Oczywiście, żartuję. Ale obawiam się, że całe tłumy ludzi z kraju, w którym chrześcijaństwo ma ponad tysiącletnią historię,  biorą te rzeczy całkiem na serio. Mało tego – te komunikaty krzyczą z ekranu telewizyjnego i kioskowych wystaw. Najświeższe „informacje” o ametyście zdobyłam dzisiaj patrząc na wystawę kiosku – „Energia kamieni” brzmiał tytuł, a pod spodem „rzetelne” wyliczenie „korzyści” płynących z jego noszenia. Co do kopniaka „na szczęście” to trudno byłoby mi już zliczyć , ile razy słyszałam o jego „skuteczności” od uczęszczających co niedziele na Eucharystię katolików. Pierścień Atlantów (ponoć przynoszący szczęście i dobrobyt) co chwile błyska mi przed oczami w autokarze, sklepie, kościele… W większości (jeśli nie we wszystkich) kobiecych magazynach można przeczytać o tym, co przyniesie kolejny tydzień, miesiąc, rok – w zależności od tego pod jakim znakiem zodiaku jesteś urodzony. W czasie ostatniej wakacyjnej podróży mogłam napatrzeć się na stragany uginające się od słoników na szczęści, drzewek szczęścia, kamieni, wisiorków… czego bądź, mającego zapewnić wszystko, czego dusza zapragnie w tym i przyszłym życiu. I o tym trąbią „oświecone” media, a przed oczami widzów co jakiś czas pojawia się reklama renomowanego wróżbity, który obiecuje odsłonić przed klientem zakamarki przyszłości. A wykształceni, uważający siebie za zdroworozsądkowych ludzie wierzą i kupują amulety, czytają horoskopy, omijają kota na ulicy.

Jednocześnie gdy pojawia się ulotka o zagrożeniach duchowych, w dodatku odkopana jako „odkrycie”, a wydana dwa lata temu, zaczynają się drwiny, że to jakiś ciemnogród. Coś tutaj nie gra… Myślę, ze przede wszystkim nie gra to, że na tematy wiary wypowiadają się domniemani eksperci od duchowości, których osoba pojawia się w kościele kilka razy do roku albo wcale, a przyklaskują im osoby, które próbują usprawiedliwić swój brak wiary. Bo  w człowieku jest taki głód Boga, w którego ręku jest nasz niepewny los. A kiedy zabraknie wiary w Niego to pojawiają się słoniki. Gdy natomiast ktoś wytknie to komuś to ciężko stanąć twarzą w twarz z prawdą. A publiczne wyśmianie jest najlepszym sposobem na pozbycie się tak doskwierających wyrzutów sumienia.

I nie chodzi o to, że zagrożenia duchowe od razu muszą prowadzić do zniewolenia czy opętania. Po prostu wszystko, co zrywa relację z Bogiem, szarpiąc pierwsze przykazanie – ideologie, rzeczy, gry, zabawy, które wprowadzają zamęt mogą nimi być. Bo czym różni się oddawanie czci złotym cielcom przez Izraelitów od dzisiejszego „niewinnego” ubóstwiania porcelanowych słoników i kurczowego ściskania talizmanów mających zapewnić dobrobyt? Pozostaje więc pytanie: Czy ciemnogrodem jest wiara w niewidzialnego Boga objawionego w Chrystusie i przestrzeganie Jego przykazań (w tym również pierwszego) czy wierzenie we wszystko, co tylko pod rękę wpadnie – talizmany, słoniki, pierścienie, kamienie… byleby tylko nie zapaść się w pustkę niewiary?

Natalia Podosek