Publikujemy fragment książki Joachima Jauera pt. "Urbi et Gorbi. Jak chrześcijanie wpłynęli na obalenie reżimu komunistycznego w Europie Wschodniej" za zgodą Wydawnictwa Akcent. Rozdział "Zamach na papieża i stan wojenny. Jak zwalczano Solidarność i jej orędowników".

13 maja 1981 r. Turek Mehmet Ali Ağca podczas jednej z audiencji dla pielgrzymów na placu św. Piotra w Rzymie próbował zabić papieża, oddając do niego trzy strzały. Do dziś nie wyjaśniono, czy zleceniodawcą Ağcy były bułgarskie tajne służby. Podejrzenie, że zamach na Jana Pawła II został zlecony przez radzieckiego szefa partii, Breżniewa, i przekazany przez KGB w Moskwie do wykonania przez bułgarski wywiad, pojawiło się wkrótce po tym, jak Ağca usiłował dokonać morderstwa. Długoletni sekretarz papieża, Stanisław Dziwisz, jest przekonany, że „wydaje się obiektywnie niemożliwe, by Ali Ağca był indywidualnym sprawcą, który wszystko robił sam”. Akta potwierdzają, że Stasi przyjęło zadanie propagandowego odciążenia bułgarskiego „bratniego organu” z zarzutu próby morderstwa, jednak brakuje świadków lub niepodważalnego dowodu spisku zawiązanego przez komunistów.

Po dziś dzień nie wyjaśniono tła zamachu. Pewne jest, że radzieckie biuro polityczne wielokrotnie doradzało, w jaki sposób można by „rozwiązać problem polskiego papieża”. Amerykański pisarz John O. Koehler twierdzi, że zna dokument pochodzący z listopada 1979 r. podpisany przez członków ówczesnego radzieckiego Biura Politycznego, w tym Gorbaczowa. Gorbaczow w listopadzie 1979 r. był sekretarzem Komitetu Centralnego, jednak nie członkiem Biura Politycznego. Decyzje dotyczące akcji tajnych służb KGB były podejmowane w najwęższym kręgu partyjnym. Pismo z moskiewskiego archiwum brzmi następująco:

Należy użyć wszelkich dostępnych środków, by uniknąć zmiany kursu polityki rozpoczętej przez polskiego papieża, a jeśli będzie to konieczne, sięgnąć po środki idące dalej niż dezinformacja i dyskredytacja.

Za tym sformułowaniem kryje się jakoby polecenie, by zabić papieża – jak to interpretuje Kohler. Były radziecki szef państwa i partii Gorbaczow zasadniczo nie odrzuca hipotezy, że 13 listopada 1979 r. doszło do tajnych obrad Komitetu Centralnego, broni się jednak przed przypuszczeniem, iż mówiono wówczas o akcji przeciwko polskiemu papieżowi. Na zapytanie byłego dziennikarza ZDF i eksperta w tematyce watykańskiej, Wernera Kaltefleitera, Gorbaczow odpowiedział tak: „Co się tyczy strzałów na placu św. Piotra, to generalnie nie posiadam informacji na temat współudziału KGB w tym przestępczym czynie [… – jednak –] jeśli chodzi o wydarzenia z roku 1980 w Polsce, mogę powiedzieć, że oczywiście wywieraliśmy polityczną presję na władze pańs­twowe”.

Na pewno dość wcześnie w moskiewskim Biurze Politycznym rozważano, w jaki sposób zareagować na nieoczekiwany sukces papieża w Polsce i poza jej granicami – być może planowano interwencję Związku Radzieckiego, a nawet Układu Warszawskiego w Polsce. Jednak Gorbaczow zawsze ostro dementował doniesienia o zleceniu morderstwa przez Moskwę.

