli ruchy separatystyczne, ruchy narodowo-wyzwoleńcze. Tam są przecież narody zniewolone od setek lat. One teraz czują powiew wolności i chcą wreszcie się wyzwolić. To jest powiększający się problem muzułmanów w Rosji, których populacja jest bardzo duża, którzy są traktowani przez Rosjan jako ludzie drugiej kategorii i stąd są te zrywy i zamachy i one będą, ponieważ czas kiedy ci ludzie się bali minął bezpowrotnie, czego przykładem są te zamachy. Uważam, że problemy wewnętrzne Rosji będą narastały, będą coraz dotkliwsze. Putin zaś nie ma sposobu, żeby temu zaradzić, ponieważ te narody są bardzo rozproszone. Podejrzewam więc, że to jest przykład dla nich, jak walczyć z władzą w Moskwie.

Pamiętam jedną z naszych rozmów na temat tego, że moskiewska cerkiew jest tam dominująca, a muzułmanie z tych najbiedniejszych krajów i regionów byli od samego początku wojny wykorzystywani przez Rosję i Putina jako mięso armatnie na Ukrainie, co miało zapewnić zmniejszenie narastającego problemu, o którym Pan Generał mówi. To „rozwiązanie” tego problemu chyba jednak Moskwie nie do końca się udało.

To Panie Redaktorze im się nie udało i na pewno nie uda, ponieważ muzułmanów w Rosji jest dużo i to bardzo różnego pochodzenia, jak Kazachowie, Turkmeni, Uzbecy, Azerowie i wszyscy inni z bliskiego wschodu. Oni są coraz bardziej zintegrowani. Ponadto, wbrew temu, co powszechnie się uważa, muzułmanie są bardzo zintegrowanym środowiskiem ludzi. Wiara ich jednoczy i dla Allaha są gotowi zrobić wszystko. I tego właśnie powinien bać się Putin.

Uprzejmie dziękuję Panu Generałowi za rozmowę.