Rosyjskim służbom poszukiwawczym udało się odnaleźć czarną skrzynkę samolotu, który w niedzielę rozbił się nad Morzem Czarnym. Obecnie trwają prace nad wydobyciem rejestratora z morza.

Analiza zawartych na czarnych skrzynkach informacji może pomóc w ustaleniu przyczyn katastrofy.

Płetwonurkowie odnaleźli również na miejscu katastrofy kolejne ciała ofiar, jak również dużo części rozbitego Tu-154.

 Gazeta "Kommmiersant" informuje, powołując się na własne źródła, że jest już główna wersja w sprawie katastrofy samolotu z Chórem Aleksandrowa. Mówi się o błędzie pilota.  Załoga miała w trakcie startu próbować zbyt szybko wznieść samolot w powietrze. Maszyna straciła prędkość i zaczęła spadać do morza.

Ta wersja katastrofy jest oparta na zeznaniach jedynego świadka tragedii, pracownika straży granicznej, który z kutra patrolowego na morzu obserwował lot Tupolewa. Jak relacjonował mężczyzna, maszyna zamiast nabierać wysokość zniżała lot, jak gdyby chciała lądować na morzu z uniesionym do góry kadłubem. Samolot ogonem zaczepił o powierzchnię morza, potem jego tylna część oderwała się i szybko zatonął.

"Nurkowie natrafili na fragmenty samolotu od skrzydeł do ogona. Według wstępnych danych uszkodzenia świadczą o tym, że kapitan chciał posadzić samolot na wodzie"- poinformował agencję TASS rozmówca z rosyjskich struktur siłowych.

Wcześniej informowano o znalezieniu części ogona samolotu, której jeszcze nie wydobyto. Są na niej widoczne resztki silników.

Samolot z Chórem Aleksandrowa znikł z radarów w niedzielę dwie minuty po starcie z lotniska Soczi-Adler i spadł do Morza Czarnego. Przedstawiciele władz informują, że panowały wówczas dobre warunki pogodowe. Na pokładzie znajdowały się 92 osoby: 84 pasażerów, w większości muzyków Chóru Aleksandrowa, którzy wyruszali z noworocznym koncertem do bazy lotniczej w Syrii, oraz ośmiu członków załogi.

JJ/IAR, PAP, Fronda.pl