Ciężko ranny papież cudem przeżył zamach, jednak bolesne, długofalowe następstwa tego ataku trwale zaszkodziły jego stabilnemu dotąd zdrowiu. 23 grudnia 1983 roku Jan Paweł II odwiedził zamachowca w jego celi więziennej i mu przebaczył. Stanisław Dziwisz opowiadał, że podczas tej rozmowy Mehmet Ali Ağca wciąż powtarzał tylko jedno pytanie: „Dlaczego pan nie zginął? – Wiem, że dobrze wycelowałem. Wiem, że to była niszczycielska, śmiercionośna kula. Dlaczego więc pan nie zginął?”.

Papież podarował jedną z kul Alego Ağcy Matce Boskiej Fatimskiej. Jan Paweł II był święcie przekonany, że przeżył zamach dzięki jej pomocy. W ten dzień przypadała bowiem rocznica pierwszego objawienia Matki Boskiej w Fatimie.

Szefowie państw i partii od Moskwy po Berlin Wschodni coraz wyraźniej zdawali sobie sprawę z tego, że polski papież u siebie, w Polsce, mógł wydawać się wiernym z krajów komunistycznych autentyczniejszy niż w dalekim Watykanie. W Polsce mógł ogłaszać swoje orędzie o chrześcijańskim oporze również „bratnim krajom”, Czechom, Węgrom, Słowakom i obywatelom NRD. W tajnym dokumencie skierowanym do ówczesnego radzieckiego szefa państwa i partii, Leonida Breżniewa, papież Wojtyła był określany mianem kontrrewolucjonisty. Ministerstwo Bezpieczeństwa Państwowego NRD rozpoznało już wichrzyciela i zanotowało, że „pochodzący z Polskiej Republiki Ludowej papież i jego duży wpływ na kraj ojczysty to jedne z głównych przyczyn obecnej sytuacji w PRL. Decydujące znaczenie ma przy tym w oczywisty sposób wizja papieża dotycząca wspólnej chrześcijańskiej Europy”.

Pogróżki „bratnich krajów” pod koniec roku 1980 przybrały na sile i stały się bardzo konkretne. Układ Warszawski był zaniepokojony. Tolerowanie zorganizowanej opozycji, która w coraz większym stopniu nabierała także antyradzieckiego charakteru, było nie do zniesienia dla szefów partii socjalistycznych sąsiadów Polski. Upierali się przy tym, by partie leninowskie zachowały monopol na władzę. Breżniew zaczął przygotowywać manewry „bratnich armii” w Polsce przede wszystkim ze względu na nalegania Honeckera. Wojskowe ćwiczenia miały w drastyczny sposób unaocznić Polakom, że w odpowiedzi na Solidarność planowano inwazję militarną. Ożyły wspomnienia roku 1953 w Berlinie Wschodnim, roku 1956 w Budapeszcie i 1968 w Pradze.

Wojskowy reporter telewizji NRD donosił o bliżej niezidentyfikowanym „poligonie na południowym zachodzie Polskiej Republiki Ludowej”. Tam jakoby „sztaby oddziałów wojskowych i formacji armii radzieckiej oraz ich polscy towarzysze broni byli gotowi, by wspólnie wykonać zadania bojowe”. Zdjęcia czołgów, które przejeżdżały przez polskie wsie, i piechoty, która prowadziła szturm na płonących polach, wzmocniły groźbę.

/

W dotychczasowym przebiegu manewrów »Sojusz 81« zademonstrowali u boku swych współbojowników z Narodowej Armii Ludowej Niemiec i Czechosłowackiej Armii Ludowej wysoką gotowość operacyjną i bojową”, ostrzegał reporter NRD.

Konferencja Episkopatu Polski liczyła się z interwencją zbrojną Układu Warszawskiego. Biskup Alojzy Orszulik powiedział mi: „Zdawaliśmy sobie jasno sprawę z tego, że sąsiednie państwa: NRD, Czechosłowacja, Węgry, Rumunia i Bułgaria przygotowują ekspedycję karną przeciw kontrrewolucji w Polsce”.

