Schemat zawsze jest taki sam – jest powódź, burze, zniszczenia, a potem premier (bez względu na to z której opcji) jedzie na zniszczone tereny i zapowiada pomoc dla poszkodowanych. W świetle kamer szef rządu zapowiada środki i szybkie decyzje ws. wypłacania pieniędzy na odbudowę. Potem z tą pomocą różnie bywa, ale na ogół mieszkańcy zniszczonych terenów otrzymują wsparcie. Czy byli ubezpieczeni, czy nie - nie ma znaczenia. Czy od lat mieszkali na terenach zalewowych, czy nie – nie ma znaczenia. Czy byli dobrze zabezpieczeni przed szkodami, czy nie – nie ma znaczenia. Czy straty są wynikiem ich zaniedbań czy nie – nie ma znaczenia Przy tak wielkich zniszczeniach, które nagłaśniają media, zawsze lepiej sypnąć kasą niż wypalić jak niegdyś jeden ze skomuszałych premierów: trzeba było się ubezpieczyć!

 

Taktyka wykładania pieniędzy na odbudowę jest czymś korzystnym dla polityków. Mogą się oni pokazać, jako osoby czułe na tragedię innych oraz bliskie osobom pokrzywdzonym. Próżno więc oczekiwać, że ktokolwiek sprawujący władze zmieni taktykę przy okazji takich wydarzeń. Tymczasem praktyka władz związana z reagowaniem na zniszczenia i kataklizmy jest niesprawiedliwa i wzmacnia niekorzystne tendencje. Bowiem ci, którzy się zabezpieczyli wykupując ubezpieczenia, czy inwestując w systemy chroniące przed kataklizmami, wychodzą na idiotów. Po co ładowali pieniądze skoro za zniszczenia zawsze płaci państwo? Po co inwestować w swoje otoczenie, skoro w przypadku zniszczeń za pieniądze państwa można odbudować swoje domostwo? Polityka finansowania z budżetu odbudowy prowadzi do wzrostu nieodpowiedzialności za swoje otoczenie. Ludzie, którym państwo płaci za zniszczenia bez względu na ich przyczyny, nie muszą się przejmować niczym. Nawet jeśli zagrożenia zniszczeniami są świadomi nie muszą niczego w związku z tym robić.

 

Taktyka władz u tych, którzy są bardziej przewidujący, musi budzić poczucie niesprawiedliwości. Jednak jest to tylko jeden z negatywnych skutków polityki pokrywania wszelkich szkód. Rodzi ona bowiem poczucie braku odpowiedzialności nie tylko za swoje otoczenie, ale również za ojczyznę – tę małą i dużą oraz jest jednym z elementów osłabiania w ogóle chęci myślenia. Jeśli bowiem państwo da na odbudowę, bez względu na moje zachowanie, to zwalnia mnie z obowiązku myślenia. Ono płaci za moją bezmyślność. A człowiek jak wiadomo jest leniwy, więc z możliwości niemyślenia chętnie korzysta.

 

Wiele osób zachwyca się systemem prawa w Stanach Zjednoczonych. Jednak widoczne tam negatywne tendencje świetnie obrazują manowce, na jakie wpędza człowieka zbyt opiekuńcza postawa państwa. W USA bowiem można wywalczyć odszkodowanie niemal za każdy wypadek. Producenci zabezpieczyć się mogą zamieszczając stosowne ostrzeżenia na produktach. I tak, do wielu sprzedawanych sprzętów dodawany jest spis czynności, których wykonywać nie wolno. Jeśli tego by nie było, producent musiałby się liczyć z koniecznością wypłacenia odszkodowania. To prowadzi do kuriozalnych sytuacji, ponieważ zwalnia ludzi z samodzielnego myślenia. Chcesz wejść na drabinę, opartą o kable wysokiego napięcia? Wchodź – przecież producent nie umieścił takiego ostrzeżenia w instrukcji. Jak nie umieścił, to pewnie niczemu to nie grozi. Bo gdyby groziło to stosowna adnotacja musiałaby się znaleźć – to przerysowany sposób myślenia, do którego prowadzi ogłupianie społeczeństwa zbyt daleko idącym regulowaniem życia społecznego. Zamiast mózgu ludzie uczą się używać spisu zaleceń, zakazów i nakazów. A te zawsze są ułomne i niepełne. System ostrzeżeń w USA, jak taktyka polskich władz, sprzyja bezmyślności i zniechęca do zapobiegliwości. Wysilanie się w obu przypadkach jest nieopłacane (oczywiście poza sytuacjami ekstremalnymi, które prowadzą do śmieci lub trwałego kalectwa).

 

Państwo powinno być silne i pomagać ludziom, jeśli tego wymaga sytuacja. Jednak uznanie, że każdemu należy się pomoc bez względu na wszystko, jest myśleniem bałamutnym i prowadzi do niesprawiedliwości. Pokazuje to świetnie porównanie sytuacji dwóch grup społecznych – ofiar powodzi i innych kataklizmów oraz kredytobiorców, którzy mają zaciągnięte pożyczki w zagranicznych walutach. Obie grupy stają się często ofiarami – natury lub sytuacji na rynkach. Jednak tylko ta pierwsza grupa może liczyć na bezwarunkową pomoc od państwa. Tymczasem kredytobiorcy są często w tej samej sytuacji. Ludzie nie ubezpieczają swoich domów z oszczędności, kredytobiorcy zaciągają pożyczki w obcych walutach również z oszczędności (bo to się bardziej opłaca), jedni i drudzy mają częściowy wpływ na skalę zniszczeń, które im grożą, jedni i drudzy w wyniku działań zjawisk zewnętrznych często tracą dorobek. Jednak za kredytobiorcami nikt się nie wstawia. Nikt nie jeźdź po kraju i nie rozdaje pieniędzy. Ich traktuje się inaczej – głównie z powodów marketingowych. Opinia publiczna odebrałaby znacznie gorzej pomoc w spłacaniu kredytów mieszkaniowych. Dodatkowo, po taką samą pomoc ustawiłaby się kolejka innych chętnych, z kredytobiorcami złotówkowymi na czele.

 

Polityka władz jest więc niekonsekwentna. Jedni pieniądze dostają inni – nie. Środki na odbudowę zniszczeń często trafiają do ludzi z małych miejscowości, albo wręcz wiosek. To z kolej prowadzi do degeneracji środowisk, które w Polsce często są marginalizowane i wykluczane. I to one stają się w długiej perspektywie ofiarami polityki państwa. Państwa, które często zasypuje je pieniędzmi, zamiast uczyć przezorności i odpowiedzialności za siebie. Choć to druga znacznie trudniejsza, i dla państwa, i dla obywateli, na kształtowaniu tych postaw państwu powinno bardziej zależeć.

 

Stanisław Żaryn