W grudniu 1980 r. papież Jan Paweł II, jako polski patriota niepokojący się możliwością inwazji, wystosował list do radzieckiego sekretarza generalnego KC, Leonida Breżniewa. Przywódca najmniejszego państwa świata, które nie dysponowało żadnymi oddziałami wojskowymi, lecz jedynie miniarmią – gwardią szwajcarską w renesansowych kostiumach, napisał do wodza uzbrojonego po zęby mocarstwa atomowego:

Do Jego Ekscelencji, pana Leonida Breżniewa, Przewodniczącego Prezydium Rady Najwyższej Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich

Przemawiam w trosce o losy Europy i całego świata w związku z napięciem wywołanym wewnętrznymi wydarzeniami mającymi miejsce w Polsce w ciągu ostatnich miesięcy. Polska jest jednym z sygnatariuszy Aktu Końcowego KBWE.

Jan Paweł II otwarcie wskazuje w dyplomatycznej formie na to, że chodzi o „wydarzenia wewnętrzne w Polsce”, a dla państw sygnatariuszy Aktu Końcowego KBWE z Helsinek „nieingerencja w sprawy wewnętrzne innego państwa” była jedną z podstawowych zasad.

Następnie papież przypomina radzieckiemu przywódcy o napadzie Hitlera na Polskę i w ten sposób wyjaśnia, jakiego rodzaju historyczne porównanie nasuwałaby inwazja na jego ojczyznę.

Naród ten stał się, we wrześniu 1939, pierwszą ofiarą agresji, która zapoczątkowała straszny okres okupacji, trwający do roku 1945. Podczas całej drugiej wojny światowej Polacy stali ramię w ramię ze swymi sprzymierzeńcami, walcząc na wszystkich frontach wojny, a niszcząca siła tego konfliktu kosztowała Polskę utratę niemal sześciu milionów jej synów: to znaczy jedną piątą jej populacji sprzed wojny.

Mając więc na uwadze różne motywy zaniepokojenia wywołanego napięciem wokół aktualnej sytuacji w Polsce, proszę, aby zrobił Pan, co tylko w Pańskiej mocy, by wszystko, co składa się na przyczyny owego zaniepokojenia, zgodnie z powszechną opinią, zostało wyeliminowane. Jest to niezbędne dla odprężenia w Europie i w świecie. Sądzę, że można to osiągnąć tylko przez wierne dotrzymywanie solennych zasad zawartych w Akcie Końcowym KBWE, który ustanawia kryteria regulujące stosunki międzynarodowe, a w szczególności zasadę poszanowania niezbywalnych praw do suwerenności, a także zasadę nieingerowania w wewnętrzne sprawy każdego z sygnatariuszy.

A na końcu następuje zdanie, w którym pojawia się słowo „solidarność” w podwójnym znaczeniu.

Wydarzenia mające miejsce w Polsce w ostatnich miesiącach zostały wywołane nieuchronną koniecznością gospodarczej przebudowy kraju, co wymaga równocześnie przebudowy moralnej opartej na świadomym zaangażowaniu, w duchu solidarności, wszystkich sił całego społeczeństwa.

List kończył się naglącym apelem do Breżniewa, by zrobił wszystko, co w jego mocy, „żeby rozładować obecne napięcie, aby polityczna opinia publiczna została uspokojona w kwestii tego delikatnego i pilnego problemu”.

Kardynał Stanisław Dziwisz potwierdził w rozmowie ze mną, że ten i inne listy z Watykanu nigdy nie doczekały się odpowiedzi z Moskwy. Dopiero później, gdy szefem partii został Gorbaczow, stosunki ze Związkiem Radzieckim się znormalizowały.

Być może jednak odpowiedzią Breżniewa było to, że zagrażająca Polsce inwazja Układu Warszawskiego nie doszła do skutku. Komunistyczne władze kraju same przeprowadziły ekspedycję karną, której się obawiano. Szef państwa i partii, Wojciech Jaruzelski, 13 grudnia 1981 r. ogłosił wprowadzenie stanu wojennego. Rozpoczęła się walka rządu z Solidarnością – Polska Zjednoczona Partia Robotnicza przeciw wolnym związkom zawodowym robotników.

/

Jaruzelski rzekomo chciał w ten sposób zapobiec wkroczeniu do Polski armii Układu Warszawskiego. Warszawski rząd zaczął prowadzić wojnę domową przeciwko własnemu narodowi. Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność” został zdelegalizowany, 5000 jego najważniejszych członków internowano. Lech Wałęsa został aresztowany. Po przełomie Jaruzelski bronił swojego puczu również przed sądem: „Jak państwo wiedzą, jestem zawodowym żołnierzem. Dlatego użyję terminologii wojskowej: w sensie strategicznym racja była po stronie papieża i Solidarności, w sensie taktycznym – po naszej stronie. Solidarność miała rację strategiczną w swojej wizji demokracji. My, rząd, mieliśmy rację taktyczną, zapobiegając tragedii, jaką byłaby inwazja obcych wojsk”.

Mieczysław Rakowski, który bądź co bądź przez dwa dziesięciolecia był szefem „Polityki” – najbardziej chyba interesującego i umiarkowanie „liberalnego” czasopisma w Europie Wschodniej – a następnie ostatnim komunistycznym premierem, bez zastrzeżeń popierał wówczas akt przemocy Jaruzelskiego. Przed moją kamerą bronił się, wskazując na obawy towarzyszy z Warszawy, którzy pełnili wówczas odpowiedzialne funkcje: „Opinia, że byłem wrogiem Solidarności, jest niemądra. Ten zarzut jest idiotyczny. Byłem jedynie wrogo nastawiony do radykałów działających w ramach Solidarności. Należę do pokolenia, które przeżyło płonący Budapeszt i koniec »praskiej wiosny«. Nie chciałem, by w Polsce powstały nowe cmentarze”.

Tej niedzieli, 13 grudnia 1981 r., były kanclerz Niemiec, Helmut Schmidt, prowadził właśnie rozmowy z sekretarzem generalnym SED, Erichem Honeckerem, w NRD. Schmidt zdecydował, że nie przerwie swojej wizyty mimo „wydarzeń w Polsce”. Tego niedzielnego poranka przejechał z brandenburskiego zamku Hubertusstock do meklemburskiego miasteczka Güstrow, gdzie mieszkał bardzo ceniony przez niego rzeźbiarz Ernst Barlach. Po zwiedzeniu warsztatu artysty kanclerz został przyjęty w Güstrow przez Honeckera. W nocy Stasi licznymi autobusami zwoziła na miejsce lojalnych towarzyszy z innych okręgów NRD. Zamiast miejscowej ludności, która najwyraźniej wydała się władzom niepewna, wzdłuż ulic wokół ratusza stanęli klakierzy, trzymając papierowe flagi NRD. Mieszkańców wezwano do pozostania w domach, których wejść pilnowali funkcjonariusze Stasi w cywilnych ubraniach. SED obawiała się owacji i wyrazów sympatii dla lubianego również przez ludność NRD Helmuta Schmidta. Jako korespondent ZDF od wczesnych godzin porannych dokumentowałem na taśmie filmowej wymianę miejscowych mieszkańców na „przybyszów”. Honecker oczekiwał, że kanclerz Niemiec weźmie udział w tym niezręcznym, haniebnym, ale i śmiesznym przedstawieniu. Spotkanie tych dwu polityków miało służyć odprężeniu w stosunkach między oboma niemieckimi państwami, tak naprawdę jednak podkreśliło ochłodzenie w zimnej wojnie Wschodu z Zachodem i pokazało, jak lodowate stosunki panują między RFN a NRD.

Na zachodzie Niemiec tuż przez Bożym Narodzeniem doszło do spontanicznych manifestacji związków zawodowych, wyrażających sympatię wobec prześladowanej Solidarności. Liczba wysyłanych do Polski paczek z darami wyraźnie się zwiększyła, można je było ekspediować bez opłaty pocztowej. Rząd NRD jednak zamknął przed swoimi obywatelami przejścia graniczne do Polski, podróże do sąsiedniego kraju były niemożliwe z powodu rzekomego zagrożenia dla przybyszów z NRD. Propaganda popularyzowała w zakładach pracy określony obraz strajkujących jako unikających pracy polskich awanturników, na których łożyć musiał sumienny sąsiad Polski – NRD. Nie wahała się nawet przed użyciem lub ponownym przywróceniem do życia stereotypu „leniwych Polaków”, pokutującego jeszcze od czasów pruskich, a później także w okresie nazistowskim. Strajk, najszlachetniejsze prawo ludzi zależnych od pracy najemnej, zgodnie z komunistyczną interpretacją był zalecany tylko w kapitalizmie. W socjalizmie, w którym robotnicy rzekomo sprawowali władzę, strajk – zgodnie z podręcznikiem Lenina – był walką władzy robotniczej z samą sobą i z tego względu był zakazany.

W czerwcu 1983 roku Karol Wojtyła po raz drugi odwiedził ojczyznę jako papież. W PRL wciąż jeszcze obowiązywał stan wojenny. Solidarność nadal była nielegalna, a jej najważniejsi przedstawiciele – internowani. Jan Paweł II nie przybył jako triumfator do udręczonego kraju. Chcąc nie chcąc, reżim z radością powitał jego wizytę, ponieważ potrzebował pośrednika. Papież przejechał z Warszawy przez Częstochowę – cel pielgrzymek maryjnych – do Poznania, Katowic i Wrocławia, dawnego niemieckiego Breslau. Na skraju Ostrowa Tumskiego, najstarszej dzielnicy miasta poważnie zniszczonego przez wojnę, od kilku lat stoi pomnik przedstawiający kardynała Bolesława Kominka, pierwszego na tym terenie powojennego polskiego biskupa. U jego stóp można obecnie zobaczyć wielki dwujęzyczny napis, po polsku i po niemiecku – wygłoszone przez kardynała przesłanie pojednania między Polakami a Niemcami: PRZEBACZAMY I PROSIMY O PRZEBACZENIE (WIR VERGEBEN UND BITTEN UM VERGEBUNG). Kardynał Bolesław Kominek sformułował tę prośbę w listopadzie 1965 roku zainspirowany II Soborem Watykańskim – dwadzieścia lat po zakończeniu morderczej wojny z Polską, eksterminacji mieszkającej w niej ludności żydowskiej, a następnie wypędzeniu Niemców z ich śląskiej ojczyzny kardynał wyciągnął rękę do swoich niemieckich braci sprawujących funkcje biskupie. Jego bezkompromisowa postawa doprowadziła do poważnych ataków komunistów na Kościół katolicki, partia posądzała biskupów o zdradę ojczyzny. Niezwykle odważna prośba o przebaczenie była jednak przez długi czas źródłem irytacji także w łonie Kościoła, wciąż straumatyzowanego przez „hitlerowskich faszystów” – jak określano ich w Polsce.

/

Setki tysięcy ludzi mimo obowiązywania stanu wojennego pielgrzymowało wszędzie za papieżem. Nie przygotowano z tej okazji specjalnych pociągów ani nie wynajęto autobusów. W trakcie całej wizyty Ojca Świętego wciąż pojawiały się flagi zakazanego związku zawodowego ze znanym już na całym świecie logo Solidarności. Jan Paweł II regularnie wplatał w swoje kazania słowo „solidarność”, unikając wymieniania nazwy organizacji wyjętej spod prawa i wzywając wiernych „jedynie” do solidarności jako aktu miłości bliźniego. Mimo to ludzie doskonale go rozumieli i gdy tylko wspominał o solidarności, rozlegały się gromkie owacje.

Nie poddawajcie się! Wspierajcie cię! Nie lękajcie się!

Papież nie mógł chyba lepiej wesprzeć swoich rodaków w tej drażliwej sytuacji, jaką był stan wojenny.

We Wrocławiu odbyła się demonstracja, która jak żadna inna udowodniła, jak głęboka więź łączy Kościół i Solidarność, papieża i polski naród. Setki tysięcy ludzi zebrały się na terenie hipodromu w dzielnicy Partynice. Tajniacy obsadzili wejścia na tor wyścigowy. Szukali plakatów, transparentów i flag zakazanej Solidarności. Nie wiadomo, czy tajna policja była niedbała, czy nie dość fachowo przeprowadzała kontrole, czy też wśród funkcjonariuszy byli sympatycy niezależnego związku zawodowego. W każdym razie w trakcie mszy na całym terenie nad głowami ludzi co i rusz pojawiały się na kilka sekund kilkumetrowe płachty z napisem „Solidarność” i równie szybko znikały. Pomimo że Jan Paweł II w swoim kazaniu we Wrocławiu ani razu nie wspomniał o zakazanym związku zawodowym, to gdy wezwał, by zachować wszystko, co dobre w solidarności, ministranci stojący na stopniach ołtarza unieśli swoje białe komże – pod nimi widniały koszulki z czerwonym logo Solidarności. Kardynał Stanisław Dziwisz, który przez czterdzieści lat był najbliższym współpracownikiem i powiernikiem Wojtyły, opowiedział mi o tej scenie.

Wierni i ich orędownik z Rzymu w cichym porozumieniu zademonstrowali, że Solidarność żyje.

Przywódca nielegalnego związku zawodowego znajdował się w tym czasie w areszcie domowym, pod ścisłą obserwacją. Wizytę papieża oglądał w telewizji. Jan Paweł II przesłał przywódcy związku wieści za pośrednictwem sekretarza generalnego Konferencji Episkopatu Polski, Alojzego Orszulika. Jako członek-​-sekretarz Komisji Wspólnej Przedstawicieli Episkopatu Polski i Rządu PRL duchowny miał dostęp do rzecznika Solidarności, któremu zakazano kontaktów ze światem zewnętrznym. Odprawił mszę świętą w obecności Wałęsy i jego rodziny i przekazał mu pismo od papieża z przykazaniem: „Proszę nauczyć się tego na pamięć! To teoretyczna podstawa Solidarności”.

Doszło także do ostrego sporu z kierownictwem partii, ponieważ Jan Paweł II nalegał, by podczas wizyty mógł się spotkać z napiętnowanym przywódcą zakazanej Solidarności. Kardynał Dziwisz wyjaśnił mi, że papież chciał w ten sposób pokazać, iż Wałęsa nie stracił swojego znaczenia politycznego, lecz jest partnerem do rozmowy, i że związek Solidarność – choć nielegalny – dla niego i międzynarodowej opinii publicznej nadal istnieje. Kierownictwo państwa i partii próbowało za wszelką cenę udaremnić to spotkanie. Papież zapowiedział więc, że natychmiast przerwie wizytę, wsiądzie do swojego samolotu i wróci do Rzymu. Polskie władze chciały uniknąć takiego skandalu. Zaproponowały więc, by papież spotkał się z Wałęsą w utajnionym miejscu bez obecności mediów. Jan Paweł II pojechał więc do Zakopanego, by tam w schronisku spotkać się z przywódcą robotników. Służba Bezpieczeństwa przygotowała pokój, w którym miała się odbyć rozmowa, co oznaczało, że założono w nim podsłuch. Karol Wojtyła, który znał chwyty stosowane przez bezpiekę, nie chciał prowadzić rozmowy w tym miejscu. Odesłał oczekujących tajniaków i wyszedł z Wałęsą na zewnątrz, gdzie nie było podsłuchów.

Polak Wojtyła ingerował także bezpośrednio w czasie kryzysu w swoim kraju rodzinnym. Podczas przyjęcia, które szef państwa i partii, Wojciech Jaruzelski, wydał na cześć papieża, Jan Paweł II zażądał od człowieka, który wprowadził stan wojenny, by natychmiast go odwołał i uwolnił aktywistów Solidarności przetrzymywanych w obozach dla internowanych. Miesiąc później ostatnie zarządzenia stanu wojennego przestały wprawdzie obowiązywać, jednak delegalizację Solidarności utrzymano w mocy. [Dopiero w 1989 r., podczas przełomu w Polsce, odwołano to rozporządzenie.] Solidarność robotników i niepisane przymierze z Kościołem katolickim i patronem z Rzymu przetrwały polityczny okres zlodowacenia.

Podziemny związek Solidarność wciąż nawoływał do strajków z powodu niskich płac, wysokich cen i niedostatecznego zaopatrzenia. Z tego względu również po odwołaniu stanu wojennego dochodziło do poważnych konfliktów między robotnikami a polską „partią robotniczą” – policyjne pałki zastępowały demokrację.

/

Szef państwa i partii, Jaruzelski, próbował w latach osiemdziesiątych „znormalizować” sytuację w kraju, wprowadzając rządy twardej ręki. Przez długi czas panowała cmentarna cisza, ponieważ kierownictwo Solidarności zostało poważnie osłabione przez prześladowania stanu wojennego. Kościół katolicki zupełnie otwarcie nadal opowiadał się po stronie opozycji. SB miało nadzieję, że za pomocą terroru ukierunkowanego indywidualnie zastraszy zwolenników podziemnego związku zawodowego. Duchowni lub osoby świeckie aktywnie działające w strukturach Kościoła padali ofiarami napadów dokonywanych przez „nieznanych sprawców”. Każdy w Polsce wiedział, mimo braku twardych dowodów, że były to skoordynowane akcje Służby Bezpieczeństwa wymierzone w Kościół. Te zamachy, a przede wszystkim morderstwo znanego księdza, przerwały ciszę, na której zależało reżimowi.

W 1984 r. samochód księdza Jerzego Popiełuszki został zatrzymany pod pozorem kontroli trzeźwości kierowcy. Funkcjonariusze SB wywlekli duchownego z samochodu, związali, dotkliwie pobili i zamordowali. Jego zwłoki zostały znalezione w jednym z zalewów wiślanych. Rannemu kierowcy Popiełuszki udało się uciec – jako świadek zbrodni zgłosił na milicję informację o zamachu. Państwo nie mogło już zrzucić wszystkiego na „nieznanych sprawców” i zarządziło ostre dochodzenie.

Jerzy Popiełuszko w stanie wojennym odprawiał msze za ojczyznę i ciemiężoną opozycję. Prowadzone przez niego nabożeństwa, podczas których – mimo państwowego zakazu – pojawiali się ludzie z flagami Solidarności, były zarazem protestem przeciwko dyktaturze. Obecnie ksiądz Popiełuszko uważany jest za patrona Solidarności. W jego pogrzebie wzięły udział setki tysięcy ludzi. Po długiej nieobecności pojawił się publicznie także Lech Wałęsa. Wygłosił nawet krótką mowę pożegnalną: „Polska nie zginęła i nie zginie, skoro ma tak ofiarnych i solidarnych księży. (…) Solidarność żyje, bo ty oddałeś za nią życie”.

Trzej mordercy Popiełuszki i ich przełożony byli pracownikami Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. W 1985 roku zostali skazani na długoletnie więzienie, jednak po przełomie zwolniono ich przedterminowo „za dobre zachowanie”. Pewien katolicki ksiądz w 2006 roku przyznał się do dostarczenia Służbie Bezpieczeństwa materiałów o księdzu Popiełuszce. Ogólnokrajowe oburzenie w związku z brutalnym morderstwem popularnego księdza nie słabnie od połowy lat osiemdziesiątych. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Służba Bezpieczeństwa, której później udowodniono przed sądem, że była „organizacją przestępczą”, próbowały zastraszyć sympatyków zakazanego związku zawodowego i zmusić ich do poddania się. Osiągnęły coś wręcz przeciwnego – powstała nowa fala solidarności z Solidarnością.

W czerwcu 1987 r. Jan Paweł II podczas swojej trzeciej wizyty pasterskiej w Polsce zawitał także do kolebki Solidarności – Gdańska. W trakcie dwóch pierwszych pielgrzymek reżim odmawiał mu zgody na odwiedzenie miasta, w którym stała stocznia im. Lenina. Teraz na papieża czekały dwa miliony ludzi. Partia komunistyczna była już do tego stopnia osłabiona przez utrzymujący się opór ludności, że nie odważyła się zakazać obrońcy Solidarności wstępu do Gdańska. Wpływ Gorbaczowa na klimat polityczny w Związku Radzieckim w sposób oczywisty przyczyniał się także do odprężenia w stosunkach państwo – Kościół w Polsce. Jan Paweł II na początku roku przyjął nawet w Watykanie Wojciecha Jaruzelskiego. Oficjalnie wizyta papieża miała związek z Kongresem Eucharystycznym. Jednak już podczas spotkania z przedstawicielami komunistycznych władz państwowych stało się jasne, że nie chodzi tylko o religijną pielgrzymkę. Jaruzelski w mowie powitalnej wspominał o pokoju w rozumieniu Układu Warszawskiego. Papież w swojej odpowiedzi zastosował niezwykle mocny akcent: „Jeśli chcecie zachować pokój, pamiętajcie o człowieku. (…) Wszelkie naruszenia i nieposzanowanie praw człowieka stanowi zagrożenie dla pokoju”.

W Gdańsku Jan Paweł II zupełnie otwarcie mówił o Solidarności i jej ideałach – nie ma solidarności bez miłości. Wszyscy są wzajemnie za siebie odpowiedzialni, nie chodzi o walkę klasową, lecz o walkę o człowieka. Żaden człowiek nie powinien być wrogiem drugiego człowieka. Człowiek pracujący ma szczególną godność.

Był to otwarty atak na program Międzynarodówki Komunistycznej. Papież potępił walkę klasową i zamiast niej propagował ideał „solidarności”. Opowiedział się również za wolnością słowa i wyznania religijnego, za humanitarnymi warunkami pracy – i to w kraju, w którym rzekomo zniesiono wyzysk robotników. Jak wspomina kardynał Dziwisz, reżim wielokrotnie próbował w dyplomatyczny sposób upominać Jana Pawła II, by powstrzymywał się w swoich kazaniach od „polskich wypowiedzi”.

Program „solidarności” sformułował już w 1981 roku w swoim dziele „Etyka solidarności” wielki polski filozof i teolog, ks. Józef Tischner z Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie. Tę „etykę solidarności” Tischner głosił tysiącom robotników w krakowskiej katedrze na Wawelu. Jego wykłady były szkołą pokojowej opozycji – traktowały o poczuciu wspólnoty i dialogu, pracy i wyzysku, rewolucji i demokracji.

Trzecia wizyta papieża w jego ojczyźnie przebiegała na ogół pokojowo. Nabożeństwa gromadzące miliony wiernych utwierdziły ludzi w ich woli reform i jednocześnie skłaniały do cierpliwości i rezygnacji ze stosowania siły. Ludzie coraz bardziej ufali swojemu orędownikowi z Rzymu, jednak spoglądali także pełni nadziei ku reformatorowi z Moskwy. To był dobry czas na zmiany. Rok po wizycie Jana Pawła II znów doszło do ogólnokrajowej fali strajków. Późnym latem 1988 rząd ogłosił, że jest gotów do negocjacji, nawet z Solidarnością. Przedstawiciele władz i opozycji wraz z reprezentantami Kościoła zasiedli przy Okrągłym Stole, by wspólnie poszukać sposobu na rozwiązanie kryzysu państwowego.

Joachim Jauer

Joachim Jauer, Urbi et Gorbi. Jak chrześcijanie wpłynęli na obalenie reżimu komunistycznego w Europie Wschodniej, Wydawnictwo Akcent 2011. Zapraszamy do księgarni Wydawnictwa Akcent.